Marzenia się spełniają

Historia, którą chcę w tym miejscu opowiedzieć zaczyna się tyleż klasycznie, co zwyczajnie: dawno, dawno temu, kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką. Mieszkałam wtedy – niestety! – nie w zamku, ale na popeerelowskim osiedlu w jednym z większych miast Polski, gdzie pomiędzy blokami i budynkiem szkoły podstawowej kryły się plac zabaw, piaskownica i kilka skrawków zieleni. Tam właśnie mieszkający w okolicy psiarze wyprowadzali na spacery swoich pupili. Wtedy jeszcze nikt nie przejmował bezpieczeństwem osób postronnych. Jedyną ochroną, na jaką mógł liczyć samotny przechodzień – bez względu na to, czy chodziło rottweilera czy pinczera miniaturowego – był zdrowy rozsądek, tak jego własny, jak i właściciela zwierzęcia.

Nie przeszkadzało mi to. Kierowana dziecięcą naiwnością wychodziłam z założenia, że ze swobodnie, radośnie hasającym wśród trawy psem łatwiej się zaprzyjaźnić. Bez strachu podchodziłam do przedstawicieli ras powszechnie uznawanych za niebezpieczne ścigana pełnym przerażenia krzykiem mamy. Znałam chyba wszystkie psy na osiedlu i marzyłam, by jak najszybciej mieć własnego.

Niestety, rodzice nie podzielali moich pragnień, toteż po długich, uporczywych, acz bezskutecznych namowach „jak najszybciej” musiałam zamienić na „kiedy już będę dorosła”. Wprawdzie wraz z upływem lat przekonałam się, że dorosłość jest mocno przereklamowana i wiąże się przede wszystkim z odpowiedzialnością, a nie niczym nieskrępowaną swobodą, jednak w kwestii psa nic się nie zmieniło. Wiedziałam, że kiedy tylko będę mogła zapewnić mu odpowiednie warunki zwierzak pojawi się w moim domu.

Długo przyszło mi czekać na ów moment, a kiedy wreszcie nastąpił wywrócił moje dotychczasowe życie do góry nogami. Co więcej, nic nie wskazuje na to, aby sprawy miały kiedykolwiek powrócić do ustalonego niegdyś porządku. Przeciwnie. T. zdążyła już skończyć pół roku – z niezdarnego, uroczego szczeniaka zmieniła się w równie uroczy, nieposkromiony żywioł.

DSC_0284

  5 komentarzy do tekstu: „Marzenia się spełniają

  1. Avatar
    19 stycznia 2014 at 15:46

    Też od dziecka marzyłam o psie, takim własnym, który będzie mógł mieszkać w domu a nie na podwórku i oto jest:) I ma już 2 lata:) Czekam z niecierpliwością na jakieś zdjęcie tajemniczej T;)
    PS: Odpowiedź dotycząca dogtrekkingu jest pod Twoim komentarzem.

  2. Pies do kwadratu
    19 stycznia 2014 at 16:54

    Zdjęcia T. oczywiście pojawią się na blogu, na razie jednak mam chytry plan trzymania ewentualnych czytelników w napięciu. Przynajmniej do kolejnej aktualizacji, ha! 😉

    • Avatar
      19 stycznia 2014 at 19:20

      Chytry plan, a jakże, ale już się nieco zdradziliście podając rasę i wiek;p
      Ale dobra, będę udawać zaskoczenie;p Pozdrawiam:)

  3. Avatar
    30 kwietnia 2017 at 16:07

    I feel you.
    U mnie bylo to samo, tyle, ze my z siostra cisnelysmy. Odpowiedz zawsze ta sama – za piec lat. Jak juz sie nauczylam liczyc to szybko sie zorientowalam, ze to piec lat to juz dawno minelo i co teraz? Ano nic. Trzeba bylo poczekac. Jak dobilam osiemnastki pojechalismy po afgana. Potem dwa lata pozniej w domu pojawila sie Miszon, bo afgan mieszkac ze mna nie mogl – zostal z siostra i rodzicami.
    A teraz bez psa jakos tak pusto i smutno by bylo.
    A jednoczesnie – jak beztrosko…

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      30 kwietnia 2017 at 22:55

      Jejku, kiedy to było. Inna epoka, inne życie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.