Zawody obedience w Sopocie

W zeszłą sobotę bladym świtem napisałam mojej mamie SMS-a: Pobudka o 4.25, lecimy do Sopotu. Trzymaj kciuki, bo to dla mnie turbo ważne. W ten sposób oficjalnie rozpoczęła się obedience’owa kariera Gambita, który 20 sierpnia debiutował w pierwszych prawdziwych zawodach. Wyzwaniu sprostał w wyśmienitym stylu, bowiem nadmorską przygodę zakończyliśmy zdobywając 2 miejsce na podium w stawce 9 psów, 97 punktów na 100 możliwych, ocenę doskonałą oraz promocję do klasy 1.

sopot_1Długo zastanawiałam się, czy sierpień będzie odpowiedni na nasz zawodniczy debiut. Gambit ma już wprawdzie całkiem dorosłe ciało, psychicznie jednak to jeszcze dzieciak, dla którego praca bez nagrody przez kilka minut to spore wyzwanie. Brałam również pod uwagę fakt, że moje i Gambita doświadczenie zawodnicze jest dokładnie takie samo, a co za tym idzie, gdyby podczas zawodów coś poszło nie tak prawdopodobnie będę zbyt zestresowana, aby świadomie pomóc psu, tak żeby z ringiem miał wyłącznie dobre skojarzenia. Ostatecznie jednak w okolicy czerwca zdecydowałam, że trzeba w końcu wziąć byka za rogi, bo im dłużej będę odkładać obedience’owy debiut, tym bardziej będę się nim denerwować i nakręcać emocjonalnie na całą sytuację. Decyzję przypieczętowała wycieczka do lokalnego oddziału ZKwP, rejestracja psa i zakup książeczki startowej. Potem pozostało już tylko cierpliwie trenować i czekać na godzinę zero, która nadeszła zdecydowanie szybciej niż się spodziewałam.

Do Sopotu dotarliśmy po prawie czterech godzinach jazdy. Plan był taki, aby na miejsce przybyć na koniec startów zawodników klasy 2, rozłożyć obozowisko gdzieś w okolicy ringów, a następnie udać się na odprawę dla przewodników startujących w klasie 0. Nie wypalił kompletnie, bo nie dość, że na autostradzie nie było zbyt tłoczno, to na dodatek zawody już na starcie złapały spore opóźnienie, którego nie udało się w żaden sposób nadrobić. Przy tym Matka Natura zdecydowała się tego dnia spojrzeć na urlopowiczów łaskawym okiem – od rana panował koszmarny upał, który w połączeniu z długim oczekiwaniem w założeniu przyjemny debiut zmienił w prawdziwy chrzest bojowy.

Sytuacja dla niedoświadczonego zespołu była naprawdę trudna: długa droga, lejący się z nieba żar, ciągnące się w nieskończoność oczekiwanie, które dodatkowo podgrzewało atmosferę, rozlegające się z tle poszczekiwania psów i głos komentującego wystawę spikera niosący się w powietrzu…  Wchodząc na ring oboje byliśmy już mocno zmęczeni, mimo to zdołaliśmy wziąć się w garść, a ostateczny wynik okazał się być co najmniej satysfakcjonujący. Przede wszystkim, przez cały start towarzyszyły nam naprawdę dobre emocje w połączeniu z odpowiednim poziomem koncentracji. Na tę ostatnią w przypadku Gambita nigdy nie mogłam narzekać, u siebie natomiast widziałam zdecydowane braki. Tym razem jednak zdołałam zbliżyć się do poziomu mojego psa – byłam skupiona na nim na tyle, aby nie zwracać uwagi na sędziego oraz publiczność, a przy tym utrzymywałam na tyle otwarty umysł, aby nie robić ćwiczeń na pamięć, tylko słuchać, co mówi do mnie komisarz. Efekty? Wyśmienite!

Socjalizacja, 10 p.
Nie mam tu nic do zarzucenia. Zawsze obawiam się, że Gambit wstanie, by z miłością skoczyć sędziemu na głowę i niezmiennie całość ćwiczenia wygląda dokładnie tak, jak powinna.

Waruj przez 1 minutę, 10 p.
Po Zawodach treningowych w hiszpańskim stylu, na których okazało się, że Gambit nie rozumie koncepcji zostawania jako ćwiczenia, tylko traktuje je, jako przerwę w treningu wdrożyłam szybko program naprawczy oparty na radach Tomka Jakubowskiego i Asi Hewelt. Nie miałam jednak zbyt wiele czasu na porządne przepracowanie problemu, więc ogromnie stresowałam się tym ćwiczeniem. Zdaje się, że było to mnie widać, po najlepsza na świecie pani komisarz widząc, że prawie mdleję z nerwów najpierw szepnęła mi, że “Jest dobrze”, a później “Jeszcze 20 sekund”. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna, bo uratowała moją psychikę na całą resztę przebiegu. A Gambit? Wyleżał. Na maksymalną liczbę punktów i komentarz sędziego na karcie “Doskonała postawa waruj”.

Chodzenie przy nodze na smyczy, 9 p.
Dotychczas najgorzej ocenione chodzenie przy nodze w naszej skromnej historii. Widziałam, że nie wypadnie najlepiej, bo zdecydowałam się nic z tym ćwiczeniem nie robić. Krótko przed startem na ringu przygotowawczym przypomniałam tylko Gambitowi, że na smyczy też można usłyszeć komendę “Równaj!”, a potem ruszyliśmy do boju. Oczywiście, pies jak zawsze spisał się na medal, a ćwiczenie położyłam ja swoją nienaturalną, sztywną postawą.

Chodzenie przy nodze bez smyczy, 10 p.
Maksymalna liczba punktów oraz komentarz “Doskonałe skupienie” mówią same za siebie.

Przywołanie, 10 p.
Położył się pięknie, wyczekał, wystartował z prędkością światła wypracowując tym samym kolejny komentarz “Doskonałe tempo”, idealnie dostawił się do nogi. Chyba naprawdę nie mam się do czego przyczepić.

Aport, 9,5 p.
Strata punktów, bo podobno Gambit lekko podgryzał koziołek przy oddawaniu. Nie jestem tego taka pewna, wydaje mi się, że to nie było podgryzanie, ale bardzo, bardzo luźny chwyt, który sprawił, że gryf podejrzanie latał psu w pysku. Muszę przetestować aport przy bardziej sprzyjającej pracy pogodzie, bo takie luźne trzymanie to często efekt upału – po prostu psu łatwiej jest wtedy dyszeć.

Skok przez przeszkodę, 9,5 p.
Skoczył i wrócił drogą wymaganą przez regulamin, na koniec dostawiając się do nogi. Tak naprawdę w tym ćwiczeniu interesuje mnie tylko to, że Gambit… nigdy więcej nie będzie musiał go robić. Strata połowy punktu spowodowana była tym, że pokazałam mu przeszkodę ręką, biorąc jednak pod uwagę, że spodziewałam się ciasnego skrętu na powrocie do nogi uważam takie wykonanie za wielki sukces.

Zmiana pozycji, 9,5 p.
Znowu moja wina, tym razem pomoc ręką przy warowaniu. Zgodnie z regulaminową kolejnością ćwiczeń zmiany pozycji są na szarym końcu, kiedy niedoświadczony pies ma prawo być trochę zmęczony długą pracą bez nagrody, dlatego zdecydowałam się pomóc mu w ten sposób. Na co dzień bardzo pilnuję kryteriów przy wykonywaniu paca przy nodze i nie chciałam pokazać Gambitowi, że w sytuacji zawodów może pozwolić sobie na niechluje warowanie. Wolałam pomóc mu gestem, aby mieć dynamiczne, ładne wykonanie ćwiczenia i móc potem uczciwie nagrodzić go po zejściu z ringu.

Dodatkiem do pięknych punktów był fakt, że Gambit nie zdekoncentrował się podczas omówienia przebiegu, które miało miejsce na końcu, ale stał obok mnie gotowy do dalszej pracy. Grzecznie wysłuchaliśmy wszystkich uwag, po czym zbiegliśmy z ringu, żeby szarpać się przygotowaną wcześniej w tym celu zabawką.

Ogromnie cieszę się, że mam już za sobą ten pierwszy start i będę musiała więcej mierzyć się z trudnościami typowymi dla klasy 0 – przeszkodą, której do końca nie pojmuje żaden pies i żmudnym chodzeniem przy nodze, takim samym dwa razy pod rząd. Z nową energią zabieram się do treningów. Tym bardziej, że mam pełną świadomość błędów i niedociągnięć, które dały o sobie znać podczas startów w Sopocie. Pozostaje ruszać do pracy. Ćwiczenia klasy 1 czekają!

  16 komentarzy do tekstu: „Zawody obedience w Sopocie

  1. Avatar
    26 sierpnia 2016 at 09:32

    Aha! Gratuluję wam, świetny debiut!
    Gambit spisał się świetnie, podobnie jak jego przewodniczka. 😉 Podziwiam u ciebie opanowanie i świadomość własnych błędów, bo mi akurat tych dwóch cech brakuje. Na twoim miejscu chyba bym od razu padła jak długa, takie ze mnie wybitnie nieodporne na stres stworzonko.
    Bardzo sobie cenię wasze relacje z zawodów, są dla mnie kopalnią wiedzy pod względem tego, jak wyglądają zawody, na co zwracać uwagę. Ale dają też niesamowitą motywację do pracy nad naszymi marnymi podstawami. 🙂
    Powodzenia w klasie 1!

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      26 sierpnia 2016 at 23:45

      Dzięki! W obedience akurat opanowanie swojego ciała jest ogromnie ważne i przez jego brak można stracić sporo punktów. Też bardzo się stresuję, ale staram się z tym walczyć i kiedy wchodzę na ring koncentrować się wyłącznie na zadaniu – i to nawet nie całym przebiegu, ale po prostu przebrnięciu przez kolejne ćwiczenia. To bardzo pomaga. 🙂

  2. Avatar
    26 sierpnia 2016 at 13:48

    Wielkie gratulacje! Widać, że włożyłaś, nomen omen, kupę pracy w Waszą… no, pracę 🙂 I, że Gambit ma z tego frajdę. Powodzenia z jedynką!
    /Gosia

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      26 sierpnia 2016 at 23:46

      Dzięki! Powoli zaczynam dłubać jedyneczki; są pewne ćwiczenia, które mam już zrobione, ale też sporo jest mocno rozgrzebanych i czeka mnie z nimi sporo roboty.

  3. Avatar
    26 sierpnia 2016 at 19:07

    No łaaaaaaał 😀 Dream Team – mówiłam.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      26 sierpnia 2016 at 23:47

      Hehe, poczekajmy na wyższe klasy. 😛

  4. Avatar
    Yu
    27 sierpnia 2016 at 00:34

    Wielkie gratulacje i szczere życzenia sukcesów w klasie pierwszej! Ehh, jak tak czytam o waszych osiągnięciach to coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że następny pies u mnie będzie jednak użytkiem, chociaż się zarzekałam że nigdy więcej pracusia mieć nie będę 😉 Zawody jednak wciągają, im więcej startów tym lepiej idzie – i tym bardziej się chce startować w kolejnych ^^

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      28 sierpnia 2016 at 08:17

      Myślę, że jeżeli zarzekałaś się, że nigdy więcej pracusia to powinnaś przemyśleć tę kwestię milion razy, bo osiągnięcia opisywane na blogu to jedno, a szkoleniowa codzienność – drugie. Poświęcam Gambitowi naprawdę ogromne ilości czasu, a jednak bywa, że mam wrażenie, iż to wciąż za mało i myślę, że jeżeli życiowo masz dość workingów to nie ma co pakować się w kolejnego tylko ze względu na sport.

      • Avatar
        Yu
        28 sierpnia 2016 at 10:57

        Przemyślane to już zostało porządnie, bez obaw 😉 Z pracusiami spędziłam pół życia, szkoliłam głównie psy do ratownictwa, ale ze swoimi trenowałam też obi. Na innego psa zdecydowałam głównie ze względu wrodzoną ciekawość, chciałam doświadczyć relacji ze zwierzakiem który myśli i podejmuje decyzje we własnym zakresie. Nie mogę powiedzieć, żebym żałowała, ale jednak strasznie tęsknię za workami, mniej za sportem, a bardziej za ich nastawieniem na człowieka, za pracą z nimi… Te sprawy 😉

  5. Avatar
    27 sierpnia 2016 at 14:35

    Wielkie gratulacje i powodzenia w kolejnych klasach! 😉

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      28 sierpnia 2016 at 08:18

      Dzięki! Oby wyższe klasy okazały się dla nas równie łaskawe.

  6. Avatar
    30 sierpnia 2016 at 19:54

    Pięknie! Gratulacje 🙂 Najtrudniejszy jest ten pierwszy start 😉

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      3 września 2016 at 10:11

      Dzięki! Na pewno z każdym kolejnym startem będzie lepiej, a przynajmniej mniej stresująco. 😉

  7. Avatar
    1 września 2016 at 21:06

    Ratujesz honor psich blogerów 😉 wchodzę na blogspotową grupę na fejsie a tam same posty pt: „podsumowanie wakacji”, rolluje, w dół, rolluje i JESTES TY, wspaniała Gambitowa Panno! Jest COŚ CIEKAWEGO <3 dziękuję bardzo. Ucałuj Gambita od cioci Andzi 😉

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      3 września 2016 at 10:12

      Haha, dzięki! Filmik z lata też będę miała, bo wkręciłam się ostatnio w robienie filmików, ale to dopiero za jakiś czas. Zresztą, wiadomo, że obidjęsy przebijają każdy filmik. 😛 Synek, oczywiście, wycałowany. 😉

      • Avatar
        3 września 2016 at 15:28

        Ej no filmiki spoczko, kupilam ostatnio kamerke i tez bede ostro krecic ale gdzies za 2 tyg. Na razie to jestem na zwolnieniu lekarskim. W sumie to wyjdzie mi bardziej filmik jesienny 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.