Tytania nie należy do psów szczególnie zainteresowanych zabawkami. Wyjątkiem jest frisbee. Do latających talerzy suka pała gorącą miłością, większą nawet od pasji polowania na ptactwo, co skrzętnie wykorzystuję zarówno podczas zabawy, jak i treningu. Z tego względu w psiej szafie znajduje się sporo różnych dysków, odmiennych pod względem materiału, wytrzymałości, właściwości lotnych. Niedawno, dzięki uprzejmości sklepu zwierzakowo.pl, nasze zasoby powiększyły się o piankowy dysk Dogzilla Frisbee Flying Disc.
To ptak? To samolot? Nie! To Dogzilla!
Frisbee Dogzilla – w przeciwieństwie do standardowych dysków – wykonane jest nie z plastiku, ale pianki, powleczonej materiałem, co ma czynić je wyjątkowo wytrzymałym w starciu z psimi szczękami. Dysk ma 25 cm średnicy i 3,5 cm wysokości. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest nieco bardziej masywny i wyższy niż standardowe frisbee, zaskakuje jednak zarówno lekkością, jak i właściwościami lotnymi. W przeciwieństwie do flagowego modelu firmy Petmate Softbite Turbo Disc, wyjątkowo docenianego przez psiarzy za Oceanem, Dogzilla Frisbee Flying Disc został pozbawiony otworu w środku. Zabawka nie tonie, dzięki czemu świetnie będzie nadawać się do aportowania z wody.
Dogzilla vs dog
Dogzilla Frisbee Flying Disc wzbudził we mnie pewne wątpliwości tuż po otwarciu przesyłki – nic w tym dziwnego, bowiem znacząco różni się od wszystkich dysków dla psów, jakimi miałam okazję rzucać do tej pory. Postanowiłam jednak dać mu szansę, zachęcona przede wszystkim obietnicami producenta dotyczącymi trwałości zabawki. Powszechnie wiadomo, że w przypadku psów o mocnym chwycie Fastback (dysk standardowo używany podczas zawodów dogfrisbee) po kilku sesjach treningowych nadaje się tylko do wyrzucenia, z kolei wyjątkowo trwałe Jawzy (bardzo wytrzymałe dyski przeznaczone dla największych niszczycieli) nie latają na tyle dobrze, aby nadawały się dla początkującego psa. Miałam nadzieję, że Dozgilla Frisbee Flying Disc okaże się czymś pomiędzy, a ciekawa faktura dysku zachęci Tytanię do szarpania się nim.
Dysk jest dość szybki i rzeczywiście bardzo dobrze lata. Sprawdza się przy długich rzutach, szczególnie, że w miarę łatwo jest rzucić nim prosto i daleko nawet osobie, która nie może pochwalić rewelacyjną techniką. Niestety, konstrukcja rantu sprawia, że niezbyt dobrze leży w niewielkiej, kobiecej dłoni, łatwo jest więc zepsuć rzut do tego stopnia, że wyjątkowe właściwości aerodynamiczne Dogzilli niewiele pomogą. Pianka istotnie sprawia wrażenie bardzo wytrzymałej, podobnie materiał, którym pokryte jest frisbee. Jak na razie nie widać na nim ani jednego śladu zęba. Brzmi dobrze, prawda? Niestety, mimo to Dogzilla Frisbee Flying Disc nie za bardzo nadaje się dla psów.
Najprawdopodobniej ze względu na odmienną od standardowej konstrukcję rantu, który jest tu wyjątkowo głęboki, nawet dla dużego psa wygodne ułożenie frisbee w pysku i pewne chwycenie zabawki to trudna sztuka. To sprawia, że złapanie Dogzilli w powietrzu staje się dla czworonożnego sportowca naprawdę skomplikowanym zadaniem, zwłaszcza jeżeli jest to jedynie początkujący amator. Tytania po kilku próbnych rzutach szybko zniechęciła się i okazywała znacznie mniej zainteresowania Dogzillą, niż innymi dyskami, a przecież jest psem bardzo nakręconym na frisbee. Zniechęcenie mijało natychmiast, gdy sięgałam po dowolny inne frisbee. Rant uniemożliwia również puszczanie stabilnych, dalekich rollerów. Dysk bardzo szybko skręca, dezorientując psa gotowego do długiego biegu za toczącą się zabawką. W efekcie zwierzę nie jest w stanie pochwycić go, nim nie spadnie na ziemię i znieruchomieje.
Wszystko to, w połączeniu z relatywnie wysoką ceną (38,50 zł) sprawia, że Dogzilla Frisbee Flying Disc to produkt jedynie dla ciekawych, którzy chcieliby wypróbować ten oryginalny dysk na swoim psie lub mają chętkę na kolejną zabawkę, nadającą się do aportowania z wody. Pozostali, nawet ci najbardziej początkujący, powinni sięgnąć po dyski używane przez zawodników dogfrisbee podczas treningów i turniejów.
Zalety i wady
+ lotny;
+ wytrzymały;
+ unosi się na wodzie;
– psy go nie lubią;
– trudny do złapania w locie;
– utrudnia rzucanie rollerów;
– źle leży w małej dłoni;
– wysoki stosunek ceny do przydatności.
Za przekazanie zabawki do recenzji dziękuję sklepowi zwierzakowo.pl.
„psy go nie lubią” hahaha 😀
No cóż jak go zobaczyłam na zdjęciu to pomyślałam, że mógłby się przydać do nakręcania psa bo wygląda na miękki. Dziękuję za wyprowadzenie z błędu. Jak to coś demotywuje nakręconego psa to co dopiero takiego Dziabonga, który lubi wybrzydzać 😉
Tak to jest jak za robienie frisbee biorą się firmy nie mające zielonego pojęcia o tym sporcie. Szkoda, że prawdopodobnie wiele osób zostanie tą zabawką zniechęcona do takiej zabawy z swoim psem.
Dziabongi pozdrawiają 🙂
Zastanawiałam się nawet, czy to tylko wybredna Tytania (chociaż tak naprawdę, jeżeli chodzi o frisbee, to wiele jej do szczęścia nie potrzeba), czy problem zniechęcenia dotyczy wszystkich psów korzystających z tych dysków, jednak komentarze na Amazonie sugerują, że to powszechne. 🙁
„Tak to jest jak za robienie frisbee biorą się firmy nie mające zielonego pojęcia o tym sporcie.”
To chyba trochę niesprawiedliwa opinia. Ta Dogzilla ewidentnie nie jest dyskiem sportowym ani do trenowania sportów – to zabawka. I bardzo dobrze, przecież aktywność tego typu z psem nie musi natychmiast mieć ambicji sportowych. Co więcej Dogzilla ma też podobno bardzo fajne modele np. ten http://ecx.images-amazon.com/images/I/91gtBRXZ8yL._SL1500_.jpg (niestety sam go w ręku nie miałem). W ogóle Petmate robi mnóstwo psich zabawek i myslę, że generalnie wiedzą co robią – ten model akurat wyszedł tak jak wyszedł. Porównanie ze sportowymi modelami wynika raczej z tego, że to jedyny sensowny punkt odniesienia.
Hm, początek dość mnie zaintrygował, ale potem mnie stopniowo ostudziłaś. Nie ma to jak Super Aero <3 Do rzucania, do szarpania, do tańca i do różańca 😛 Myśmy dostali do testów Kong Flyer Frisbee, ale on nie nadaje się wcale do łapania w powietrzu, bo jest wiotki. Psy za to kochają go miłością ślepą:)
Ja chyba najbardziej lubię zwykłe Fastbacki, bo są na tyle wolne, żeby Tytania nie miała problemu ze złapaniem ich w locie (to typowy pies-maratończyk, wolny, ale bardzo wytrzymały). Z kolei pod kątem szarpania się (czego Tytania nie robi, ale liczę w tej kwestii na młodego) mam dwa naleśniki z Trixie – przypuszczam, że to dokładnie ten sam model, co Konga, z tym, że dwa raz tańsze. 😉
Bardzo przydatny post 🙂
Cieszę się, że okazał się pomocny. 🙂