Rozmiar ma znaczenie

Wydawać by się mogło, że tak długo, jak ma pysk i cztery łapy (ogon, jak wiemy, nie jest elementem obowiązkowym) pies pozostaje psem. A skoro pies jest psem, to bez względu na to, czy zalicza się do zwierząt wagi piórkowej, czy tych, którym masą bliżej do mamuta niż domowego pupila jego egzystencja wśród ludzi powinna mieć pewne ramy i ograniczenia, czyż nie?

Tak, dobre sobie.

Szczeniak patrzący błagalnym wzrokiem.

O tym, że przedstawiciele ras małych i miniaturowych cieszą się licznymi przywilejami, o jakich inne psy mogą tylko pomarzyć wiadomo nie od dziś. Wyłącznie z powodu rozmiarów są chętniej goszczone w hotelach i lokalach gastronomicznych. Transportem publicznym przemieszczają się bez należytego zabezpieczenia w postaci kagańca. Bywa, że ich właścicielom łatwiej jest wynająć mieszkanie. Tego rodzaju przykłady można mnożyć w nieskończość, a rozmiarowa dyskryminacja czworonogów nie dziwi mnie w najmniejszym stopniu – przeciwnie. Wydaje mi się dość oczywiste, że ktoś kto na co dzień nie ma do czynienia z psami zdecydowanie mniejsze zagrożenie dostrzega, patrząc na małego przedstawiciela gatunku – nieważne, czy chodzi o samopoczucie gości restauracji lub hotelu, czy perski dywan odziedziczony po babci. Nie mogę natomiast pojąć dlaczego sami właściciele miniaturek nie widzą w swoich pupilach… po prostu psów.

Nie wyobrażam sobie życia z psem, który – nawet, jeżeli waży jedynie 2 kilogramy! – nie wraca na zawołanie, nieustannie szczeka, rzuca się na inne psy i funkcjonuje na tak kosmicznym pobudzeniu, że osoba postronna obawia się, iż zwierzak zaraz wybuchnie, siejąc w parku spustoszenie porównywalne do bomby atomowej. O tym, jak bardzo mojej wyobraźni brakuje rozmachu przekonuję się właściwie co drugi spacer, spotykając takie właśnie atomówki. Ostatnio w postaci maltańczyka, który biegał wokół mnie przez dobrych kilkanaście minut, kompletnie ignorując wszystko inne, ze swoim właścicielem na czele.

Aż chciałoby się zapytać: co jest nie tak z tymi psami? Jak to się dzieje, że właściwie każdy, na którego się natykam jest w stanie w sekundę podnieść mi ciśnienie, a w trzy doprowadzić do stanu przedudarowego? Jak to się dzieje, że ludzie w ogóle je kupują, skoro życie codziennie w towarzystwie takiego psa (mogę się założyć!) bardziej niż sielską komedię romantyczną przypomina skrzyżowanie thrillera z melodramatem?

Wystarczy jeden krótki rzut oka na przedstawiciela dowolnej z miniaturowych ras, aby udzielić odpowiedzi powyższe pytanie. Przecież one są urocze. I słodkie. Prawdę mówiąc, bardziej niż żywe zwierzęta przypominają mięciutkie, pluszowe zabawki. Takie dla noworodków. Kto nie chciałby mieć psa wygląda jak rozkoszna zabawka dla dziecka, które dopiero co przyszło na świat? A że dramat, frustracja, płacz i zgrzytanie zębów idą z tą rozkoszą w pakiecie? To nic! W końcu to tylko 2 kilogramy dramatu! Da się przeżyć!

Zaraz, zaraz… Przeżyć?

Trochę to niepojęte, ale jak się nad tym zastanowić właściciele tych uroczych stworzeń nie przejmują się ich zachowaniem. W najmniejszym stopniu. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że przejawy niesubordynacji swoich pupili bardzo konsekwentnie ignorują, a do tego wymagają dokładnie tego samego od wszystkich dookoła. Tak, jak tamten gość od maltańczyka, który mimo mojego konsekwentnie powtarzanego do jego lukrowanego pieska “Sio!” nawet na chwilę nie oderwał się od telefonu. A maltańczyk? Nic dziwnego, że zachowywał się jak nakręcana zabawka. Miał pecha, bo nikt nigdy nie pokazał mu jak być, po prostu, psem.

To coś, na co zasługuje każdy pies. Bez względu na rozmiar.

  61 komentarzy do tekstu: „Rozmiar ma znaczenie

  1. Avatar
    22 stycznia 2016 at 22:18

    TAK BARDZO ROZUMIEM!!!
    Zawsze jak gdzieś jadę i pytam o nocleg obowiązkowym pytaniem do mnie jest „a jaki duży ten piesek?”. No i wkurza mnie przeokrutnie wpuszczanie małych psów do galerii handlowych, tam gdzie jest ZAKAZ wprowadzania psów. A może małe psy to inny gatunek?

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      23 stycznia 2016 at 11:29

      Myślę, że małe psy to trochę jest inny gatunek… ale głównie w oczach osób, kóre takie psy mają, a powinny zamiast żywych zwierząt mieć pluszowe zabawki. Co do noclegów, to mnie to serio nie dziwi – w sumie jest to dla mnie w jakiś sposób logiczne, że osoba, która nie ma psa jest przekonana, że jak mały to grzeczniejszy, mniej niszczycielski, mniej naprzykrzający się, etc. Mam wrażenie, że jak ktoś już ma psy to doskonale wie, że zachowanie psa to jest kwestia wychowania, a nie kilogramów i to widać szczególnie właśnie przy szukaniu noclegów – jak właściciel kwatery sam ma psy to akceptuje wszystkie jak leci (ew. na przykład zaznacza, że tylko psy, które akceptują suki, żeby jego zwierzak nie czuł się niekomfortowo), a jak ktoś nie ma psów to ustala jakieś absurdalne widełki typu do 5 kg, żeby załapac się przynajmniej tak trochę na etykietkę „przyjazny dla zwierząt”. 😉

  2. Avatar
    22 stycznia 2016 at 22:28

    Hmm, wiem, że post tyczy się tych małych psów, ale nie tylko one takie są. Podczas naszych spacerów spotykamy większych przedstawicieli psowatych, niejednokrotnie zachowujących się jak te miniaturki… z tym, że zwykle z kurdupelkiem łatwiej sobie poradzić niż z większym.
    Cudownie się czyta posty dotyczące diabelskich maluchów z tą świadomością, że twój pies do nich nie należy ;3 Mimo iż Majk jest yorkiem, potrafi się odwołać, na spacerze nie ma szans by choć szczeknął. Skacze, biega, bawi się z innymi burkami, jak normalny pies.
    I żeby nie było, że jest idealnie-fakt, zdarza mu się nie wrócić za pierwszym razem, pogonić kota czy postraszyć zębami, ale panuję nad tym Żyję ze świadomością, że wystarczy że został ‚skrzywdzony’ wielkością, nie mogę dokładać do tego problemów z wychowaniem… 🙂
    Post mega prawdziwy, trafny, choć wg mnie trochę uogólniony-jak wiadomo, wszędzie znajdują się wyjątki 🙂
    Pozdrawiamy!

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:02

      Wiadomo, że nie da się opisać wszystkich przypadków i niuansów w krótkim felietonie. Mimo to cieszę się, że wpis Ci się podobał. I gratuluję wychowania fajnego yorka. 🙂

  3. Avatar
    22 stycznia 2016 at 22:32

    Tak smutne, a tak prawdziwe… Ja mam dobre 40kg psa, który jest uosobieniem (upsieniem?) spokoju. Doskonale potrafi odnaleźć się w praktycznie każdej sytuacji, toleruje wszystkich ludzi (tych mikro-ludzi też) i świetnie „czyta” inne psy. Wraca na zawołanie, nie ciągnie na smyczy, jest po prostu miły i nieszkodliwy dla wszystkich wokół. Ale i tak to on jest obiektem nienawiści wielu osób, krzyczących do mnie, że mój pies to morderca, że ich Pimpek to mało zawału nie dostał, bo on śmiał na królewicza szczeknąć (królewicz akurat nie szczekał, bo w zębach trzymał Mora… nogę). No i cała litania: że taka gówniara to to i tamto, że pies brutalny i agresywny, że to społeczeństwo takie niewyedukowane i wgl to najlepiej nas oboje i każde z osobna uśpić, rozstrzelać i podpalić. To jest tragedia, jak wybiórczo traktuje się psy, które również stanowią zagrożenie. Oczywiście wolałabym zostać zaatakowana przez takiego maltańczyka niż labradora, ale to nie znaczy, że takie małe psiejstwo krzywdy nie zrobi. Swoją drogą współczuję tym psom, które mogłyby być nie tylko słodkie z zewnątrz, ale i wewnątrz, spokojnie towarzysząc ludziom. Ale nie miały okazji zobaczyć, co to znaczy być zwykłym, szczęśliwym psem, nie tykającym jak taka właśnie atomówka…

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:20

      Niestety, często zdaniem właścicieli małych piesków wszystko, co one robią jest słodkie i nieszkodliwe, a kiedy druga strona zareaguje tak, jakby zareagowała w przypadku takiej samej sytuacji z większym psem jest wielkie oburzenie. Nigdy nie zapomne, jak usiłowałam na spacerze uciec przed corgi kompletnie poza kontrolą właścicielki, który skakał na mnie i drapał mnie po nogach (akurat były upały i miałam bardzo krótkie szorty). Oczywiście, na moje prośby o zabranie psa właścicielka nie reagowała, bo „przecież to tylko szczeniak”, a poza tym „on się tak bawi i to jest urocze”. Moje czerwone porapane nogi były urocze pewnie nieco mniej.

  4. Avatar
    22 stycznia 2016 at 23:03

    Właściciele takich piesków często nie tyle ignorują niewłaściwe zachowania, co jeszcze się z nich cieszą :P. „Taki mały, a taki odważny!” 😉 Nie powinno tak być, ale też mnie to trochę nie dziwi. Ludzie decydujący się na takie słodziaki często je uczłowieczają, traktują jak dzieci, no i wychodzą im takie małe potwory. Dziwne też, żeby mały cziłał normalnie się zachowywał, jak większość życia spędza w torebce lub ma inne, podobne i nie zawsze uzasadnione ograniczenia w kontaktach ze światem.
    Też wkurzają mnie takie małe pipidówki. Sama mam małe psy, ale jak mam do czynienia z jakimś niewychowanym burasem, to nie ma znaczenia czy mały czy duży, choć wiadomo, przy tych większych jest też większa szansa, że zrobi większe kuku. Może dlatego wydaje się, że większe psy są lepiej wychowane, bo ich właściciele zdają sobie sprawę, że taki futrzak może zrobić komuś dużą szkodę, a mały? Przecież ręki nie odgryzie… 😉

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:24

      Też mi się wydaje, że to kwestia tego, iż skala problemy powodowanego przez psa rośnie proporcjonalnie do jego rozmiaru. Wiadomo, inaczej jak na obcą osobę skoczy 2 kg yorka, a inaczej jak zrobi to 40 kg labradora. Jeden i drugi chce się przywitać, a pierwszy jest uroczy a drugi jest „Pani zabierze to niebezpieczne bydlę!”. 😉

      • Avatar
        20 kwietnia 2017 at 21:12

        nesrin diyor ki:ben bu sene sınava gircem hiç heycan yoktu ama şuan aşırı dercede heycanlıyım.ben tembel bi öğrenciydim hiç ders çalışmazdım.gerçi hep teşekkür aldım ama hiç ders çalışmadım hep son seneye attım liseye yeni geçenler lise 2 yada 3 olanlar lütfen şimdiden başlayın ben çok pişmanım

  5. Avatar
    22 stycznia 2016 at 23:06

    Kiedy potencjalny wynajemca zadał nam pytanie „ojej, a duży?” to wiedziałam już, że dupa z mieszkania. Bo duży, jak powszechnie wiadomo, przegryza się przez ściany, a mały ani piśnie, słodziaczek. Nie przeszkadzają mi małe psy jako takie – nie podobają mi się, ale o ile nie są rozwydrzonymi hienami na wiecznym speedzie, jestem w stanie darzyć je nawet pewną sympatią. Ale podział o którym wspomniałaś mnie dobija, zwłaszcza że znacznie częściej właściciele dużych psów mają je pod jako taką kontrolą niż właściciele miniaturek.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:27

      To prawda. 🙁
      Prawdę mówiąc, czasem zastanawiam się, jak to się stało, że udało się nam tak bezproblemowo wynająć mieszkanie z dużymi / średnimi psami, bo wiem, że wieeele osób ma z tym problem. To chyba moja czarodziejska ręka do nieruchomości. 😛
      Ja czasem myślę sobie może mogłabym mieć do obi pudelka średniego albo miniaturkę – to fajne, sensowne psy są, tylko jakoś mają pecha do ludzi. 🙁

      • Avatar
        27 stycznia 2016 at 21:54

        Będąc nie najemcą, ale właścicielem mieszkania, również można się czasem zdziwić 🙂 Kiedyś, szukając chętnego na wynajęcie kawalerki, natkneliśmy się na panią, która chciała wprowadzić się z pieskiem. Na pytanie mojego męża o rasę (zadane z czystej ciekawości) odpowiedziała: „Nie, nie, to taki malutki, cziłała, nie będzie problemu”. Tak jakby pomiędzy wielkością a potencjalnymi problemami istniał jakiś związek 😉 Nie mam nic przeciwko temu, żeby najemcy trzymali w mieszkaniu zwierzęta, jeśli tylko wcześniej zapytają nas o zgodę. Niestety, niektórzy fakt posiadania pupila ukrywają (tak jak nasi aktualni lokatorzy, o których wiemy z zaufanych źródeł, że mają kota), ale z tego co czytam, właściciele rzadko wykazują się tolerancją, szczególnie wobec większych psów. Mamy więc nieciekawy, samonapędzajacy się mechanizm :/

  6. Avatar
    22 stycznia 2016 at 23:32

    Ale ale, mówisz o nich „psy”, a to są „PIESKI”. Powiesz przy pani po 50, że ma PSA, to zupełnie jakbyś Fifi zwyzywała od najgorszych 😉

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:27

      Haha, tak bardzo prawda!

  7. Avatar
    23 stycznia 2016 at 00:50

    U mnie mały pies jest tak samo wychowywany, jak duży. Jedno i drugie ma duże braki, tym bardziej staram się nie uprzykrzać życia innym opiekunom psów. Kiedyś udało mi się takiego małego jazgota, który nastawał na moją kostkę poprostu podnieść. Do góry. Szok i niedowierzanie. Pies się zamknął w sekundę, opiekunka panika w oczach. Mijają nas teraz z daleka. Nie podniosłam, żeby rzucić o glebę (Pani miała minę jakby na to czekała), tylko żeby wybić z tego „stanu”..

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:28

      Ja zwykle jak mnie dopada taki mały agresor ryczę „WON!” tak, że słyszy mnie całe osiedle. Zwykle działa.

  8. Avatar
    23 stycznia 2016 at 11:00

    Ja z kolei mogłabym napisać kontrapost w odniesieniu do dużych psów. Bo wcale nie jest przyjemnie, gdy tobie towarzyszy Mały, a na was z daleka leci z kilkadziesiąt kilogramów Większy. Nie jest też przyjemnie, gdy ten Większy po was skacze, a przecież nic nie zrobi. Nie ma nic zabawnego także, gdy Większy obiera sobie Małego za zwierzynę. Wiele problemów behawioralnych u psów nigdy by nie zaistniało, gdyby obie strony szanowały się tak samo. Bo ten mały szczekający i warczący york mógł kiedyś cudem ujść z życiem z zębów owczarka, tracąc wtedy zaufanie do innych psów (przykład z życia wzięty). A rany, choćby i zagojone, zostawiają blizny. To tak do refleksji. Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia – tyle w temacie.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      23 stycznia 2016 at 11:13

      Hm… wygląda na to, że ironia to wśród psiarzy język martwy, bo wiele osób odbiera ten felieton zaskakująco poważnie. 😉
      Ogólnie (i już zupełnie serio) rzecz biorąc, ostatecznie wszystko sprowadza się do człowieka, który stoi za danym psem. Można mieć świetnie ogarniętego yorka, można mieć border collie, który jest absolutnie koszmarny dla każdego kto go spotka. Bo psa wychowuje człowiek. Natomiast, uważam, że małe psy sa szczególnie pokrzywdzone, bo wiele z nich trafia do osób, które po prostu nie widzą w nich psów – czyli zwierząt o określonych potrzebach i popędach – a słodkie pluszaczki, przez co gro maltańczyków, yorków i innych mianiatur nie ma szans w swoim życiu być psem, a więc nauczyć się psiego języka, poprawnego funkcjowania w społeczeństwie i podstawowego posłuszeństwa. Stąd biorą się wszystkie problematyczne zachowania, które ostatnio tak bardzo dają mi popalić.

    • Avatar
      Maltas
      18 maja 2017 at 18:53

      Brawo. Mądrze napisane. Bo mądry i wychowany pies to nie kwestia rasy czy wielkości a człowieka który jest jego właścicielem . Niestety też spotkały mnie nieprzyjemności tylko od dużych psów różnych ras. Nawet jeden wielorasowiec średnich gabarytow pogryzł mnie kilka tygodni temu gdy broniłam swojego maltanczyka. A nadmienię że mój pies bojąc się innych psów nigdy sam nie podchodzi do innych większych od siebie psów jest spokojna nie szczeka i jedyne co robi na dworze to pilnuje swojej pani.

  9. Avatar
    23 stycznia 2016 at 11:57

    Mnie się tam wydaje że pies to pies i tyle. Waga, wzrost, kolor nie ma znaczenia wobec tego że każdy powinien umieć podstawowe komendy, m.in. przybieganie na zawołanie. Zawsze podczas spacerów mogłam zaobserwować to samo co w poście. Właściciele większych psów mają większą kontrolę nad swoimi psami. Mają więcej oleju w głowie, może to przez to że bardziej rozumieją że duży pies może siać większe niebezpieczeństwo? Właściciele tych mniejszych mają na to wywalone. Wtedy zazwyczaj nie obchodzi ich to że jak taki ich kurdupel zajdzie jednemu psu za skórę to może się polać krew, a i tak wyjedzie z psykiem na właściciela ‚giganta’. Takie problemy zawsze było. Choć niedawno już wszystko wróciło mniej więcej do normy, każdy właściciel wie co to smycz, spyta się czy psy mogą się przywitać. Ot co, taka zmiana 😀

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:31

      Ach, żeby wszyscy myśleli, że pies to pies i tyle! Może wtedy moje życie byłoby nieco prostsze!

  10. Avatar
    Vertoliare
    23 stycznia 2016 at 12:24

    Już nawet nie samo zachowanie tych niewychowanych, miniaturowych psów mnie wkurza, tylko fakt, że w każdej sytuacji – będzie winny twój pies. Większy pies. A że mam TTB to już w ogóle ten efekt się mnoży. Miodem na serce są natomiast odpowiedzialni, świadomi i po prostu dobrzy właściciele takich psów, którzy w niemiłej sytuacji, nawet przeproszą za swojego delikwenta. Ale to się nie zdarza na co dzień, więc trzeba take pojedyncze sytuacje starannie przechowywać w swojej pamięci, aby już do końca nie stracić wiary chociażby w takiego człowieka idącego na przeciwko z jakąś miniaturką.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      23 stycznia 2016 at 13:04

      Domyślam się, że codzienność z TTB może być czasem ciężka i frustrująca. Sama kilkukrotnie spotkałam się z tym, że ludzie zabierali swoje psy na ręce, widząc, że zbliża się „wielki pies morderca”, czyli kochający wszystko seter. 🙁

  11. Avatar
    23 stycznia 2016 at 12:49

    Prawdę mówiąc, nie znoszę małych psów. Abstrahując od tego, że zupełnie mi się nie podobają, w większości są rozpuszczonymi, jazgoczącymi stworzeniami, które ludzie mają chyba tylko po to, by irytować nimi otoczenie. Osobiście nigdy nie spotkałam mikro psa traktowanego jak psa, a nie jak zabawka lub dziecko. Raz widziałam pokaz agility, na którym biegał york – to było urocze i faktycznie słuchał swojego pana, odbijając się jak piłeczka dobry metr przed każdą hopką. 🙂 Szkoda, że takie widoki to jedynie wyjątki, a na co dzień widzi się grube, zaniedbane mikropsy, brane na ręce za każdym razem, gdy występuje śmiertelne ryzyko kontaktu z innym psem.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      23 stycznia 2016 at 13:02

      To prawda, że fajnie ogarniętych małych psów jest niewiele, dlatego zawsze jestem pod wrażeniem, kiedy takie spotykam. Bardzo mi się podoba wszystko, co z Fruzią (maltańczyk) robi Monika, z ciekawościa obserwuję rozwój Zoomie (pudel miniaturowy), która dołączyła do stada borderów z Flying Warriors i cieszą mnie osiągnięcia Magdy Stodułko i Toro (york). 🙂

  12. Avatar
    23 stycznia 2016 at 15:31

    Hm, mam ‚dużego’ psa i mamy także 6-miesięcznego shih-tzu… I mimo że mała nie jest traktowana jak zabawka (wręcz przeciwnie), to i tak potrafi biegać w kółko bez chwili odpoczynku, drze pysk, gdy ma ochotę, i terroryzuje yorka sąsiadów – ma po prostu charakter „typowego” małego psa i tyle ;). Inną sprawą jest to, czy dany właściciel potrafi nad takim psem zapanować i to raczej w tej kwestii jest problem.
    No i fajnie by było, jakby psiarze – mówię ogólnie – zaczęli dążyć do tego, by „duże psy też mogły” (wejść do sklepu, nocować w hotelu…), a nie do „zakazy dotyczą także małych psów”, jeśli rozumiesz o co mi chodzi :).

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:36

      Zdecydowanie to jest kwestia właściciela. Ostatnio, kiedy poprosiłam właściciela takiego małego podbiegacza o zabranie psa, bo przeszkadzał mi w treningu uzyskałam efekt taki, że dowieidziałam się o sobie kilku interesujących rzeczy. A pies jak biegał tak biegał. 🙁
      Myślę, że przestrzeń publiczna zaczyna powoli być coraz bardziej przyjazna dla psów, także tych większych. To, co uważam za szczególne ważne, to to, abyśmy my psiarze jako grupa pokazywali się z dobrej strony, a więc jeżeli wiem, że mój pies nie usiedzi w kawarni spokojnie przez kilka godzin pogaduszek tylko zacznie przeszkadzać innym gosciom to albo zostawiam go w domu albo nastawiam się na szybką kawę w celu pracy nad problemem.

      • Avatar
        24 stycznia 2016 at 15:10

        Ja się podbiegaczami i ich właścicielami dawno przestałam przejmować – okazuje się, że gdy widzą, jak ich jazgot znika pod moim, to nagle potrafią się dość żwawo ruszać i zabrać swojego psa ;). Reaguję tylko w przypadku szczeniaków, który się za blisko nas zapędzi (bo bądźmy szczerzy, w tym okresie każdemu może się zdarzyć wpadka).

        Szczerze mówiąc nie jestem przekonana, czy faktycznie jest pod tym względem coraz lepiej – myślę, że to bardziej lokalna sprawa, która jeszcze się nie przekłada na cały kraj. Na przykład gdy jadę z młodą nad morze, do Ustki, nigdy nie napotykam takich problemów, jakie są codziennością w Poznaniu: mogę wejść z psem „wszędzie”, psy chodzą bez smyczy, ale albo ignorują mijane psy albo są rzeczywiście na ten moment zapinane na smycz… U nas za to normą jest to, że mijany akurat pies w 2/3 przypadki wystartuje na całą długość smyczy – najczęściej flexi – i rozedrze pysk ;).

  13. Avatar
    Hania
    23 stycznia 2016 at 16:25

    Ughhh nienawidzę gdy psy nie wracają do swoich właścicieli. Rozumiem pies może mieć problem, ale jeżli się nas nie słucha to nie możemy spuszczać go ze smyczy. Sama mam psa który ma problem, nie lubi psów i na nie warczy, ale tylko gdy ten owy pies naruszy przestrzeń moją i psa, a i tak wtedy zawsze mogę ją odwołać i nie mamy z tym problemy. Mimo, że duka nigdy nikogo nie ugryzła to i tak zawsze siejemy postrach wśród właścicieli psów, mimo że to nie mój pies sprowokował drugiego.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:37

      Clue zagadnienia to zdawać sobie sprawę z problemu i starać się go rozwiązać, a nie przekonywać świat wokoło, że nic się nie dzieje i to słodkie 😛

  14. Avatar
    23 stycznia 2016 at 16:50

    Oj tak, znam to… W mojej klatce mieszka niejaki Atos. Maltańczyk, uosobienie wszelkiego zła. Właściciele to para z dwojgiem dzieci, bardzo do psa podobnych – rozwydrzonych i bezczelnych. Dodam jeszcze, że kiedy pani chce psinę podnieść nie pochyli się – zablokuje Flexi i podrzuci do góry. Żeby chociaż w szelkach, gdzie tam, obroża. Jak podpatrzyła to jej córka (mniej niż 10 lat) to zaczęła robić podobnie. Wychodzi na spacer, jeśli na podwórku są inne dzieci, smycz „przypadkiem” wypada jej z rączki. Dopada wtedy psa i szarpiąc smyczą w górę… rzuca psem o ziemię… Na zwrócenie uwagi odpowiada „A mama mi pozwala”. Szkoda gadać…
    Pozdrawiam,
    8lap1ogon@gmail.com

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:42

      Biedny Atos, że też trafili mu się tacy ludzie. 🙁

  15. Avatar
    Boguśka
    23 stycznia 2016 at 17:40

    Witam, włożę kij w mrowisko. Jestem właścicielką yorka, który do okolicy roku, był cudownym psem, który nigdy nie zaczepiał i nie szczekał na inne psy. Zmieniło się to, pewnego dnia, gdy czekaliśmy na autobus, pies zawsze siadał mi na bucie i obserwował otoczenie – oczywiście przypięty do smyczy. Zauważyłam panią, która prowadziła dużego psa na linie, była to jakaś mieszanka wilczarza z dogiem. Ogromny pies i właśnie ten pies, bez zaczepki ze strony małej psiny rzucił się do nas z zębami. Dobrze, że mały miał szelki i zdążyłam go podnieść do góry. Ja oberwałam psią mordą w żołądek, aż się przewróciłam. Pani pociągła swojego psa, nawet nas nie przeprosiła. Była wręcz obrażona, na zwróconą przez ludzi widzących to, uwagę, że ona nie ma obowiązku patrzenia pod nogi i jej pies nie musi nosić kagańca. Od tej pory mój pies panicznie boi się dużych psów. Dużo czasu trzeba, żeby zaufał teraz jakiemuś większemu psu. Muszą być koło siebie dłuższy czas.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:45

      Współczuję, że znalazłaś się ze swoim psem w takiej nieprzyjemnej sytuacji i bardzo mi przykro, że to się odbiło na Twoim psie. Niestety, za każdym psem stoi człowiek i jak ten człowiek jest bezmyślnym chamem to skutecznie uda mu się zepsuć każdego psa – bez względu na rasę. 🙁

  16. Avatar
    Anonim
    23 stycznia 2016 at 18:36

    Właściciele dużych psów zwykle mają na pieńku z właścicielami miniaturek. Szczerze mówiąc wydaje mi się, że interesy i racje obu grup są nie do pogodzenia (to już dłuższa dywagacja, której sobie tu oszczędzę:)). Obserwuję to trochę z boku bo Sergo ma 10 kg więc idealnie się zgrywa z dużym psem a i miniaturki nie są przez swoich właścicieli na jego widok natychmiast porywane na ręce (choć bywa…). Z perspektywy posiadania średniaka mogę tylko powiedzieć, że jednak już wolimy duże psy, i to nie dlatego, że miniaturki takie złe i rozwrzeszczane, tylko, że ich właściciele dużo bardziej problemowi…

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:48

      Staram się nie mieć na pieńku z właścicielem żadnego psa, tak długo, jak ten pies i właściciel sensownie się zachowują. ;)Absolutnie nieakceptowalne są dla mnie sytuacje, kiedy jakiś pies – bez względu na rozmiar – podbiega do moich psów na smyczy i zaczyna wariacko biegać wokół nas, a właściciel na to nie reaguje. Chciałabym, że pewna kultura spacerowa „widzę psa na smyczy, więc zapinam swojego i pozwalam się im kulturalnie minąć” obowiązywała wszędzie i zawsze, ale niestety na to się nie zanosi. 🙁

  17. Avatar
    23 stycznia 2016 at 19:40

    Aż bym zaklaskała, tak bardzo się zgadzam. Ilekroć widzę takie obrazki, to szkoda mi tych psów – psów, które własciciele sprowadzają własnie do roli pluszowych zabawek 🙁

    Pozdrawiamy!
    Śledź też pies

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:50

      Również mi ich szkoda, zwłaszcza, że te maluchy to są często naturalnie, rasowo charakterne zwierzęta, które też wymagają ruchu i zajęcia. 🙁

  18. Avatar
    ola
    23 stycznia 2016 at 19:52

    myślę, że „mały” odnosi się też do „młody” (szczeniak), w kontekście takiego co może więcej 🙂 A potem człowiek dziwi się, że jak papiś waży już 30 kilo, to nie jest przyjemne przyjmowanie na klatę jego skoku 🙂

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:51

      Nie do końca. Problem polega na tym, że jest, niestety, wiele osób, którym wydaje się, że jak pies jest mały to może sobie na wszystko pozwalać, bo bez wzgledu na to, co robi to jest to słodkie i urocze – alsolutnie nie jest dla mnie urpczy york wiszący zębami na łapie Tytanii…

  19. Avatar
    23 stycznia 2016 at 20:01

    Eee a mnie się wydaje, że to tylko dlatego, że większość właścicieli nie ogarniających dużych psów po prostu nie wychodzi z nimi na spacer niestety. Ze względu na specyfikę zawodu znam tyle samo nieogarniętych maluchów jak i wielkoludów – przy czym mam wrażenie, że po prostu wielkoludy rzadziej wychodzą na dwór, bo są kupowane „do ogrodu” 🙂 Znam też kilka świetnych, wychowanych malców (szczególnie chapeaux bas w stronę pewnej hodowli shih tzu), które są po prostu takie, że jadłabym je łyżkami i tylko tuliła i ćwierkała nad nimi.

    • Avatar
      24 stycznia 2016 at 10:31

      Bardzo mi się to nie podoba, ale możesz mieć rację…

      Zupełnie nie do Twojego komentarza, ale nie chcę mnożyc bytów bez potrzeby – dziwi mnie, że niektóre osoby odebrały ten tekst jako atak na miniaturki, a nie na społeczny rozdźwięk w traktowaniu psów różnej wielkości – yorka witamy w restauracji, owczarek won, szukasz mieszkania z pudlem miniaturowym – super, szukasz z seterem szkockim – oj nie. Rozumiem, że sztuka czytania ze zrozumieniem jest skutecznie tępiona, ale chciałabym wierzyć, że dzielnie się broni…

      • Pies do kwadratu
        Pies do kwadratu
        24 stycznia 2016 at 10:42

        @Lena:
        Też mnie to dziwi, ale cóż zrobić – najwyraźniej nie wypowiadam się dostatecznie jasno, ewentualnie tego rodzaju nie do końca oczywiste felietony nie nadają się do wypuszczania do psiej blogosfery. 😉

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 10:46

      Hm… Ciekawy punkt widzenia z tymi spacerami, chociaż trudno mi się do tego odnieść, bo po prostu nie brałam takiej sytuacji pod uwagę – zapewne wynika to z różnicy miejsc w jakich mieszkamy. Nie czarujmy się, mając mieszkanie w kamienicy czy bloku na spacery wychodzić trzeba – bez względu na rozmiar psa (chociaż znalałam kiedyś jedną panią z buldożkiem francuskim, która w zimę na spacery ze swoim psem nie wychodziła, w mieszkała w bloku własnie).
      Ja z kolei mam taką teorię, że duże psy są jednak troszkę lepiej ogarnięte, bo (jednak!) przemawia za tym ich rozmiar. Po prostu duży pies stwarza proporcjonalnie duże problemy kiedy nic do niego nie dociera i właściciele (nawet jeżeli nie są jakoś super wkręceni w cały ten kynologiczny światek) szybciej się orientują, że wypadałoby coś z tym zrobić. Bo jednak różnica, kiedy 2 kilogramy próbuje wyrwać Cię ręce zestawów, a kiedy robi to kilogrmów 40 jest zasadnicza.

      • Avatar
        25 stycznia 2016 at 21:59

        Wiesz jak wygląda „wychowanie” takiego dużego psa? Kolczatka+ dławik+kaganiec. Pies dyszący nienawiścią wobec innych psów, totalnie nie zsocjalizowane podhalany, które nie potrafią iść po kafelkach (sic! poza betonem kojca i trawą nie znają innych powierzchni!), berneńczyki reagujące agresją na obcych ludzi, no przykładów mam na pęczki. Zazwyczaj duże psy nie wędrują do mieszkań, a jeśli już wędrują, to przygarniają je osoby raczej świadome. Reasumując – znam tyle samo wrednych miniaturek ile ONków czy labradorów 🙂 Rasy olbrzymie z kolei są łagodne z natury i znam pojedyncze przypadki agresywnych dogów, ale każdy właściciel doga z lecznicy wyjeżdża na butach. Jak jeden mąż.

      • Avatar
        27 stycznia 2016 at 22:03

        O rany… Ja rozumiem, że buldoga może być ciężko wywlec (tak, nie waham się użyć tego określenia) z domu zimą, ale żeby nie wychodzić na spacery? Pomijając oczywistą kwestię załatwienie potrzeb fizjologicznych, po kilku miesiącach takiego siedzenia w czterech ścianach pies dozna chyba amoku wychodząc nagle na spacer z ludźmi, innymi psami i mnóstwem bodźców…

  20. Avatar
    Ola
    23 stycznia 2016 at 20:30

    Oj jakie ja miałam problemy ze znalezieniem mieszkania…nawet gdy na początku właściciel oznajmiał, że nie ma nic przeciwko grzecznym pieskom- gdy padało stwierdzenie jaki to pies (choćby kundelek wielkości labka dla złagodzenia) od razu odmowa. Może miałam pecha, ale w całym mieście nic. Udało się z kawalerką po znajomości. A sąsiedzi tylko pytają co robi ten pies bo w ogóle go nie słychać. Podczas gdy york mojej babci ujada na byle co ;).
    Ja nigdy nie będę mieć małego psa (chyba że mops jakoś bardzo odlegle) chociaż szanuję właścicieli, którzy robią coś fajnego z mikrusami, ale po prostu mnie trafia jak każdego dnia kilka małych psów rzuca się na mojego. I oczywiście ZAWSZE pada stwierdzenie ,,on by Cię zjadł na kolację”, ,,oj uważaj bo to pewnie agresywny piesek”. Jeśli już udaje się przywitać z jakimś psem, ludzie dookoła jakby czekali aż mój zaatakuje. Teraz mieszkamy w okolicy, gdzie spaceruje mnóstwo psów i spotykamy je na każdym kroku, głównie te małe rzucające się. A jeszcze gorzej podczas treningu- kiedy spacerujemy normalnie, większość ludzi jednak obawia się o życie piesków, ale jak widzą że coś ćwiczymy to hulaj dusza. Pieski mogą podbiegać, witać się, właściciel ma wszystko gdzieś. Nie ma co mówić o odwołaniu psa bo jasne że tego nie potrafią…ja ostatnio też obserwuję sposób postrzegania małych psów właśnie na przykładzie mojej babci z yorkiem, który pomimo jakiś tam rzadkich spacerów głównie załatwia się na matę, nawet czekając już na smyczy na wyjście. Wszystko co robi ten pies złego i dla mnie niedopuszczalnego, jest akceptowane bo to mały piesek i nikomu nie przeszkadza. Tylko właśnie przez to jest taka opinia o tych psach, słuszna pomijając kilka małych sportowych zapaleńców. I nie ma co się dziwić, skoro małe pieski uważane są za nieszkodliwe. Tak nieszkodliwe, że większość ich właści ieli mam ochotę udusić ;).

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:54

      Widzę, że bardzo się zgadzamy w tej kwestii. 😉 Swoją drogą, a propos treningów to zauwazyłam jeszcze takie przekonanie w ludziach, że „skoro tak ładnie bawię się ze swoim psem” to można na mnie spuścić swojego, bo co to za problem, żebym się zajęła dwoma czy trzema. A oni sobie w tym czasie pogadają przez telefon. O.o

  21. Avatar
    23 stycznia 2016 at 20:36

    Niesamowicie mnie to irytuje, że właściciele małych psów w ogóle swoich pupili nie wychowują. Chyba wychodzą z założenia, że skoro mogą go utrzymać na smyczy, to może się miotać bez opamiętania. A społeczeństwo jeszcze im przyklaskuje, bo „zobacz, jaki jorczek śmieszny ujada na TAKIEGO WIELKIEGO PSIURA”…

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 stycznia 2016 at 11:57

      Dokładnie. A potem jak taki maluch podleci, a temu większemu puszczą nerwy to zaraz pies – morderca. :/

  22. Avatar
    25 stycznia 2016 at 16:45

    Jako właścicielka małego psa mogę tylko zdecydowanie to wszystko potwierdzić. Zula ma 6 lat i może ze dwa razy w życiu ktoś się mnie zapytał czy może ją pogłaskać. Bynajmniej nie chodzi o to, że cała reszta świata nie jest tym zainteresowana. Wręcz przeciwnie. Zamiast spytać się właściciela, czyli mnie, zaczynają mówić do Zuli.
    ”Och jejku, jaka jesteś milusia i słodka” i wyciągają ręce, by psa pogłaskać (kurczę, zawsze mnie to zastanawia, czy to jakiś fetysz psiego futra, że po prostu TRZEBA go dotknąć?)
    W tym momencie ja mojego małego milusiego i słodkiego pieska zaczynam mocniej trzymać za smycz, bo choć jeszcze nikogo nie ugryzła, to jednak nie ma specjalnych oporów przed pokazaniem ”milusich i słodkich ząbków” (tutaj akurat mam lepiej – bo jak 7kg pies pokazuje zęby, to nie słyszę ”morderca”, tylko raczej śmiech albo komentarze ”hahah, jaki owczarek z niego!”).
    Zgadzam się, że często ludzie myślą, że jak małe to niegroźne, a jak niegroźne to po co szkolić. Jednocześnie denerwuje mnie jak właściciele wielkich psów pozwalają im biegać samopas po parku, próbując się bawić z ”maluchami”. Kiedy mały pies pogoni większego, reakcja jest zawsze taka sama. Pies rozmiaru kieszonkowego staje się walecznym rycerzem, pogromcą strasznego psiego olbrzyma. Nawet jak takiego psa ugryzie, to świadczy to tylko o odwadze! Wielokrotnie też slyszałam ”dobrze, naucz mojego psa że nie należy wszystkich zaczepiać!”. Pomijając fakt, że już od dawna nie spuszczam Zuli kiedy w parku jest dużo psów (oczywiście mam przez to opinię strasznej właścicielki która nie pozwala się bawić z innymi psami), to nie chcę żeby to mój pies brał się za wychowywanie innych psów. Nic nie będzie pokazywał i dla mnie wcale nie jest śmieszne jak podbiega do nas podniecony beagle, a właściciel z drugiego końca łąki krzyczy ”on nic nie zrobi!”. No bo w końcu jest mały…

    Temat zostawia duże pole do dyskusji, więc na tym poprzestanę 😉 I jestem bardzo ciekawa jak się zmieni moje podejście jak będę mieć większego psa
    (małe są fajne, ale czasem strasznie jednak niepraktyczne! Nauczyć takiego chodzenia przy nodze, kurczę, tak potem plecy nawalają 😀 )

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      26 stycznia 2016 at 17:38

      Podbieganie, zwłaszcza w miejscach gdzie tradycyjnie spaceruje się z psami puszczonymi luzem, to norma i to bez względu na rozmiar zwierzaka. Sama zawsze, kiedy mam swojego psa luzem, ale widzę, że zbliża się jakiś pies na smyczy to swojego przywołuję i zapinam lub przytrzymuję za obrożę, żebyśmy mogli się kulturalnie minąć i tego samego oczekuję od innych – oczywiście, 99% psiarzy gdzieś ma moją uprzejmość i oczekiwania.
      Obawiam się, że kiedy będziesz miała większego psa to najpierw przyjdzie Ci przejść przez koszmar posiadania szczeniaka, do którego każdy cmoka i wyciąga łapy. U mnie absolutnym hitem jest cmokanie do 3-miesięcznego Gambita z jadącego samochodu. Na moje niezbyt uprzejme (to przez szok) „Czy pan ma wszystko po kolei w głowie?” kierowca odpowiedział coś w stylu „No o co Ci chodzi, przecież pies jest na smyczy!”. Szykuj się psychicznie na takie akcje.

  23. Avatar
    aga.g.iro
    26 stycznia 2016 at 00:13

    Pierwsze o czym pomyslałam to „oo pewnie Bambi super do przerzucania nim nad dyskami! No faktycznie, T musi być okropnie niewygodna do łapania jej czy odbić…” A tu taki życiowy post xD Widać, borderoludzie żyją innymi wymiarami ;D

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      26 stycznia 2016 at 17:42

      Myślę, że Tytania (pomijając wciąż wałkowaną kwestię puszczania dysków i powrotu) nigdy nie osiągnie koordynacji potrzebnej do odbić czy dogckeczy – po prostu nie ta budowa. Gambit pod tym względem zapowiada się wcale nieźle, bo jest zborny i dość świadomy ciała, natomiast o tym, czy faktycznie będzie dobry do przerzucania nim nad dyskami przekonam się pewnie dopiero jak dorośnie i zacznę serio robić z nim coś pod tym kątem – może w sierpniu, na obozie z Paulą Gumińską coś się tu urodzi. 😉

  24. Avatar
    aleksandra
    1 lutego 2016 at 14:47

    Zdjęcie Gambita rządzi! <3 <3 <3
    Moja ulubiona sytuacja ze spaceru:
    ćwiczę z Alfem na polance, w samym rogu, prawie, że w krzakach 🙂 A na drugim końcu idzie Pani z maltańczykiem. Dzieli nas jakieś 15m (nie ogarniam przełożenia odległości w realu na cyferki, ale myślę, że jakoś tak było;) Sucz totalna zlewka na malta, ja go nawet nie zauważyłam w pierwszej chwili. Bo w sumie to go usłyszałam na dzień dobry. Tak się rozdarł, zaczął szarpać na tej smyczy, kręcić, skakać, ujadać. A Pańcia co? A Pańcia oczywiście "niuniusiu, nie wolno tak szczekać" itp I żeby moja sucz podbiegła, szczeknęła pierwsza (to ok jeszcze zrozumiem), ale my go nawet nie zauważyłyśmy. Jeszcze jakby sucz na nią się gapiła, a ta chciała pokazać, że ona jest amstafff, tylko w małym ciele to też postaram się zrozumieć. Ale u nas było ZERO reakcji. A ujadanie słyszałam nawet jak z horyzontu nam zniknęła.
    Wyobrażam sobie, jakby role się zmieniły. Od razu by było, że Alfa to morderca, agresor i w kaganiec ją zamknąć. A jak nie radzę sobie z psem, to go oddać. Tak więc mały zdecydowanie może więcej.

  25. Avatar
    ToughAngel
    4 lutego 2016 at 22:11

    Prawda jest taka, że nie zależnie od ułożenia i wytresowania psa, cały czas toczy się wojna między właścicielami dużych i małych. Ludzie przede wszystkim zapominają, że małe psy muszę także mieć odpowiednią ilość ruchu i jego brak objawia się między innymi nadpobudliwością. O komendach nie wspomnę. Mój mega giga wielkolud, który robi wiatr na cały dom merdaniem ogona (czytaj: seter irlandzki), musiał zrezygnować z pobytu w gościach, bo shitz-shu, który przyszedł z innymi, rzucał się na niego, gotowy zagryźć… A jego Pańcia zrzuciła na mnie winę, bo on nie lubi dużych psów …. A co mnie to obchodzi????? Mój musi lubić wszystkich, a i tak jest dyskryminowany! Obserwuję od dłuższego czasu, tolerancję u ras małych na nieposłuszeństwo, agresję, bark socjalizacji, załatwianie się w domu, na fakt że nie jest w stanie zostać sam, otyłość – przekarmianie oraz najgorsze – taka mała kupka, więc nie muszę sprzątać!!!! A ja nadal mam tego głupiego psa, co nie nadaje się do bloku, co jest okropny bo potrzebuje dużo ruchu., więc będą z nim same problemy….Mało kto, się orientuje że york to pies myśliwski i jak każdy terier zresztą, potrzebuje dużo ruchu…

  26. Avatar
    Hachi
    29 marca 2016 at 19:05

    Osobiście najbardziej denerwuje mnie, kiedy do mojego 60kilogramowego olbrzyma podbiegają maluchy drąc nam się do ucha. Mój pies już został nauczony, że ma to olać, ale długo pracowaliśmy nad agresją w stosunku do wrzeszczących pluszaków. A właściciele maluchów zawsze w takiej sytuacji uznawali, że jeśli mój jest na smyczy to nic nie zrobi. Jakby chciał to by zrobił-waży więcej niż ja. I wydaje mi się, że tutaj jest problem. Małego pieska weźmiesz na ręce albo przeciągniesz na smyczy i niezależnie od sprawności fizycznej zaniesiesz w inne miejsce bez większych problemów. Dużego musisz wychować, bo męczyć się z przeciąganiem już 10kg nikt nie chce. Oczywiście znam przypadki, gdzie maleństwa były świetnie wychowane, wybawione, znające nawet różne sztuczki, ale właścicielami byli zapaleńcy, którzy kupili taką, a nie inną rasę nie po to, żeby było łatwo, tylko dlatego że ich zafascynowała. Najbardziej tak naprawdę współczuję samym psom. Przez właścicieli, którzy mają gdzieś pracę z nimi coraz częściej da się usłyszeć opinie w stylu „małe psy to są zawsze głupie”, „mały pies to zabawka, niczego go nie nauczysz”. Prawda jest taka, że z każdym psem można współpracować, ale potrzeba do tego dobrych, ludzkich chęci

  27. Avatar
    21 kwietnia 2016 at 15:56

    Wczoraj weszłam na Pani bloga( dzięki poleceniu Styldigger)i przepadłam. Pół nocy czytałam wszystkie wpisy. Tak się składa że 10 maja odbieramy swojego wymarzonego owczarka austarlijskiego i blog stał się jeszcze bardziej dla mnie:) Co do małych piesków mam te same spostrzeżenia. Pozdrawiam

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      21 kwietnia 2016 at 16:11

      Ojej, jak miło! Ogromnie cieszę się, że blog się Pani spodobał! 🙂
      Mam nadzieję, że aussie świetnie odnajdzie się w Pani rodzinie. 🙂

  28. Avatar
    Ania i Aza
    18 maja 2017 at 17:32

    Mój rudy kundelek zalicza sie do tych „mniejszych”. Jest może mała, ale poznała co to jest być prawdziwym psem. Większość osób które mają psy małe, ozdobne, i nie wiedzą jak sobie z nimi poradzić, nawet nie podejmują sie próby wtyszkolenia takiego psa chociaż by do podstawowych rzeczy. Ale z jeden strony nienawidzę jak ide chodnikiem z Azą, a ktoś mówi „oj zobacz jaki cudowny mały piesek! Idź go pogłaskaj, przecież Ci nic nie zrobi”. Myślą wtedy, ze to takie cos co nic nie umie i nic nie zrobi, a przyznam sie ze Aza czasami potrafi do kogoś z zębami wystartować, ale uczymy sie nad tym panować 🙂

  29. Avatar
    19 maja 2017 at 07:12

    Zachowanie psa, w głównej mierze, zależy od samego właściciela. To on jest odpowiedzialny za to, co wychował. Niestety, tak jak piszesz, wiele osób traktuje małe pieski jak pluszowe zabawki, bo są ,,małe i urocze”. Nie raz spotkałam się ze zdaniem ,,muszę mieć (rasa), bo on jest taki malutki i słodziutki”. Wiele osób nie dostrzega negatywnego zachowania tych psów, a często nawet te złe nagradza zachwytem. No bo przecież ,,on ma taki słodki szczek” albo ,,on nie ugryzie, on się boi/chce bawić”, kiedy w rezultacie szczeka jak nakręcony i z żadnej strony nie da się go wyminąć.
    Co do hoteli i restauracji – to prawda, właścicielom mniejszych ras łatwiej jest znaleźć dostępny pokój w hotelu, czy stolik w restauracji. Ale po ostatnich wakacjach, kiedy pracowałam w nadmorskiej miejscowości niejednokrotnie byłam świadkiem, że i duże psy są mile widziane w miejscach wypoczynku, czy tych, gdzie można się posilić. Coraz więcej osób wystawia również miski z wodą dla naszych podopiecznych, co jest naprawdę świetne. Jedyne co nadal sprawia mi przykrość to zabieranie swoich czterołapnych przyjaciół na długie spacery, albo (co gorsza), pozostawianie ich w nieklimatyzowanych domkach podczas, gdy na zewnątrz jest +30 stopni. Bo i z takimi sytuacjami niestety się spotkałam :/
    Zgadzam się, że zwierzę powinna wychowywać osoba, dla której podopieczny nie będzie zamiennikiem dziecka, czy też swojego rodzaju pluszową maskotką 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.