Dogtrekking w Bednarach

Majówkę planowaliśmy spędzić spacerując z psami nad Narwią, ale złośliwa rzeczywistość zatrzymała nas w Warszawie. Okazało się jednak, że 30 kwietnia Mazowiecka Liga Dogtrekkingu organizuje zawody, więc w ostatniej chwili wypady nad rzekę zmieniliśmy na ponad 20-kilometrowy marsz po żyrardowskim lesie.

dogtrekking_bendary_1Decyzja o starcie w I kwietniowym pochodzie dogtrekkingowym podjęta została trochę na wariata. W piątek wieczorem wyłowiłam wydarzenie na Facebooku i zaczęłam namawiać P. na wycieczkę, jednocześnie szukając możliwości dotarcia na miejsce transportem publicznym. Nie wiem, co było trudniejsze – przekonanie P., że w sobotę po powrocie z delegacji warto zwlec się z łóżka o 6 rano, czy zorientowanie się w tym, gdzie właściwie ma znajdować się biuro zawodów. Na szczęście tę ostatnią kwestię rozwiązał za mnie Piotrek z Aktywnych z psami, wskazując błędy dotyczące nazw stacji Kolei Mazowieckich na Google Maps i dokładnie tłumacząc, jak z dworca dostać się tam, gdzie trzeba. Na koniec zaś organizatorzy imprezy zaproponowali odebranie nas z PKP Żyrardów samochodem. W tej sytuacji nie było innego wyjścia, jak karnie stanąć na linii startu. Nawet, jeżeli P. marudził właściwie do ostatniej chwili.

Mając w pamięci dogtrekking w Przesiece i obecne na starcie tłumy zawodników, po I kwietniowym pochodzie dogtrekkingowym spodziewałam się podobnej skali wydarzenia, toteż mocno zdziwiłam się, kiedy po dotarciu na miejsce zbiórki moim oczom ukazało się raptem kilka samochodów i skromny punkt rejestracji. Dogtrekking MLD miał zdecydowanie bardziej kameralny, rodzinny charakter, co świetnie rekompensowało brak dmuchanej, pomarańczowej bramy. Obserwując uczestników i organizatorów miałam wrażenie, że większość osób zna się przynajmniej z widzenia. Z jednej strony, bardzo to było sympatyczne i tworzyło szalenie miłą atmosferę, z drugiej jednak trochę pokrzyżowało mi plany. Jako, że dysponujemy tylko jednym pasem biodrowym i amortyzatorem miałam nadzieję, że uda mi się zaopatrzyć w drugi komplet tuż przed startem na jednym ze stoisk, tych jednak, jak się okazało… wcale nie było. W związku z tym, Gambit jak dotąd najdłuższy w swoim życiu spacer zmuszony był przejść na zwykłej smyczy, którą zaczepiłam sobie w talii, aby mieć wolne ręce. Jeżeli kiedykolwiek przyjdzie Wam do głowy zastosować takie prowizoryczne rozwiązanie, pamiętajcie – ostrzegałam Was! Siniaki na biodrach są niezbyt piękną pamiątką po imprezie kynologicznej.

dogtrekking_zyrardowMimo wszystko, muszę przyznać, że spacer był równie długi, co przyjemny! Pogoda trafiła się nam taka w sam raz – było na tyle ciepło, żeby dało się miło spędzać czas na świeżym powietrzu, ale odpowiednio chłodno, by aktywność fizyczna nie dawała się za bardzo we znaki ludziom i psom. Na dodatek żyrardowski las przemierzaliśmy w doborowym towarzystwie Izy i Janki, które w ostatniej chwili udało mi się namówić, aby razem z nami porwały się na 15-kilometrową trasę. To nic, że z 15 kilometrów zrobiło się nieco ponad 21, że mimo zapewnień organizatorów o tym, iż trasa jest naprawdę prosta umknęły nam aż dwa punkty kontrolne (moja dusza kolekcjonera płacze do tej pory!), a na metę dotarliśmy chyba jako ostatni. Daliśmy radę, bez strat w psach i ludziach, za to z uśmiechem na ustach. Zresztą, sami zobaczcie, jak było fajnie!

Wystartowaliśmy dokładnie o 10.33, a pokonanie całej trasy zajęło nam 5 godzin. Tempo utrzymywaliśmy zdecydowanie spacerowe, koncentrując się raczej na ploteczkach niż sportowej rywalizacji. Mimo że jako jedyna w naszej drużynie dostałam w pakiecie startowym kolorową wersję mapy nawet przez chwilę nie udawałam, że umiem z niej coś wyczytać, toteż ciężar nawigacji spoczywał w całości na barkach P. Muszę przyznać, że poważnie potraktował ciążącą na nim odpowiedzialność, bo dwukrotnie zostawiał nas na ścieżce w, a jakże!, pełnym niepokoju oczekiwaniu – raz, aby sprawdzić, czy na pewno idziemy właściwą drogą, innym razem natomiast, aby wrócić się do pominiętego punktu. Dzięki temu uniknęliśmy dyskwalifikacji. Zresztą, co tam wynik – jestem pewna, że sama błąkałabym się w lesie do późnej nocy.

Dotarcie na metę zajęło nam tak dużo czasu, że nie udało się nam załapać na posiłek regeneracyjny, zdążyliśmy jednak na najważniejsze: ogłoszenie wyników i rozdanie nagród. Organizatorzy zadbali, aby nikt nie wrócił z imprezy z pustymi rękoma. Poza medalami i nagrodami dla zdobywców trzech pierwszych miejsc w każdej z kategorii mieli także wielki stos fantów do rozlosowania pomiędzy pozostałych uczestników, wśród nich zaś pas biodrowy, który całkowicie zasłużenie wylosował P. (a który zdążyłam już ukraść dla siebie).

Wreszcie pozostało nam już tylko wyruszyć w drogę powrotną. Dzięki uprzejmości Izy nie musieliśmy dodawać do 21 kilometrów w lesie kolejnych 4. Jankowóz odstawił praktycznie pod same drzwi budynku dworca w Żyrardowie, stamtąd zaś droga do domu była prosta, a co najważniejsze, nie zawierała konieczności używania umęczonych mieśni.

Czego chcieć więcej?

  11 komentarzy do tekstu: „Dogtrekking w Bednarach

  1. Avatar
    6 maja 2016 at 14:54

    Jak Wam zazdroszczę! Ja też chcę na dogtrekking, ale chyba nie ma żadnego w okolicy (przynajmniej nie znalazłam, a szukałam!).

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      6 maja 2016 at 15:11

      Niestety, minusem każdej psiej imprezy jest to, że trzeba na nią dojechać. 😉

  2. Avatar
    6 maja 2016 at 16:39

    ja nie mogę się doczekać dogtrekkingu z moją dwójką 😀 A posiłek.. no znając ich jakość nic nie straciliście 😀

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      6 maja 2016 at 20:36

      Jakość nie jakość, głodni byliśmy, nooo. Na szczęście w drodze powrotnej przeszliśmy przez KFC i nafutrowaliśmy się fast foodem co najmniej na kolejne pół roku. 😀
      Ja się chyba z dwójką nie odważę; lubię moje zęby, tym bardziej, że zaraz ściągam aparat. 😛

    • Avatar
      Piotr Szklarski
      7 maja 2016 at 23:36

      A proszę powiedzieć czy nasza jakość posiłków pani zna i kiedy próbowała ?

  3. Avatar
    7 maja 2016 at 18:59

    Bardzo zazdroszczę takich imprez i mieszkania w Warszawie, w końcu to wokół niej jest organizowanych najwięcej takich spotkań. Ja z Nandem czekamy na wydarzenie dość blisko nas ( małopolska, a w zasadzie granica ze Słowacją :P), bo prawka jeszcze nie mam, więc jestem zależna od rodziców, którzy z kolei są zapracowani. We wakacje odwiedzimy Warszawę, więc na pewno się z Wami skontaktuję, bo koniecznie chcę z Wami pospacerować, bije od Was pozytywna energia, takich ludzi kochamy 🙂
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    • Avatar
      P.
      9 maja 2016 at 11:18

      Akurat Warszawa nie jest dogtrekkingowym centrum. Najstarszy i najbardziej hardcore’owy jest polski puchar dogtrekkingowy, który jest w górach. Potem chyba najaktywnierjszy jest pomorski dogtrekking. Dog Orienty w tej chwili są mniej aktywne (nie pamiętam jak było kiedyś), a mazowiecka liga dogtrekkingowa miała dopiero 5 imprez w ogóle. Także jeszcze niedawno z Warszawy na takie imprezy to trzeba było jechać na północ albo południe 🙂

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      9 maja 2016 at 17:31

      Tak naprawdę najfajniejsze dogtrekkingi – jak zresztą pisze P. – odbywają się w górach. Taki spacer z psem w oddali od cywlizacji to niesamowita sprawa. A najbliżej na te imprezy mają… osoby z Wrocławia. 🙂

      • Avatar
        9 maja 2016 at 20:24

        Będę więc musiała przegrzebać internety i znaleźć coś w okolicy 😀 Dziękuję za oświecenie mnie, byłam pewna, że tam się najwięcej wszystkich psich imprez odbywa. 🙂

  4. Avatar
    10 maja 2016 at 21:25

    Super, że mimo przeciwności udało wam się dojechać 🙂 My na początku dogtrekkingowej przebrnęliśmy przez smycz przypinaną do dolnego paska plecaka czy założonej odwrotnie nerki. I z tego co pamiętam, to tylko na dwóch czy trzech imprezach była możliwość zakupu sprzętu. Posiłki też bywają różne w zależności od organizatora 🙂 ale mnie tam zawsze smakuje po 30 kilometrach 😀 super, że w ogóle jest. Choć raz dla nas też zabrakło, ale wtedy dostaliśmy pieniążki od organizatorów na posiłek. Prawda to, że okolice Wrocławia to raj dla dogtrekkingowców, bo i Puchar Polski i Gold-Dogtreking 🙂 Puchar Polski to chyba najlepsza impreza ever, ale z drugie strony na mniejszych edycjach można coś wylosować 🙂

  5. Avatar
    Anonim
    12 maja 2016 at 22:11

    „Decyzja o starcie w I kwietniowym pochodzie dogtrekkingowym podjęta została trochę na wariata.” i takie zazwyczaj wychodzą najlepiej 😉
    zazdraszczamy dogtrekkingowania! 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.