Dog Games Summer: bo liczy się frisbee!

Od dawna byłam pewna, że kiedy nadejdzie ten dzień, w którym zdecyduję się wystartować z T. w zawodach rzecz będzie dotyczyła rally-o (lub w najlepszym wypadku mojego ulubionego obedience), a tuż przed tą wiekopomną chwilą na mózgu rudej zostaną wykryte nowe, głębokie bruzdy, warunkujące obecność nieznanych jej dotychczas procesów myślowych. I chociaż zdążyłam już przywyknąć do tego, że rzeczywistość wespół z T. nierzadko kpi sobie z moich planów, muszę przyznać, iż to, jak bardzo tym razem się przeliczyłam zdumiewa nawet mnie. Nie dość, że nasz pierwszy start odbył się w dyscyplinie, która z posłuszeństwem nie ma absolutnie nic wspólnego, to jeszcze ostatnimi czasy ruda sprawia wrażenie zwierzątka cierpiącego na ciężkie odfałdowanie mózgu – chorobę skutecznie pozbawiającą wyższych funkcji myślowych, która nienaruszone pozostawia jedynie ośrodki odpowiedzialne za polowanie. Aż trudno uwierzyć, że Dog Games Summer nie zmieniło się w naszym wykonaniu z jedną wielką tragedię.

dgsummer1pdabrowskaDog Games to seria zawodów sportów kynologicznych rozgrywana od 2012 roku. Jeszcze rok temu obok konkurencji frisbee na DG można było wystartować także w rally-o, toteż uważnie śledziłam wszystkie doniesienia o tegorocznych edycjach, w duchu planując debiut na wiosnę. Ostatecznie, posłuszeństwo na luzie wypadło z planu zawodów, zamiast niego natomiast pojawiła się nowa konkurencja – Speed Way, polegająca na pomiarze szybkości psa, który sprintem przebiega 10 metrów. Wprawdzie T., jak przystało na rasowego maratończyka, nie jest demonem prędkości, jednak doszłam do wniosku, że mimo wszystko doświadczenie wspólnego przebywania na zawodach w charakterze nie publiczności, a uczestników jest warte 30 zł opłaty startowej. W związku z tym w sobotę rano zapakowałam całą moją rodzinę w tramwaj i we trójkę wyruszyliśmy w stronę wschodzącego (no, prawie…) Słońca.

Pobudka w sobotę o 7 rano sprawiła, że T. natychmiast wyczuła, iż knuję coś niedobrego – w weekendy wszak śpi się co najmniej do 11 – toteż na tor łyżwiarski Stegny przybyliśmy z psem na poziomie pobudzenia 101%. Na szczęście, udało się nam sprawnie załatwić wszystkie formalności, dzięki czemu T. znalazła się na 10. pozycji listy startowej (raz jeszcze dziękuję za pomoc, Monika!). Dzięki temu nie musieliśmy czekać na start zbyt długo.Pierwszy przebieg minął wprawdzie bez rażących błędów technicznych, ale widać było, że ani pies, ani my nie do końca się w tym sporcie odnajdujemy – a wydaje się, że Speed Way to taka prosta sprawa! P. trzymał T. za szelki, a ja uciekałam od niej z dyskami, drąc się przy tym wniebogłosy (jak wiadomo, gdy chodzi o psa pańcia nie zna wstydu). Po zwolnieniu T. wystrzeliła przed siebie jak z procy, ale nastąpiło ono zbyt wcześnie, a na domiar złego ruda zdecydowała się pobawić w border collie i zamiast biec po prostej zatoczyła niewielki łuk.

Drugi przebieg był lepszy i gorszy jednocześnie. Lepszy, T. udało się poprawić swój wynik, gorszy, bo wkradła się w niego pewna niesubordynacja. Mimo to jestem zadowolona, bo ruda zrobiła, co miała zrobić, zamiast w tuż przed bramkami odbić w bok i pokazać psom walczącym w Time Trail do kogo należą wszystkie dyski świata (o czym później). Między pierwszym i drugim przebiegiem P. zdążył się zmyć, dlatego funkcję asystenta pełniła niezastąpiona Monika. Myślę, że obecność osoby spoza kręgu absolutnie najbliższych i najukochańszych ludzi zadziałała na T. motywująco. Szkoda, że ja wyzerowałam ten podwyższony poziom motywacji odwracając się w stronę psa za drugą fotokomórką zamiast biec nieprzerwanie dopóki nie minie mnie ruda kupa futra. Po tym nastąpił wspomniany zgrzyt: T. stwierdziła, że skoro już po kwalifikacjach, a ja najwyraźniej nie zamierzam jej dzierżonych w dłoniach dysków rzucać nadszedł czas na zwiedzanie. Sytuację uratowała szynka, ale przez 15 sekund, które minęły od zakończenia przebiegu do odłowienia psa zdążyłam sobie wyobrazić naprawdę wiele strasznych rzeczy. Ostatecznie, z wynikiem 36,85 km/h zeszłyśmy z pola startowego, aby powrócić na strategiczną pozycję obserwacyjną pod drzewem.

Planowałam w cieniu wspomnianego drzewa spędzić długie godziny oddając się toczeniu uczonych konwersacji o psach (a jakże!) z Mają i przyglądaniu sportowym zmaganiom. Z planów, rzecz jasna, nic nie wyszło. Jakieś pół godziny później dokładnie przed naszym nosem zaczęło się Dog Dartbee, które sprawiło, że T. kompletnie zapomniała o tym, iż jest zmęczona, spragniona i głodna, a do tego żar leje się z nieba. Wszystko to było kompletnie nieważne w obliczu faktu, że ludzie rzucali frisbee INNYM PSOM! JAK ONI MOGLI?! Ruda dała taki popis połączonego z dzikim ujadaniem wyrywania się do zawodników, że pierwszy raz w życiu serio obawiałam się, czy smycz na pewno wytrzyma. Na szczęście miała na sobie szelki, za które mogłam złapać, by odciągnąć ją i tym samym sprawić, że przestanie udowadniać, że FRISBEE NALEŻY SIĘ TYLKO JEJ. Uff. W ten sposób nie później niż o 11.30 byłyśmy już w drodze do domu. Na autobus czekałyśmy dobre pół godziny, więc T. zdążyła się uspokoić, a ja mogłam bujać w obłokach i myśleć o kolejnym dniu zawodów…

…na który w końcu nie dotarłyśmy. Po tym, jak T. spuszczona ze smyczy na wieczornym spacerze tylko chodziła (!) wokół mnie doszłam do wniosku, że jedyna odpowiedzialna rzecz, jaką mogę zrobić to pozwolić jej następnego dnia zostać w domu i zbierać siły. Tak też się stało. Nad poprawą wyniku będziemy więc (mam nadzieję) pracować dopiero w czasie edycji jesiennej. Tymczasem jednak wnioski po Dog Games Summer są następujące: czas zamienić metalową klatkę na materiałową i poważnie wziąć się za uczenie psa odpoczywania w niej; pora poważnie wziąć się za frisbee, bo to zdecydowanie najbardziej atrakcyjna rzecz, jaką mogę T. zaoferować.

 

photo credit: Pola Dąbrowska

  40 komentarzy do tekstu: „Dog Games Summer: bo liczy się frisbee!

  1. Avatar
    19 czerwca 2015 at 08:02

    my następnym razem chętnie wybierzemy się właśnie na speed way 🙂

    • Pies do kwadratu
      19 czerwca 2015 at 15:32

      Wybierajcie się, bo to fajna zabawa, a we wrześniu pogoda powinna być bardziej przyjazna dla psów. Możecie też już zacząć ćwiczyć sprint – na pewno łatwiej Wam będzie, kiedy pies przyjedzie na zawody wiedząc co oznacza szybki start i krótki bieg po prostej. 🙂

  2. Avatar
    19 czerwca 2015 at 11:33

    To rozumiem, że będzie dartbee na DG Fall? 🙂 Chciałabym zobaczyć setera w pogoni za frisbee i to na zawodach! 🙂

    Dziabongowo

    • Pies do kwadratu
      19 czerwca 2015 at 12:22

      Byłabym ogromnie szczęśliwa, gdyby mi się coś takiego udało, ale wątpię, by to było realne w tak krótkim czasie. T. kocha dyski bardzo zaborczą miłością i po złapaniu zamiast frisbee przynosić odbiega z nim i jest cała z siebie zadowolona. Trochę już nie mam pomysłu jak z tym walczyć. Próbowałam, oczywiście, odbiegać z piskiem jednocześnie kusząc drugim dyskiem, próbowałam brać ją na przeczekanie i nagradzać kolejnym rzutem kiedy zdecyduje się wypuścić dysk… w tej kwestii niestety wciąż stoimy w miejscu. Mam jednak nadzieję, że kiedyś rzeczywiście uda się wypracować sensowny, stabilny aport frisbee i T. będzie mogła pokazać się na zawodach i nie zbłaźnić.

    • Avatar
      20 czerwca 2015 at 07:55

      Gdyby tak rozłożyć aport na części pierwsze? Poćwiczyć osobno samo przynoszenie i to niekoniecznie na frisbee a później zmieniać aporty na te coraz bardziej pożądane przez psa? Ważne aby pies zrozumiał, że jak przyniesie to nikt mu tego dysku nie zabierze tylko będzie kontynuacja zabawy i wyraźnie komunikować kiedy złapie: "przynieś!". To luźna propozycja ja się nie znam 🙂
      A tak odnosząc się do posta niżej nt pójścia do kogoś na zajęcia. Ja z zajęć z Anią nie byłam zadowolona. Kompletnie zdemotywowała mnie do pracy. Nie wątpię w to, że jest dobrą zawodniczką, nie wątpię w to że ma lata doświadczenia pracy z…borderami. No własnie. Za to nie ma doświadczenia w pracy z ludźmi (a to jest bardzo istotne!) i pracy z nietypowymi psami. Mój pies nie jest borderem, jest KUNDLEM który nawet nie leżał obok żadnej rasy pracującej a już nawet nie pasterskiej. Szybko się demotywuje i potrzebuje niestandardowego podejścia. Za bardzo na mnie cisnęła a ja jestem nastawiona na dobrą zabawę i to jest dla mnie priorytet. Kiedyś chodziłam na zajęcia do Agnieszki z szkoły NajlePSIA na Polu Mokotowskim i byłam zadowolona. Ona ma podejście do ludzi i do psów. Prowadziła zajęcia z różnymi psami. Sama ma kundelka i i whippeta z którymi jeździ na zawody. Na temat Pauli Gumińskiej również słyszałam same dobre opinie. Koleżanka była u niej z kundlem na warsztatach z frisbee.

    • Pies do kwadratu
      20 czerwca 2015 at 13:35

      Dzięki za opinie, niestety, potwierdziłaś moje obawy.
      Co do robienia aportu nie na frisbee uważam, że nie ma to w przypadku sensu, bo po prostu T. poza frisbee nie jest zbyt zabawkowa 🙁

    • Avatar
      20 czerwca 2015 at 16:25

      Powiem szczerze, że zazdroszcze takiego poziomu nakręcenia psa na dyski 🙂 dla mojej suki frisbee nie jest wielką miłością ale to wina moich początkowych błędów. I tak bardzo się cieszę, że zaczęła mi je ładnie aportować. Dla mnie to dowód, że z luźnym podejściem i duża ilością pracy można wiele zrobić.
      Życzę Ci powodzenia w frisbowaniu. To, że pies nie oddaje dysku jest do przerobienia. Jeśli nie zdążycie się przygotować na jesień to nic 🙂 następny rok nigdzie nie ucieknie, najważniejsze to żebyście czerpały z tego przyjemność i miały dużo zabawy 🙂

    • Pies do kwadratu
      20 czerwca 2015 at 18:29

      Poziom nakręcenia został wypracowany, chociaż bez wątpienia pomógł fakt, że dla T. frisbee od początku było zabawką innej kategorii, która lata jak ptak – wynika to stąd, że nie bawiłam się w rollery, tylko od razu rzucałam jej dość długie backhandy, żeby mogła je sobie pogonić i podjąć z ziemi. To wzbudziło w niej wielką miłość do dysków. 🙂
      O tym, żeby udało się nam przygotować na zawody na jesieni nawet nie marzę, jednak gdybym zdołała powiedzmy w ciągu roku wprowadzić w nasze frisbowanie jakąś strukturę, aport i dobrą łapalność prostych rzutów byłabym bardzo dumna.

    • Avatar
      21 czerwca 2015 at 08:05

      Chyba odkryłaś bardzo dobry sposób nakręcania psów myśliwskich na dyski.
      Znam osobę, która ma wyżła niemieckiego z hodowli myśliwskiej. Pies total nakręcony na frisbee (nie jeden bc może się schować) a był uczony jak Twoja sunia! Zero rollerów, od razu dalekie rzuty. Wszystko zrobione dla funu, dysk kupiony bardziej przez przypadek niż z powodu jakiegoś planu.

      Tak dla odmiany to dla mojej suni rollery są najbardziej atrakcyjne. Ponieważ nie potrafię jej puścić odpowiednio dalekiego i szybkiego rollera robię jej rollera z górki 🙂 pies taki zadowolony 🙂

  3. Avatar
    19 czerwca 2015 at 13:11

    No nie, rudość na Dog Gamesach a mnie tam nie było?! 😛 Od 2012 jestem na każdych zawodach z serii, a akurat teraz, kiedy w końcu miałabym okazję poznać i Ciebie, i T., szlajałam się po Parku Skaryszewskim.

    Myślę, że skoro masz psa, króty TAK BARDZO kocha dyski, warto byłoby się wybrać "gdzieś", żeby tą imponującą, zaborczą miłość zamienić na imponujące umiejętności. Skoro mieszkasz w Warszawie, to może skontaktowałabyś się z Anią Radomską? Z tego, co wiem daje ona lekcje frisbee (50zł/h) dla mega początkujących i dla bardziej zaawansowanych 😉 Ania ma ogromne doświadczenie, zwłaszcza z przemotywowanymi psami. A jeśli nie to (chociaż zachęcam, byłam na obozie prowadzonym przez nią i szczerze mogę polecić ;)) to może jakieś semi (chociaż pewnie wyjdzie drożej)? 🙂 Na pewno warto byłoby się wybrać na seminarium dot. motywacji z Paulą. Co prawda większość osób, które się na nie wybierają mają psy z odwrotnym problemem (brak motywacji), ale Paula omawia wtedy pracę łupową, aport, czyli rzeczy, które na pewno by Wam pomogły 😉
    Pozdrowionka, W&M 😉

    • Pies do kwadratu
      19 czerwca 2015 at 13:26

      Na pewno będą jeszcze okazje do pomiziania rudej – chociażby na DG Fall.

      Dzięki za podpowiedzi, może faktycznie spróbuję umówić się na lekcję z Anią, chociaż zawsze w takich przypadkach mam pewne wątpliwości – T., chociażby przez rasę, to specyficzny pies, na którego często nie działają standardowe sposoby co frustrujące szkoleniowców, zamiast zachęcać do szukania nowych rozwiązań dostosowanych do danego egzemplarza. 😉

      Bardzo chciałabym się wybrać na seminarium motywacyjne z Paulą (ogromnie podobało mi się na "Psie sportowym"), ale jakoś terminy nie są dla mnie łaskawe. 🙁

    • Avatar
      20 czerwca 2015 at 06:20

      Mam nadzieje, że uda Ci się znaleźć fajnego szkoleniowca, który doceni T.

  4. Avatar
    19 czerwca 2015 at 14:48

    Jej już mówiłam – okrutnie zazdraszczam czasem Warszawy pod tym względem – po prostu niesamowicie się dużo dzieje u Was 🙁

  5. Avatar
    19 czerwca 2015 at 21:18

    Kiedy będę mieć zły dzień to wbiję na trendzseterem i zerknę na powyższe zdjęcie. Ilekroć na nie spoglądam zawsze wywołuje u mnie uśmiech na twarzy 😀
    Następnym razem zapisujemy się na Speed Way razem z Wami!

    • Pies do kwadratu
      19 czerwca 2015 at 21:36

      Ach, czujemy się obie bardzo piękne i docenione! <3 (Chyba, że to taki szyderczy uśmiech..? :P)
      O, tak, startuj w Speed Wayu, jestem okropnie ciekawa ile na prostej wyciąga piesokot. 😀

  6. Avatar
    20 czerwca 2015 at 15:17

    Szkoda, że nie udało mi się Was poznać. Planuję być we wrześniu znowu na dog games, ale nie wiadomo czy wypali ten plan, bardzo pokochałam dartbee ^^ Fajne jest to, ze w Warszawie dużo się dzieje a na Śląsku prawie nic 🙁

    • Pies do kwadratu
      20 czerwca 2015 at 17:23

      Na miejscu wydawało mi się właśnie, że widziałam Cię z Kentucky'm, ale nie byłam pewna, więc nie odważyłam się Was zaczepiać. Na pewno będą jeszcze jakieś okazje na spotkania i pogaduchy, choćby finały DCDC w Warszawie albo Dog Games Fall.
      Myślę, że wszystko jest kwestią zalesienia odpowiednich, zaangażowanych osób – jestem pewna, że na Śląsku też dałoby się zorganizować fajne zawody, ale po prostu muszą znaleźć się osoby chętne aby to robić. Patrycja ma w MADzone (tak przynajmniej wygląda to na zdjęciach) świetny teren do robienia psich eventów, więc pozostaje tylko zakasać rękawy i wziąć się do roboty w myśl zasady "skoro nikt nie chce mi zorganizować to sobie sama zrobię".
      Swoją drogą, bardzo podziwiam ile osiągnęłaś z Kentucky'm, więc gdybyś przypadkiem miała jakieś rady dla osoby typu "mam psa który kocha frisbee, ale jak już je dowie to spierdala" to chętnie przyjmę 😀

    • Avatar
      20 czerwca 2015 at 18:33

      Nie wiem czy uda mi się przyjechać na finały DCDC do Warszawy, ale wszystko się jeszcze okaże 🙂 Dzięki, były to mega ciężkie żeby go naprowadzić na dysk i zmotywować a teraz jeszcze trzeba pracować nad tym skupieniem 😛 Mam w planach kiedyś napisać notkę na blogu o naszym frisbowaniu i o pracy naszej nad motywacją, jak zaczynałam i jak robiłam 🙂

  7. Avatar
    20 czerwca 2015 at 18:18

    Dużo psów się frustruje podczas trwania takich zawodów? Oczywiście są to trudne sytuacje, biega się, gania się, łapie, skacze, piszczy itp. ale ciekawi mnie właśnie jak to wygląda w praniu, bo moje stopy na razie omijały takie imprezy.

    • Pies do kwadratu
      20 czerwca 2015 at 18:26

      Mam wrażenie, że wszystko zależy od konkretnego psa i tego, czy został nauczony przebywania oraz spokojnego zachowywania się również w takich miejscach. Dla T. to, że ktoś poza nią bawi się frisbee było nie do zniesienia – oczywiście, to moja wina, bo po prostu nie przygotowałam jej na taką sytuację. Były jednak psy (całkiem sporo!), które naprawdę fajnie relaksowały się obok swoich ludzi. No i zawsze jest opcja zabrania ze sobą klatki i pozostawienia w niej psa gdzieś w cieniu.

    • Avatar
      20 czerwca 2015 at 18:35

      Myślę, ze klatka jest bardzo ważna na zawody, bo pies w niej odpoczywa po swoim starcie czy przed startem może się zrelaksować i czuje się w niej bezpiecznie. Nie wyobrażam sobie, żeby nie zabrać klatki na zawody dcdc gdzie jest bardzo dużo ludzi.

    • Pies do kwadratu
      20 czerwca 2015 at 18:42

      Akurat wydaje mi się, że na DCDC brak klatki może być mniejszym problemem, niż na DG. Zauważ, że na Stegnach trochę nie ma gdzie odejść z psem na bok, znajdujemy się na pozbawionej drzew patelni, otoczonej ulicami. DCDC z kolei (przynajmniej finały w Warszawie i eliminacje we Wrocławiu) odbywają się w parkach, więc po prostu można zabrać psa z dala od pola startowego na spacer, który pomoże mu się odprężyć. Oczywiście, nie jest to rozwiązanie idealne, wymaga też dwóch osób do obsługi psa jeżeli ten startuje w zawodach (dramatyczne telefony "ej, za 2 minuty Twój występ!" musi mieć kto wykonać) i lepiej mieć zrobioną klatkę, ale możliwe do zastosowania, jeżeli np. mamy psa, który w klatce wpada w panikę (a są takie).

    • Avatar
      20 czerwca 2015 at 19:02

      Faktycznie masz rację 🙂 Ogólnie klatka jest świetnym rozwiązaniem na zawody czy seminaria lub treningi.

    • Avatar
      21 czerwca 2015 at 07:58

      Jak byłam na DGSpring to niezabranie klatki było ogromnym błędem. Pierwszego dnia miałam psa w stanie przedzawałowym, drugiego zaparkowaliśmy blisko pola, w aucie w bagażniku była klatka i moja Cleo o wiele lepiej zniosła zawody. No ale mam psa przyzwyczajonego do klatki 🙂 wprawdzie trening klatkowy został przeprowadzony z myślą o podróżach ale na zawody też się przydaje 🙂

  8. Avatar
    21 czerwca 2015 at 20:07

    Kurcze Warszawa, ach u nas to nawet żadnego klubu agility nie ma…

    • Pies do kwadratu
      21 czerwca 2015 at 22:31

      Ja akurat z agility średnio mam do czynienia (ten sport to zupełnie nie moja broszka), ale wydaje mi się, że klubów agilitowych jest w Polsce dość sporo – na pewno więcej niż obikowych na przykład.

  9. Avatar
    21 czerwca 2015 at 22:07

    ostatnio miałam okazję poznać kilka psów myśliwskich i powiem Ci, że zaczynam rozumieć Wasze myśliwskie bolączki- z borderkiem, który caly czas jest zdania, że nosem można co najwyżej hamować na drzewie problemy z węszeniem wydają się odległe jak inna galaktyka :p
    Za to o emocjonowaniu się na czyjeś frisbee wiem zdecydowanie więcej :p
    Dobrze, że daliście radę! Piękny kolor ma ta T <3

    • Pies do kwadratu
      21 czerwca 2015 at 22:30

      Ja akurat z zawąchiwaniem się nie mam problemu, raczej z pogonią za ptactwem. 😉 Zresztą, w ogóle pierwsze frisbee kupiłam w nadziei, że uda mi się ten właśnie problem przekierować na dysk, ale kompletny brak oddawania jest zbyt frustrujący, aby wynosić dyski z domu częściej niż raz od wielkiego dzwonu. 😛
      No, piękno jest jej podstawową zaletą (są takie dni, że jedyną). 😛

    • Avatar
      23 czerwca 2015 at 12:56

      znam to, też często sobie mówię "gdybyś nie był taki drogi/ nie miał takiego ładnego futra to…." :p

  10. Avatar
    22 czerwca 2015 at 14:17

    My tak samo za niedługo bierzemy się za porządne ćwiczenia !
    zapraszam
    http://szczesliwa3trojka.blogspot.com/

  11. Avatar
    22 czerwca 2015 at 19:48

    Rudy team wymiata 😀 fajnie, że spróbowaliście czegoś nowego – powiew świeżości zawsze spoko 🙂

    • Pies do kwadratu
      22 czerwca 2015 at 20:16

      Z Waszymi nowościami nie możemy się równać – zapowiedź zmiany stanu cywilnego to taka nowość z grubej rury, a nie jakieś tam zawody. 😛

    • Avatar
      22 czerwca 2015 at 20:34

      Ha ha umarłam 😀 same nowości w tym czerwcu – czekamy na chomika (oby nikt go nie zgwałcił) :>

  12. Avatar
    23 czerwca 2015 at 21:19

    Tak sobie myślę, że nie zawsze o umiejętności czy o wygrane chodzi, liczy się dobra, wspólna zabawa 🙂

  13. Avatar
    1 kwietnia 2016 at 16:49

    Ile czasu trwao napisanie tego wpisu?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.