Obedience: jak trenować, żeby nie zwariować

Większość osób, które decyduje się związać życie swoje i swojego psa z jakimś sportem kynologicznym trenuje z myślą o starcie w zawodach. Bez względu na to, czy mowa o obedience, frisbee czy agility udany występ na oficjalnej imprezie niejednokrotnie bywa postrzegany jako ukoronowanie wielomiesięcznej, mozolnej, ciężkiej pracy. Takie podejście do tematu często sprawia, że pojawią się niepotrzebna frustracja, napięcie i wygórowane oczekiwania, które mogą negatywnie odbijać się na czworonożnym zawodniku i jakości jego pracy. Sukces w sporcie to nie tylko umiejętności techniczne. Składa się na niego wiele czynników – jednym z nich, ogromnie ważnym, jest nastawienie psychiczne zawodnika do treningów i startów. Dlatego dziś będę zastanawiać się nad tym, jak trenować obedience, a przy tym w drodze po rozety i puchary nie stracić z oczu tego, co najważniejsze – szczerej radości czerpanej ze wspólnych treningów.

zwariowac

1. Uważnie obserwuj psa

Metod szkoleniowych i sposobów na nauczenie psa poprawnego technicznie wykonywania danego ćwiczenia są dziesiątki. Skoro jest w czym wybierać, warto zadbać o to, aby repertuar wykorzystywanych narzędzi treningowych był odpowiednio dostosowany do czworonożnego zawodnika. Środowisko sportowe nie jest wolne od zjawiska kreowania trendów, dobrze więc pamiętać o tym, że to co aktualnie jest modne niekoniecznie będzie najlepsze dla konkretnego czworonoga. Jak zawsze, najważniejsze jest uważne obserwowanie psa, aby mieć pewność że w treningu czuje się komfortowo, a zdania, z którymi się mierzy są dla niego zrozumiałe.

2. Miej plan…

Planowanie to szalenie ważny element przygotowywania się do startów w zawodach jest bowiem prostą gwarancją szybkich postępów szkoleniowych. Plan jasno pokazuje, na czym w danej chwili należy skoncentrować swoje wysiłki i pozwala uniknąć pułapki wychodzenia z psem na trening, aby “coś” porobić. Zapewnia możliwość prowadzenia sesji szkoleniowych w przemyślany sposób i koncentrowania się na jakości, a nie ilości powtórzeń. Bez względu na to, czy mowa o długofalowym planowaniu na najbliższe miesiące, czy o rozpisaniu treningów na najbliższy tydzień plan zawsze pomaga uporządkować się i ogarnąć.

3. …dla siebie

Plan treningowy to świetna sprawa, ale tylko pod warunkiem, że ma się do niego zdrowe podejście. Ten punkt można podsumować jednym krótkim zdaniem: to plan jest dla mnie, nie odwrotnie. Mało kto ma znajduje się w tak komfortowej sytuacji, aby móc poświęcić swojemu psu dokładnie tyle czasu, ile ma ochotę. Rzeczywistość weryfikuje założenia i sprawia, że nawet najbardziej misternie skonstruowane plany mogą wymagać szybkich i drastycznych modyfikacji. W takiej sytuacji pozostaje tylko bez zbędnych nerwów dostosować się do tego, co akurat przynosi życie i dalej trenować na miarę swoich możliwości, realizując powoli najważniejsze założenia. Próba wciśnięcia tygodnia regularnych treningów w jeden weekend z pewnością nie skończy się dobrze. Natomiast podmienienie wypadów na plac szkoleniowy na krótkie, mądrze prowadzone sesje detali w domu, kiedy doba nie chce wydłużyć się na życzenie może przynieść zupełnie niezłe efekty.

4. Ścigaj się tylko ze sobą

Zawody oznaczają rywalizację, a to jest coś, do czego nie każdy potrafi podejść w odpowiedni, zdrowy sposób. Umiejętność radzenia sobie z presją, którą nakładamy na siebie i psa w związku ze startami to trudna sztuka – mnie opanowanie jej z pewnością zajmie długie lata. Kluczowe jest odpowiednie podejście do sytuacji zawodów i postrzeganie startów jako okazji do zweryfikowania postępów psio-ludzkiego zespołu oraz przekonania się, w jakie ćwiczenia należy włożyć jeszcze więcej pracy. Zbudowanie w sobie takiego przekonania nie jest łatwe, szczególnie gdy w media bez przerwy zalewają nas historiami ludzi sukcesu. Dlatego w swoim zeszycie treningowym, na pierwszej stronie napisałam zdanie “Musisz być lepsza tylko od siebie z przeszłości”, a żeby zawsze o nim pamiętać, dodatkowo je podkreśliłam. Trzy razy. Na różowo.

5. Nie bój się przerw

Krótkie wakacje od treningów to coś, co robi dobrze zarówno ludzkiej, jak i psiej części pary zawodniczej, szczególnie po wyjątkowo intensywnym okresie. Po zawodach lubię przez tydzień zupełnie zapomnieć o obedience, po seminarium lub wyjątkowo trudnym treningu zrobić sobie kilka dni przerwy. Mam wtedy czas na wyciąganie wniosków, układanie nowych planów, zmianę priorytetów, odrobinę lenistwa na kanapie i długie, relaksujące spacery.

Jakie Wy macie zasady związane z regularnymi treningami i startami w zawodach? Udaje się Wam uniknąć frustracji szkoleniowej i tworzenia wygórowanych oczekiwań? Nie zapomnijcie pochwalić się w komentarzu!

 

photo credit: Ewa Leśniewska

  11 komentarzy do tekstu: „Obedience: jak trenować, żeby nie zwariować

  1. Avatar
    27 stycznia 2017 at 13:38

    przez kilka sezonów startów zaobserwowałam dwie ciekawe rzeczy, mianowicie: nie mogę przed startem oddychać głęboko, jak się to robi na uspokojenie i skupienie, mnie to doprowadza wręcz do fali nerwowych spazmów… 😉 wolej kupić ze dwie paczki ulubionych fajek i poddać się relaksacji w oparach ;] Po drugie – zazwyczaj dojazd na zawody jest kolosalnym wyzwaniem logistycznym… więc! Jeśli człowieku dotarłeś na zawody, to teraz może być już tylko lepiej 😉

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      27 stycznia 2017 at 17:14

      Ach, z tym dojazdem to święta prawda, zwłaszcza jak jest się samotną osobą bez samochodu. 😛
      Ja chyba jeszcze nie znalazłam żadnej skutecznej metody na uspokajanie się przed startem, a na starcie bardzo pomaga mi 100% koncentracji na zadaniu i pilnowanie się, aby przypadkiem nie spojrzeć na sędziego. 😀

  2. Avatar
    27 stycznia 2017 at 15:10

    My niestety jeszcze nic nie trenujemy na poważnie. W sumie – czy napisałaś kiedyś wpis, gdzie opisujesz jak zacząć z obedience lub innymi sportami? Nie mogę nic znaleźć na Twoim blogu, a by się takie coś przydało 🙂

    Coś tam robimy, ale brakuje dokładniejszych instrukcji jak to usystematyzować, aby przynosiło rezultaty.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      27 stycznia 2017 at 17:30

      Nie napisałam takiego tekstu i prawdopodobnie nie napiszę, bo prawda jest taka, że odpowiedź na Twoje pytanie jest prosta i krótka – żeby zacząć poważnie uprawiać jakikolwiek sport kynologiczny trzeba udać się na zacjęcia indywidualne bądź grupowe do dobrego trenera. I to nie takiego, który zajmuje się codziennym posłuszeństwem i pomaganiem właścicielom psów w życiowym ogarnianiu ich pupili, ale takiego, który sam jest zawodnikiem i specjalizuje się w danej dyscyplinie sportu. Ma to ogromne znaczenie, zwłaszcza w przypadku początkujących duetów, w których pies i człowiek mają podobne pojęcie o dyscyplinie, którą próbują „ugryźć”. Szczególnie w obedience, bo to sport, który lubi się mścić, a początkowe zaniedbania, niedoróbki i błędy odpracowuje się późnej długie miesiące. Do tego dochodzi fakt, że każdy pies jest inny, będzie dobrze reagował na odmienne metody treningowe – tym bardziej nikt nie poda gotowego przepisu w Internecie „Jak dojść do trójki”. 😉 Dlaczego warto ćwiczyć z trenerem pisałam tu: https://piesdokwadratu.pl/2016/04/22/obedience-dlaczego-cwicze-z-trenerem/

      Jeżeli chcesz spróbować samodzielnie zrobić jakąś bazę do nauki ćwiczeń bardzo polecam kurs on-line Joanny Hewelt „Fundamenty pracy”. Kosztuje niewiele, a rzetelne przerobienie wszystkich pokazanych w nim zagadnień daje niezłe rezultaty. 🙂

  3. Avatar
    27 stycznia 2017 at 20:32

    Ten luz i wspólna zabawa, to chyba najważniejsze, co może być. Patrzę na te moje uszate dekielki i sama sobie się dziwię, że potrafi mnie frustrować fakt, ze nie umiem im wytłumaczyć jakiejś koncepcji. I siedzą te moje psiury z uszami po sobie (dobra, Sheala ma uszy po sobie, Pandzik ma w dupie takie niuanse :P) i nie rozumieją, co ta matka taka niezadowolona, jak one tak się starają.

    Póki co, nadrzędną zasadą jest u nas „dla siebie” – z dość prostej przyczyny: przyznam, że nadal nie mogę przekonać samej siebie do przygotowania pod konkretne zawody, czy choćby PT, sama koncepcja odbiera mi frajdę ze wspólnej pracy. Tak sobie patrzę na Sziluta, na to jak kombinuje, jak się stara, jak radośnie i błyskawicznie, i tak bardzo nierówno dostawia się do nogi, i widzę, że przeszłyśmy razem jakiś miliard kilometrów, ALE to wciąż jest może, może „dobry” u łagodnego sędziego. Niby nie ma to znaczenia, bo w końcu ja wiem, jaki progres mamy na koncie, dla psicy ważna jest frajda z pańcią i jest całkowicie nieświadoma istnienia takiej kategorii jak „ocena”, a jednak trochę nie chce mi się z tym zderzać. Może się kiedyś w końcu przełamię, dojrzeję, czy co tam akurat musi się zadziać. Tak, czy inaczej, rechoczę z tej wizji sama do siebie, bo z moim stresem „omójborze patrząnamnieobcyludzie” to będzie wybitnie zabawne doświadczenie 😀

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      27 stycznia 2017 at 23:07

      Rozumiem Cię doskonale, bo również choruję na syndrom „omójborzepatrząnamnieludzie”. 😉 Natomiast, myślę, że nie ma co nadmiernie stresować się oceną – zwłaszcza, jeżeli chodzi o PT, które oceniane jest naprawdę łagodnie i serio wydaje się dobrą opcją na spróbowanie swoich sił w sytuacji zawodów. 🙂

  4. Avatar
    28 stycznia 2017 at 09:01

    Oj, planowanie treningów i robienie tego z głową, to nadal u nas kuleje… Frustracja związana ze startem w zawodach… Z Tajgą ma za sobą zeszłoroczny debiut na Dog Games, debiut poszedł nieźle, ale na tyle poważnie skontuzjowałam sobie stopę podczas SpeedWay, że w niedziele nie byłam w stanie dojechać na finały… W czerwcu i wrześniu nie było już tak różowo, jak w kwietniu. Z resztą u nas nigdy nie było mowy o zawodach i o sportach 😛 nawet nie wiedziałam, że kundel może być frisbeedogiem 😛 Znajomi namówili mnie na start. Wszystko byłoby cudownie, gdyby Tajga nie rozpraszała się podczas zawodów, ale cóż nie była przyzwyczajana do atmosfery i zamieszania towarzyszącemu zawoda od szczeniaków, wiec nie ma co się jej dziwić, że wszytsko ją rozprasza. Dobrze, że ja przestałam się frustrować i mimo, że czasem odwalamy niezłą szopkę podczas startu, to potrafie się z tego śmiać! Od tego roku wchodzą nowe konkurencje, już nie moge się doczekać treningów i kwietniowych DG. Przez zamarzniętą ziemie i ślizgawkę od dawna nie miałysmy okazji pofrisbować nad czym ubolewam. Oby do wiosny!
    Pozdrawiamy 🙂

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      28 stycznia 2017 at 17:39

      Myślę, że akurat nad rozpraszaniem się podczas zawodów można łatwo pracować – więc tym bardziej warto to robić, bo lepiej frustrować się na treningu niż przy okazji zawodów. 😉 Polecam treningi np. przy wejściu do galerii handlowych. Oczywiście, w takim miejscu nie da się ćwiczyć konkretnie frisbee, ale jakieś bardziej stacjonarne sztuczki już tak, a chodzi przecież tylko o przekazanie psu idei, że cokolwiek nie dzieje się z boku to jak jest praca – należy pracować. Skoro nie możecie trenować ze względu na warunki pogodowe to to tym bardziej może okazać się fajną, pożyteczną rozrywką. 🙂

      • Avatar
        29 stycznia 2017 at 21:42

        Dzieki za podpowiedz! na to nie wpadłam – wypróbuje na pewno 😉 do tej pory mialam rady rzucania frisbee np podczas imprez w parkach, co dobre nie jest, bo zdarzaja sie wystrzaly petard a od niedawna Tajga zaczeła sie bac :/ to tez do przepracowania, ale jest ciezko, bo nie wiem skad az taki strach sie nagle wzial u doroslego psa

  5. Avatar
    Collie&Malinois
    28 stycznia 2017 at 19:20

    Zgadzam się z tym, że plan treningowy to absolutna podstawa. Z jednej strony weryfikuje jakość czasu który poświęcam psom i nie daje zapomnieć o każdym detalu. Ja na początku miesiąca robię tabelę, w której spisuję wszystko, co powinnam ćwiczyć. Dzięki temu nie zapominam o tym, że w IPO są ćwiczenia takie jak obieganie namiotu, wysyłanie na przeszkodę i bramkę, czy znaczenie przedmiotu. Trochę tego jest, zwłaszcza jeśli ktoś (jak ja) jest zielony w tym sporcie. Zapisuję też uwagi trenera natychmiast po zajęciach, żeby niczego nie zapomnieć- co zdarzało się nagminnie kiedy nie prowadziłam notatek.
    Z drugiej strony dzięki notowaniu i analizie podjęłam decyzję o wycofaniu jednego z moich psów zanim jeszcze cokolwiek osiągnął. Skoro przez 12 miesięcy nie jestem w stanie wykonać miesięcznego planu pod kątem zerówki treningowej to znaczy, że mój czas idzie całkowicie na zmarnowanie. Smutne, lecz dobijająco prawdziwe jest zobaczenie tego na papierze.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      28 stycznia 2017 at 19:47

      Oj tak, planowanie i notatki z treningów bardzo pomagają w ogarnięciu sytuacji.
      Rozumiem, że w kwestii odsunięcia od trenignów masz na myśli G’Iro? Nie myślałaś o tym, że zmienić metody treningowe i może (na jakiś czas) również cele, żeby bardziej zbudować jego pewność siebie i zaangażowanie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.