Obedience: jak trenuję z kontuzjowanym psem?

Ci z Was, którzy śledzą profil Pies do kwadratu na Facebooku lub podglądają go na Instagramie doskonale wiedzą, że nieco ponad dwa tygodnie temu Gambit trochę się popsuł. Najpierw dała o sobie znać prawa, tylna łapa, a krótko później w jej ślady poszła lewa, przednia. Z pierwszą kontuzją udało się nam uporać dość szybko, druga natomiast zostanie z nami przez dłuższy czas, bo wyrwany pazur odrasta w tempie godnym płyty tektonicznej, udającej się na spotkanie swojej dawno niewidzianej siostry. Mimo to, nie rezygnuję z codziennych treningów obedience, dbam natomiast o to, aby były one odpowiednio dostosowane do stanu zdrowia mojego czworonożnego sportowca.

gambitpazur

Wygląda na to, że ktoś naprawdę chciałby już pobiegać…

Bardzo ważnym elementem dbania o regenerację łapy Gambita jest zapewnienie nam odpowiednich warunków treningów. Podczas planowania ćwiczeń biorę pod uwagę takie składowe sesji szkoleniowej, jak odpowiednie podłoże, nagradzanie, czy swój strój – ma być przede wszystkim bezpiecznie.

Ślizganie się absolutnie nie wchodzi w grę, dlatego odpowiednie podłoże jest niezmiernie istotna składową ćwiczeń. Moje treningi z Gambitem ograniczają się obecnie do sesji detali w domu, na dywanie. Nie jest wprawdzie zbyt duży, więc przestrzeń treningowa jest mocno ograniczona, mimo to jednak w ogóle nie pozwalam psu wychodzić poza jego granice, kiedy coś razem robimy. We wnętrzach, w których na podłodze są parkiet, panele lub kafelki można wykorzystać piankowe puzzle łazienkowe dla dzieci, dostępne w sklepach sportowych i na portalach aukcyjnych.

Stawiam głównie na nagrodę spożywczą: spokojne podawanie smakołyków z ręki lub podejmowanie jedzenia wcześniej odłożonego na podłogę na odpowiednią komendę. Zupełnie zrezygnowałam natomiast z rzucania chrupek na ziemię oraz pozwalania psu, aby łapał je w locie. Przy tego rodzaju dynamicznym nagradzaniu łatwo coś może pójść nie tak, jakbym sobie tego życzyła. Nie chciałabym, aby przez poślizgnięcie się lub zaczepienie łapą o jakiś przedmiot Gambit pożegnał zaczątki nowego pazura. Jednocześnie jednak, bardzo lubię dynamiczne formy nagradzania jedzeniem, wykorzystuję więc tę przy której mam nad psem największą kontrolę: uciekanie dłonią, w której schowana jest karma. Zabawki praktycznie w ogóle zniknęły z horyzontu, bo chcę uniknąć zapierania się o ziemię przednimi łapami. Jedyne, na co pozwalam to chwycenie ażurowej piłki z ręki i kilka sekund wiszenia na niej. Jestem pewna, że kiedy szarpaki ponownie wejdą do codziennego użytku Gambit oszaleje z radości.

Gambit lubi po mnie skakać i opierać się o mnie łapami, ja zaś lubię, kiedy to robi. Z tego względu dbam o to, aby teraz podczas sesji treningowej mieć na sobie raczej przylegające do ciała ubrania zrobione ze śliskich materiałów, tak aby nie miał możliwości zaczepić się łapą o tkaninę. Tak naprawdę jednak, chwilowo staram się unikać takich zachowań i zachęcam Gambita do wyrażania radości ze wszystkimi czterema łapami na ziemi.

***

Po powyższym przydługim wstępie łatwo domyślić się, że z mojego obedience’owego repertuaru chwilowo wypadło naprawdę wiele istotnych w obedience elementów. Staram się unikać gwałtownych startów i hamowań oraz ostrych skrętów, więc ćwiczenia z wysyłaniem, nad którymi właśnie teraz chciałabym najbardziej pracować muszą poczekać na lepszy moment. Tymczasem, z braku innych możliwości, koncentruję się przede wszystkim na detalach: stabilnym trzymaniu koziołka, prostej linii ciała w krokach w tył, pozycji głowy podczas zwrotów w lewo, blokadzie głowy w trakcie nachodzenia na psa, poprawieniu zmian pozycji siad – waruj oraz waruj – stój. Jednocześnie, zaczęłam powoli uczyć aportu węchowego. Gambit to pies, który uznaje, że coś, czego nie widać nie istnieje, więc pokazanie mu, iż może pracować nie tylko za pomocą wzroku, ale również nosem z pewnością będzie sporym wyzwaniem.

Aby Gambit nie umarł z nudów, staram się zaplanować dzień tak, aby zmieścić w nim dwie, około 10-minutowe sesje. Jedna sesja zawiera maksymalnie cztery ćwiczenia, a najczęściej ograniczam się do trzech.

Każdą sesję zaczynam od zasygnalizowania Gambitowi początku pracy – w moim przypadku to w zależności od tego, co konkretnie chcę robić komenda “Focus” lub poczekanie, aż pies sam bez żadnego hasła dostawi mi się do nogi. Ten ostatni element bardzo często wykorzystuję, jako mentalną rozgrzewkę, służącą wprowadzeniu psa w tryb pracy. Staram się, aby podczas ćwiczeń w domu obowiązywały te same zasady, co na zewnątrz. To oznacza, że podczas przerw w treningu (np. kiedy chcę sięgnąć po aport lub zerknąć do swoich notatek) Gambit ma spokojnie leżeć na ziemi, a trening kończy komenda “Koniec, biegaj”, która w pomieszczeniu brzmi odrobinę absurdalnie.

Zwykle w czasie jednej sesji zakładam maksymalnie 10 powtórzeń danego elementu. Bez względu na liczbę powtórek zawsze kończę ćwiczenie, jeżeli Gambit osiągnie w nim spektakularny sukces – nawet, jeżeli stało się to już za pierwszym razem – aby pozostawić w jego głowie obraz po pierwsze fajnych, pozytywnych emocji, a po drugie poprawnego wykonania. W przypadku ćwiczeń, w którym nakładam na psa większą presję ograniczam się do maksymalnie 5 powtórzeń, jako że chwilowo nie mogę dać mu rozluźnić się dzikim szarpaniem lub pogonią za piłką.

***

Liczę na to, że w niedługo na nowo zacznę wprowadzać Gambita w rutynę treningową. Zdaję sobie sprawę z tego, że ostatnie tygodnie mocno ograniczonej aktywności z pewnością znajdą odbicie w wykonaniu poszczególnych ćwiczeń, tym bardziej więc w pierwszych treningach na zewnątrz zamierzam postawić na budowanie zaangażowania i przypomnienie Gambitowi, że obedience to świetna zabawa.

Jak Wy radzicie sobie, gdy Wasze psy muszą mieć ograniczony ruch? Trenujecie z kontuzjowanym psem, starając się dobrać dla niego odpowiedni, bezpieczny zestaw ćwiczeń czy całkowicie odpuszczacie aż do całkowitego wyleczenia? Podzielcie się w komentarzu swoimi sposobami na zmęczenie kulawego, psiego sportowca!

  8 komentarzy do tekstu: „Obedience: jak trenuję z kontuzjowanym psem?

  1. Avatar
    25 listopada 2016 at 12:59

    Mam to szczęście, że Figa w przeciągu swojego 18miesięcznego życia jeszcze kontuzjowana poważnie nie była, a jedynym przypadkiem, kiedy musiała na dłużej udać się na „chorobowe” była kastracja, a wtedy przez ok tydzień była wyłączona ze wszystkiego, na co raczej nie narzekała – i tak głównie spała 😛 Natomiast jak zaczęła czuć się lepiej to wróciłyśmy do smyczówek oraz nauki sztuczek, które nie wymagaly od niej zbytniego angażowania fizycznego. Ostatnio odkryłam, że sucz uwielbia węchówki, wiec pewnie to będzie naszym zajmowaczem jeśli coś się wydarzy (chociaż mam nadzieję, że uda nam się pociągnąć bez nokautu jak najdłużej). Pozdrawiamy i życzymy szybkiego powrotu do pełnej sprawności!

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      27 listopada 2016 at 10:34

      Praca węchowa jest na pewno bardzo fajna, ale Gambit to zdecydowanie z tych co uważają, że jak czegoś nie widać to tego nie ma. 😉

  2. Avatar
    25 listopada 2016 at 19:01

    O kurczę, nie miałam pojęcia, że odrastający pazur ma taki potencjał urazowy.
    Niby tak mało, te dwa razy dziennie po 10 minut, ale jak tak z ciekawości usiadłam i spróbowałam sobie rozplanować pod Szilutka, to mózg dymi.
    Fakt, że jakbym ją musiała unieruchomić na amen, to jakoś byśmy przeżyli, ale jeśli tak bardzo, bardzo popsułby się Pandecznik… Matkozcórko. Chyba kamiennymi płytami trzeba byłoby przywalić.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      27 listopada 2016 at 10:38

      Niestety, pazur co chwilę się o coś zahacza, zaczepia, uraża i cała zabawa od nowa, więc trzeba bardzo uważać. 🙁
      Gdybym musiała unieruchomić Gambita na amen to myślę, że byłoby spoko i szybko przyzwyczaiłby się do nic nie robienia – miał już takie 3 tygodnie w swoim życiu, które zniósł naprawdę bardzo dobrze, bez żadnego chodzenia po ścianach i inscenizowanych śmierci z frustracji, więc może z Pandą wcale nie byłoby tak źle. 😉

  3. Avatar
    Collie&Malinois
    27 listopada 2016 at 13:29

    Otstanio to nie pies, a ja miałam ograniczony ruch. Postanowiłam zrobić wszystkie statyczne elementy, które do tej pory z uporem omijałam- nie lubię takich ćwiczeń, nie mam do nich cierpliwości, a mój pies też nie jest wybitny w siedzeniu w miejscu. Nie mając wyjścia zrobiłam wszystkie detale, których wcześniej nie chciało mi się ruszać- bardzo mocne wybranie aportu, mocne trzymanie, warowanie na tył i przód, zmiany pozycji w statyce i w statyce przy nodze. Przy okazji trochę się przekonałam do „niemożliwego” ćwiczenia w statyce 😉

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      27 listopada 2016 at 15:03

      Współczuję bardzo i mam nadzieję, że już czujesz się dobrze i wracasz do pełnej sprawności! 🙂
      Mnie jednak bardzo brakuje możliwości robienia bardziej dynamicznych ćwiczeń, bo po prostu detale – jak wiele by ich nie było – w pewnym momencie robią się męczące i nudne; normalnie kiedy trenuję lubię przeplatać elementy dynamiczne ze statycznymi.

      • Avatar
        Collie&Malinois
        27 listopada 2016 at 16:48

        tak, już czuję się normalnie, dziękuję 🙂
        no na szczęście ten problem u mnie odpada- Suri jest jak napalona na robienie czegokolwiek, że ciężko mi przeplatać takie elementy. Raczej robię tak, że uczę na spokojnie w statyce tak długo, aż mam automatyzm i dopiero wprowadzam element do dynamiki. Inaczej mam psa chodzącego na rzęsach :p

  4. Avatar
    15 czerwca 2018 at 07:48

    Mam cztery psy, z czego jeden notorycznie jest chory/kontuzjowany, a że bawimy się głównie w agility i frisbee to rezygnacja z ruchu jest dla nas (głównie dla mnie) wielkim wyzwaniem. Wtedy pozostaje nam praca węchowa, układam ślady na siebie ze znalezionym jedzeniem jako nagrodą lub też chowam je w różnych miejscach i każę szukać, to też jedyny moment kiedy pies może znaleźć sobie zabawkę. Proszę się nie obawiać, bo wiecznie kontuzjowany Demon też jest typowym wzrokowcem, jednak dobra motywacja „zmusza” go do użycia nosa 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.