Trening z Elą Urbańską

Święto Pracy spędziłyśmy w istocie bardzo pracowicie. Zamiast leżeć do góry brzuchami na kanapie uczestniczyłyśmy w indywidualnym treningu z Elą Urbańską, który wylicytowałam w ramach pomocy finansowej dla polskich zawodników jadących na Mistrzostwa Świata Owczarków Belgijskich (FMBB).

elaurbanska5-1024x683Jako, że ostatnimi czasy T. przejawia szczególny talent do gubienia mózgu wtedy, kiedy najbardziej życzyłabym sobie, aby ten ważny organ pozostawał ze mną w ścisłym kontakcie zajęcia z Elą miały dotyczyć przede wszystkim budowania motywacji do pracy z przewodnikiem i skupiania pomimo rozproszeń. Do tej pory, gdy T. podczas ćwiczeń zaczynała bujać w obłokach starałam się za wszelką cenę skupić jej uwagę na sobie, bywało jednak że moje starania zupełnie nie przynosiły efektów. Wkręcona w polowanie T. potrafiła jednocześnie zupełnie mnie zignorować i wykonać komendę. Brzmi dziwnie, ale zapewniam, że to możliwe – potwierdzi to każdy kto widział, jak mój pies wykonuje siad, jak zahipnotyzowany gapiąc się przy tym na najbliższego ptaka, a następnie plując kawałkiem parówki, który dostaje w nagrodę.

konkurencja-1024x683 konkurencja2-1024x683Zależy mi na tym, aby T. była w stanie pracować zawsze i wszędzie, a nie tylko wtedy, gdy akurat jest w odpowiednim nastroju. W związku z tym, jakiś czas temu do naszych standardowych treningów wprowadziłam time out w postaci przypięcia psa do drzewa lub ogrodzenia, które następuje do trzykrotnym zignorowaniu komendy. Metoda sprawdza się nieźle, szczególnie wtedy, kiedy mam psa rezerwowego, z którym mogę pracować, gdy T. przebywa na karnym jeżu. Podczas treningu z Elą okazało się jednak, że wszystkie karne jeże tego świata w połączeniu ze wszystkimi psami rezerwowymi nie mogą równać się z… frisbee.

Do nagradzania T. rzutem dyskiem byłam wcześniej bardzo sceptycznie nastawiona, bo nie mamy wypracowanego porządnego oddawania tej konkretnej zabawki. Po złapaniu frisbee ruda raz robi jedynie rundę honorową, innym razem zaś zachęca mnie, żebym ją goniła i ani myli o wypuszczeniu dysku z pyska, bo jest to chyba jedyny przedmiot, jaki darzy tak gorącą miłością. Trudno jest ćwiczyć chodzenie przy nodze, gdy po każdym nagrodzeniu psa trzeba się nieźle nagimnastykować, aby rzeczoną nagrodę odzyskać – wymiana frisbee to wszak dla T. pojęcie nawet nie teoretyczne, ale po prostu nieistniejące.

Nie wiem, czy wcześniejsze próby przekonania T. do tego, że oddawanie dysków jest fajne w końcu przyniosły coś na kształt pożądanego efektu, czy to Ela samą swoją obecnością sprawiła, że w mózgu rudej przeskoczyła jakaś specjalna zapadka. Prawdę mówiąc, gdy piszę te słowa, jestem w zbyt wielkim szoku, aby w ogóle próbować się nad tym zastanawiać. Dość powiedzieć, że T. nie tylko nie miała problemów z wypuszczaniem frisbee z pyska, ale nawet wykonywała coś, co przy pewnej dozie dobrej woli można by nazwać aportem. T. koncepcja szarpania się w nagrodę za wykonane ćwiczenie jest całkowicie obca, toteż zawsze myślałam, że wrota do magicznej krainy, w której psy nagradza się zabawką są dla mnie po wsze czasy zamknięte. A tu taka niespodzianka!

elaurbanska1-1024x683 treningzela1-1024x683Rzut frisbee w nagrodę sprawdził się podczas treningu znakomicie, mimo moich wyjątkowo mizernych umiejętności dyskomiota. To zdecydowanie moje największe odkrycie szkoleniowe ostatnich tygodni. W ramach korekty za zarwanie kontaktu wzrokowego wystarczyło, abym zignorowała psa i kilka sekund sama bawiła się dyskiem – mózg rudej natychmiast wracał na swoje miejsce, a pies sam z siebie wykazywał chęć do pracy i oferował kontakt, wręcz pchając się pod nogi. O to chodziło.

  20 komentarzy do tekstu: „Trening z Elą Urbańską

  1. Avatar
    8 maja 2015 at 10:45

    Oj to nie jest brak mózgu :(. To seterzy mózg, który bywa męczący dla przewodnika, ale taki ma być u tych psiaków 🙂
    Powodzenia na treningach 🙂

    • Pies do kwadratu
      8 maja 2015 at 11:02

      Mimo wszystko zamierzam wytrwale dążyć do przekonania tego mózgu, że jest czas, kiedy poluje się na ptaki i czas, kiedy trzeba się skoncentrować. 😉

  2. Avatar
    8 maja 2015 at 12:41

    Ostatnie zdjęcie – jak ona pięknie wygląda jak chodzi przy nodze <3
    ah skąd ja znam to problemy z oddawaniem zabawki, te rundy honorowe, siadanie z zabawką w pysku 20m ode mnie i robienie jednego do tyłu gdy ja wykonuje krok w jej kierunku (bo uciekanie też nic nie dawało..) o dziwo to wszystko się skończyło gdy wymieniłam polarowe szarpaki na piłki na sznurku, tak niewiele trzeba było a ileż to nerwów i zwątpienia gdy wszystkie pieski na placu pięknie się szarpały a Szo miała mnie głęboko w d…. 😉

    • Pies do kwadratu
      8 maja 2015 at 13:57

      A, dziękuję, chociaż ostatnio to się nam mocno popsuło, czy może raczej – jak już się sucz wkręci w pracę to ma świetny wyraz, ale to wkręcanie potrafi trwać niepokojąco długo, bo "oo, ptaszek, pańciu dajże mi spokój!". 😉
      T. oddaje zabawki – takie akcje z rundami honorowymi, etc. ma tylko w przypadku dysków, bo tylko je kocha taką naprawdę wielką miłością. Zresztą, dyskami też się za bardzo nie szarpie, ale cieszy się przeokropnie, kiedy je widzi i może pobiec po frisbee. skacza wokoło, drze ryjka i w ogóle jest cała "ojezusmariafrisbe!". To w ogóle jest szokujące, jak ona się mocno wkręciła we frisbee, biorąc pod uwagę, że poza tym jest raczej mało zabawkowa, zwłaszcza na zewnątrz.

  3. Avatar
    8 maja 2015 at 16:18

    Oho, tracenie mózgu! Generalnie Ruby jest super posłuszna, wraca na zawołanie, potrafi w rozproszeniach chodzić bez smyczy przy nodze, ale dzisiaj w parku coś przeskoczyło. W wysokiej trawie i krzakach była niesamowita ilość wróbli, które w dodatku po odleceniu natychmiast wracały na miejsce. Ja, spokojna, poszłam dalej, pewna że Ruda za mną podąży, jak nie za dziesięć sekund, to za dwadzieścia. Skończyło się na gonieniu psa pomiędzy krzakami z okrzykami dezaprobaty jakiś starszych babć w tle. W końcu kiedy przebiegała obok mnie do jakiejś kolejnej partii wróbli krzyknęłam kilkukrotnie "siad", podziałało. Została konkretnie wytarmoszona za uszy, później do końca spaceru nie chciała mi odejść od nogi, nawet z moim wyraźnym przyzwoleniem.
    Takiej sytuacji się nie spodziewałam i niesamowicie się zawiodłam, bo byłam pewna że nic takiego nie może się wydarzyć.
    Swoją drogą – zazdrościmy zajarania na frisbee! U nas NIC nie jest atrakcyjne w obliczu ptaków, NIC. Może być super nakręcona na piłkę, szarpak, cokolwiek, zobaczy ptaka – już nic poza nim się dla niej nie liczy. Jak miło mieć psa z instynktem myśliwskim…

    • Pies do kwadratu
      11 maja 2015 at 10:50

      Wydaje mi się, że mając psa myśliwskiego trzeba po prostu pogodzić się z okresowymi utratami funkcji myślowych. Łatwo mówić – wiem, mnie samej przychodzi to niesamowicie ciężko i zdarza się, że ze spaceru wracam wściekła i na siebie i na psa.

      Frisbee jest w przypadku T. zabawką wyjątkową, którą traktuje odmiennie od jakiejkolwiek innej w domowym arsenale. Inna sprawa, że bardzo starałam się wzbudzić w T. miłość do dysków (jak widać z sukcesem) i używam ich w wyjątkowo ograniczony sposób – frisbee na spacerach pojawia się rzadko i na krótko, nieregularnie, tak, aby ruda wiedziała, że trzeba jego pojawienie się celebrować. Ma to swoje dobre i złe strony. Dobra jest taka, że wystarczy, iż pokażę psu dysk, a po sekundzie siedzi przy moich nogach i psychicznie jest cały mój. Zła taka, że po rzucie T. potrafi biegać z nim w kółko w pysku i ani myśli go oddać. Mam nadzieję, że z czasem uda się nam wypracować prawdziwy aport, ale nie ma co ukrywać – przed nami do tego jeszcze długa droga.

      Co do samego nakręcania na frisbee, pozwolę sobie zacytować swoją własną wypowiedź z innego miejsca:
      "Na początek zaznaczę, że T. nie jest szczególnie zabawkowym psem – nie przepada za szarpaniem i kiedy ma do wyboru inne rozrywki lub nagrody zdecydowanie nie wybierze tej formy aktywności. Szarpie się w zasadzie jedynie w domu. Nie jest też typem aportera – z aportem od początku miałyśmy problemy, do tego stopnia, że kiedy nasza trenerka dowiedziała się, że T. biega za frisbee trudno jej było uwierzyć, że to ten sam pies.

      Jeżeli chodzi o nakręcanie T. na frisbee to na początku wyzbyłam się wszelkich oczekiwań. Nie interesowało mnie, aby pies złapał dysk w locie, przyniósł mi go, czy w ogóle zrobił z nim coś "po Bożemu" – chciałam tylko, aby go polubił. Wykorzystałam do tego jedno z ulubionych miejsc T., czyli jeziorko na Polu Mokotowskim, gdzie rzucałam jej frisbee do wody. T. już wcześniej lubiła biegać do wody za patykami – czasem je przynosiła, czasem nie, ale ogólnie skok do wody za lecącym do niej patykiem dawał jej frajdę. Po prostu podmieniłam patyk na frisbee. Zabawa zawierała mnóstwo radosnych pisków, wspólnego brodzenia w wodzie (tak, tak, musiałam się rozebrać i też wejść do jeziorka). Ludzie wokoło patrzyli na mnie jak na wariatkę. Tu możesz zobaczyć, jak to wyglądało: https://www.facebook.com/media/set/?set=a.1532486690318648.1073741836.1438631539704164&type=3

      Po tym T. polubiła frisbee, więc stało się ono dobrem ściśle reglamentowanym – wyciągałam dyski maksymalnie co 2-3 dni, zwykle nie częściej niż 3 razy w tygodniu, nieregularnie, czasem z dłuższymi przerwami. Jedyne, co mnie interesowało, to radość psa na widok frisbee, nic poza tym. Czasem bawiłyśmy się też w domu, ale zawsze były to krótkie, intensywne, pełne radości sesje, po których frisbee zupełnie znikało z widoku na czas nieokreślony. Teraz miłość T. do dysków jest na poziomie "zawracam z pogoni za ptakiem w sekundę, jeżeli ona tylko wyciągnie dysk".

      Obecnie mamy miłość do frisbee, a nie mamy przynoszenia i łapania w powietrzu – dopiero zaczynamy nad tym pracować."

  4. Avatar
    8 maja 2015 at 21:21

    Najważniejsze, to znaleźć coś co najlepiej motywuje psa do pracy, świetnie że udało Wam się z frisbee! Trzymam kciuki, żeby udało Wam się to wykorzystać 🙂

    • Pies do kwadratu
      11 maja 2015 at 10:52

      Czasami mam wrażenie, że prawdziwy powrót mózgu uda się nam osiągnąć dopiero, kiedy wszystkie ptaki odlecą na zimowe wojaże albo przy pojawieniu się stałej, chętnej do roboty konkurencji. Ale… może jednak nie będzie tak źle. 😉

  5. Avatar
    9 maja 2015 at 08:41

    Gratuluję 😀
    Osobiście też zauważyłam, że Gaja w obecności niektórych moich znajomych psiarzy odzyskuje mózg i zaczyna pracować. Tez często jestem w szoku, bo robi coś co było dotychczas nierealne 😀
    Pozdrawiam

    • Pies do kwadratu
      11 maja 2015 at 10:56

      Myślę, że w takich sytuacjach warto spojrzeć na siebie – osobiście wychodzę z założenia, że jeżeli pies pracując z inną osobą wykonuje coś, co nigdy mu nie wychodzi z przewodnikiem to znaczy, że przewodnik popełnia gdzieś błąd: niejasno pokazuje o co mu chodzi, mówi jedną komendę, a mową ciała daje do zrozumienia iż ma na myśli zupełnie inną, etc.

  6. Avatar
    9 maja 2015 at 13:59

    Jestem pod wrażeniem Waszych batalii 🙂 Kurczę ale bym się napociła i nafrustrowała z seterem, to są dopiero orzechy do zgryzienia!

    Niesamowitym jest dla mnie fakt, że dysk jest tak ważny dla niej.

    Ach, no i dzięki Ru doświadczyłam tego co Ty – flirtującego aportu "co mi zrobisz jak mnie złapiesz"? Nie wiem, czy jest bardziej irytująca rzecz na świecie :)) Na szczęście my wychodzimy na prostą i Rurek coraz częściej wpycha mi zabawki w rękę, ale co się nadenerwowałam to moje 😀

    • Pies do kwadratu
      11 maja 2015 at 11:00

      Wierz mi, ja też pocę się i frustruję, a mój wewnętrzny psi sierżant zdecydowanie zbyt często zmuszany jest siąść w kąciku i płakać.

      Myślę, że T. nie traktuje dysku w kategorii zabawki (jak piłkę, szarpak, czy szczura z Ikei), ale jak ptaka – w końcu nie sposób rzucić zabawką, czy nawet patykiem tak, aby leciała w powietrzu zupełnie, jak frisbee. Oby tak zostało jak najdłużej, bo zdecydowanie wolę, kiedy goni za plastikowym ptakiem niż za takim z krwi i kości.

      Flirtujący aport! <3 Zazdroszczę wychodzenia na prostą w tej kwestii – ja mam wrażenie, że uderzyłam w ścianę i chętnie przyjmę wszystkie podpowiedzi i wykorzystywane u Was sposoby.

  7. Avatar
    9 maja 2015 at 18:48

    Super, że T. tak dobrze nakręciła się na dysk. Mam nadzieję, że jej brak mózgu będzie coraz rzadszym zjawiskiem na treningach :). Powodzenia!

    H&F
    http://jaimojaspanielka.blogspot.com/

  8. Avatar
    9 maja 2015 at 22:26

    Świetnie spędzone Święto Pracy! Muszę spróbować z frisbee z Harrym, bo kiedyś bardzo spodobał mu się kołpak znaleziony na spacerze, a frisbee na pewno lepiej lata 🙂
    Pozdrawiamy!

    • Pies do kwadratu
      11 maja 2015 at 11:03

      Harry – jak każdy labrador – jest dość ciężkim psem więc przed próbami z frisbee proponowałabym udać się na konsultację do weterynarza i zapytać, czy to aby na pewno dobry pomysł. Jednak zabawa frisbee zakłada łapanie dysku w powietrzu, a zatem może poważnie obciążać stawy i nie każdy pies się do tego nadaje.

  9. Avatar
    10 maja 2015 at 16:05

    Gratuluję postępów! Widzę, że na prawdę idzie Wam już świetnie. A T. jest pięknym seterem! Choć pewnie w rzeczywistości wygląda jeszcze piękniej. 🙂
    Pozdrawiamy

    • Pies do kwadratu
      11 maja 2015 at 11:04

      A, dziękuję! To prawda, nie można odmówić jej uroku i czasem żałuję, że taki marny ze mnie handler, bo ruda zdecydowanie mogłaby robić karierę wystawową. Obecnie jednak nie wygląda najlepiej, bo do prawie-że-sterylizacji miała wygoloną sierść na brzuchu. 🙁

  10. Avatar
    15 maja 2015 at 12:09

    Bardzo się cieszę, że robisz z T. rzeczy, do których teoretycznie nie została specjalnie stworzona/przystosowana i pokazujesz, że można 🙂 żeby Bohun poleciał za piłką, to muszę pokazać, że mam okazałe zapasy w saszetce 😉 ale i może szarpanko by podziałało na mojego burka? Kto wie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.