Kariera w psim biznesie: fotografia psów

Powiedzieć „swoją przyszłość wiążę z psami” jest łatwo, trudniej natomiast określić co dokładnie takie stwierdzenie oznacza. Na pytanie o to, czym można się zajmować – zarówno w zawodowym, jak i hobbystycznym aspekcie – tak, aby psy były stale obecne w życiu postaram się odpowiedzieć w cyklu rozmów z rozmaitymi specjalistami z zakresu szeroko pojętej kynologii. Dziś przed Wami tajniki swojego zajęcia ujawni Ewa Leśniewska, której pasją i pracą jest fotografia psów.

D.: Cześć, Ewo! Bardzo dziękuję Ci, że zgodziłaś się poświęcić mi swój czas. Mam wrażenie, że w tzw. psim światku, szczególnie gdy mowa o prezentowaniu psa w Internecie, utarło się, że każdy powinien mieć lustrzankę i robić zdjęcia swojemu pupilowi. Czy w tym wszystkim w ogóle jest jeszcze miejsce dla profesjonalnego fotografa?
EL: Cześć! Bardzo dziękuję za zaproszenie. Rzeczywiście, wraz z modą na lustrzanki pojawiła się masa osób zajmujących się amatorsko fotografią zwierzaków. To wspaniałe, że tak wielu młodych ludzi odnajduje pasję w robieniu zdjęć, a właściciele mogą w twórczy sposób uwieczniać chwile ze swoim psem w roli głównej. Powstaje siłą rzeczy mnóstwo fanpage’y z dopiskiem „photography”. W większości są to po prostu portfolia młodych pasjonatów. Jednak bardzo szybko pojawia się chęć zarabiania na swoim hobby. Niby wszystko jest ok. Problem z amatorami jest taki, że najczęściej wykonują zdjęcia za symboliczną opłatą, nie znają etyki pracy fotografa, zasad BHP w tej konkretnej dziedzinie fotografii, ponadto zachłyśnięci nowymi modelami i rozwijaniem portfolio zapominają o celu fotografii kynologicznej, czyli najkorzystniejszym ukazaniu modela. Te cechy sprawiają, że to właśnie profesjonalny fotograf będzie zawsze wybierany przez hodowców i właścicieli świadomie budujących wizerunek swojego pupila.

D.: Chciałabym zatrzymać się chwilę właśnie przy kwestii profesjonalizmu. Dla mnie profesjonalny fotograf to ktoś, dla kogo głównym źródłem utrzymania jest robienie zdjęć, domyślam się jednak, że Ty rozumiesz to pojęcie inaczej? Kim dla Ciebie jest profesjonalny fotograf i jak wyłowić profesjonalistę z morza amatorów?
EL: Nie mylisz się, można się z tego utrzymać. Profesjonalista ureguluje prawne aspekty swojej działalności, co zabezpieczy interesy zarówno jego, jak i klientów, a także będzie fair wobec systemu podatkowego. Oczywiście, perspektywa własnej firmy, prowadzenia księgowości, ogarniania spraw podatkowych może być przerażająca, zwłaszcza przy tak dużej konkurencji. Sama byłam w takiej sytuacji. Dlatego nim zdecydowałam się na działalność gospodarczą, spróbowałam swoich sił jako start-up w Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości. Rok z minimalną ilością formalności, obsługą prawną i księgową pozwolił mi się sprawdzić w roli przedsiębiorcy i zdecydować jak dalej pokierować swoją karierą. Kiedy jesteśmy pewni, że podołamy wymaganiom rynku, mamy minimalne pojęcie o marketingu, to jest czas na założenie działalności. Młody przedsiębiorca może liczyć na niemałe wsparcie z Urzędu Pracy. Dotacje sięgają 25 tys. złotych, a taka kwota pozwoli na zakup podstawowego sprzętu, stworzenia strony internetowej i kampanii reklamowej.

Jednak „zalegalizowana” działalność to nie wszystko. Pamiętajmy jaką dziedziną fotografii się zajmujemy. Fotografujemy żywe istoty, które mają różne charaktery, inny stopień posłuszeństwa czy umiejętności współpracy z człowiekiem. Bezwzględnie pierwszym warunkiem i wytyczną są bezpieczeństwo oraz komfort zwierzaka. Kolejną rzeczą, na którą klienci zwracają uwagę to jasne warunki współpracy – od organizacji i przebiegu sesji, po wybór i odbiór wykonanych zdjęć, a także formy i zasady rozliczenia za sesję i kwestia wykorzystania zdjęć przez klienta, jak i fotografa. Gdy mówimy o sesjach hodowlanych, zawsze warto porozmawiać z hodowcą o tym jak prezentuje się daną rasę, na co zwrócić szczególną uwagę, a także omówić mocne i słabe strony każdego modela. Nie ma mowy o samowolnej publikacji zdjęć. W tym przypadku szczególnie ważna jest konsultacja i aprobata właściciela zwierzaka. Warto pamiętać, że dla hodowcy ważniejsze jest jak najkorzystniejsze zaprezentowanie psa, niż jakość zdjęcia. To bardzo zaskakujące dla wielu fotografów, gdy hodowca wybiera takie ujęcia, których fotograf nigdy nie pokazałby w portfolio, a – serio – to norma! Złota zasada biznesu: klient ma zawsze rację!

D.: Na pewno wrócę jeszcze do biznesowej strony zawodu fotografa, tymczasem chciałabym podpytać Cię o sprzęt. Lustrzanka, zestaw obiektywów, lampy i inne akcesoria… gdy dodamy sobie ich ceny wyjdzie spora kwota. Powiedz, jakim sprzętem Ty fotografujesz, jakich obiektywów używasz najczęściej i ile Cię to wszystko kosztowało?
EL: Pracuję na sprzęcie Canona, na mój roboczy zestaw składają się: lustrzanka Canon 6D (ponad 5 tys.), wysłużony teleobiektyw, który jest ze mną od początku, czyli już 7 lat (!) Canon 70-200 f4 L (ok. 4 tys.) oraz Canon 50 mm 1.8 (500 zł). Od zeszłego roku pracuje ze mną używany komputer Mac mini (2 tys.) oraz monitor Eizo (3 tys.). Do tego dochodzi jeszcze lampa błyskowa (1000 zł), sprzęt studyjny w postaci statywów, lamp i teł (ok. 600 zł). Pracuję na darmowym programie, choć nikt mi w to nie wierzy, z wykupioną licencją do użytku komercyjnego (150 zł). Do tego dochodzi jeszcze niezbędne dla fotografa auto, które ten cały majdan dowiezie tam, gdzie trzeba. Jak widzisz, dysponuję obecnie dwoma obiektywami. W plenerze najczęściej korzystam z 70-200, studio 50 mm.

D.: Nie ma tego aż tak dużo, a tymczasem w tej wyliczance szybko przekroczyłyśmy kwotę 15 tys. zł. Cały ten sprzęt miałaś już na początku swojej przygody z fotografią zwierząt?
EL: Nie ma tego dużo, ale daje dużo możliwości. Zaczynałam ze zwykłą cyfrówką, od fotografowania swojego psa. Z czasem zupełnie przypadkiem wpadł mi w ręce Canon 450D z obiektywem Sigma 70-200 mm i wtedy poczułam, że fotografia to magia. Szybko przesiadłam się na Canona 500D i kupiłam najulubieńszy 70-200 f4 L, a potem na Canona 60D. Sprzęt starałam się wymieniać – jeden aparat sprzedawałam, drugi kupowałam. Jeśli chodzi o sprzęt studyjny, to ten zestaw towarzyszy mi od początku, a poszczególne elementy wymieniam na dokładnie to samo, gdy coś mi się zużyje.

D.: Mówi się, że fotografia to nie tylko sprzęt, ale przede wszystkim osoba, która go umiejętnie go używa, ale chyba wysokiej klasy body i ostre jak brzytwa szkło odpowiednio dobrane do warunków dużo dają? Myślisz, że obecnie profesjonalizacja związana jest bezpośrednio z jakością używanego sprzętu i profesjonalista musi pracować na lustrzance full frame?
EL: Dokładnie tak. Jak czytam po raz setny pod swoimi zdjęciami zapytania o obiektyw, czy aparat to odpisuję krótko modelami. To żadna tajemnica. Osobom, od których słyszę „Z takim sprzętem to i ja bym takie foty robił!” proponuję, że dam im wszystko na czym pracuję i poczekam na efekty, ale jeszcze nikt nie skorzystał. Ale też nie ma co ukrywać: dobry sprzęt bardzo ułatwia pracę, jednak nie jest niezbędny do robienia niesamowitych zdjęć. Sprzęt wysokiej klasy jest teraz dużo łatwiej dostępny, ale jeśli ktoś nie ma pojęcia o robieniu zdjęć poza trybem „auto”, to i tak nic z niego nie wykrzesa. Dopiero pół roku pracuję na pełnej klatce, ale tego również nie postawiłabym jako must have profesjonalisty w fotografii zwierzaków.

D.: Co w takim razie jest najważniejsze w fotografii zwierząt? Jak sądzisz, co składa się na specyfikę tej konkretnej dziedziny i odróżnia ją od fotografii np. ślubnej?
EL: Od czego by tu zacząć… Przede wszystkim, zwierzakowi nie wytłumaczymy, że ma inaczej ustawić łapy, opuścić lekko głowę, spojrzeć w lewo. Tu nieoceniony jest zaangażowany właściciel, z wypracowaną współpracą z psem. Najgorszą sytuacją jest ta, gdy właściciel wkłada ręce do kieszeni i czeka aż samo się zrobi… nie da się robić zdjęć i ustawiać psa jednocześnie, choć czasem trzeba stawać na głowie, gdy porozumienia z właścicielem modela i nim samym brak. Niezbędne są także „wabiki” – akcesoria, które pomogą skupić uwagę modela na fotografie lub pożądanym kierunku, takie jak: piszczałki, zabawki, smaczki, dziwne dźwięki wydawane przez fotografa. Jeśli myślicie o sesji swojego psa, to nieocenione jest nauczenia psa podstawowych komend, jak „siad”, „stój,” i „zostań”.

Praca ze zwierzakami wymaga ogromnej cierpliwości… Nie masz pojęcia jak dłuży się właścicielowi 5 sekund potrzebne psiakowi do namysłu… Ile frustracji powoduje brak współpracy psa lub decyzja fotografa o przerwie lub zakończeniu zdjęć ze względu na samopoczucie zawierzaka. To chyba znak naszych czasów, że wszystko chcemy na już, szybko, ładnie. Jesteśmy pokoleniem ładnych obrazków. Kreujemy swój wizerunek w social mediach i tak samo podchodzimy do naszych zwierzaków, zapominając o tym, że one nie potrzebują wielogodzinnych prób wykonania idealnego selfie, że to dla nich stres i ogromna presja. Wiesz, że coraz więcej psów reaguje na sam aparat silnym stresem? Wysyła hurtowo sygnały uspokajające? To właśnie efekt owej presji wykonania idealnego zdjęcia podczas długiego pozowania. Przykre. Bo sesja może być świetną zabawą, okazją do treningu posłuszeństwa i budowaniu fajnej współpracy z psem.

Inną kwestią są sesje miotów i szczeniąt. W przypadku dzieci do 5 tygodnia życia ciężko mówić o jakiejkolwiek współpracy. Tu ważne jest uspokojenie malucha, utulenie w przypadku fotek „na śpiocha” i czas. Nie ma mowy o pośpiechu. Kolejną bardzo ważną sprawą jest higiena! 99% fotografujących zwierzaki nie zachowuje podstawowych zasad bezpieczeństwa, robiąc zdjęcia szczeniętom czy kociętom. Chciałabym wierzyć, że o zmianie ubrań przed wyjazdem na sesję miotu i umyciu rąk żelem antybakteryjnym przed rozpoczęciem zdjęć nie muszę wspominać… Mało kto się nad tym zastanawia… Pomyślmy… Jeżdżąc od klienta do klienta z przenośnym studiem zbieramy wszystkie zarazki z każdego domu. Bez studia? Sam aparat i fotki „domowe”? Halo, halo… Jeśli przypomnimy sobie, że najwięcej bakterii w naszym domu jest na pilocie od telewizora i telefonie, to ile jest na aparacie, który trzymamy w dłoniach, a potem tymi sami rękoma układamy szczenięta? Ups! Mało kto o tym myśli, a przecież hodowcy ryzykują zdrowie miotu! Amatora, który nie bierze pieniędzy za swoją pracę lub chociaż za zwrot kosztów materiałów, nie stać na wymianę tła po każdej sesji… W przypadku teł kartonowych czy polipropylenowych, należy pamiętać, że jest to jednorazówka. Pozostały sprzęt, taki jak statywy, lampy, klipsy do teł, aparat i torbę na sprzęt należy dezynfekować po i przed każdą sesją. Dla mnie jest to obowiązkowe i bezdyskusyjne.

D.: O kurczę, faktycznie nie przyszło mi do głowy, że dezynfekcja sprzętu jest w przypadku fotografa codziennością, a to rzeczywiście ogromnie ważna sprawa. Domyślam się, że podobnie jest w przypadku robienia zdjęć psom schroniskowym?
EL: Tak i przez to obecnie niemal nie wykonuję już sesji studyjnych psom schroniskowym. Podejmuję się konkretnych projektów charytatywnych, głównie kalendarzy. Wynika to z trochę z ostrożności, żeby nie przemycić nic klientom, ani swoim zwierzakom; z oszczędności sprzętu, ale przede wszystkim z braku zainteresowania współpracą ze strony schroniska w mieście, w którym obecnie mieszkam – Włocławku. Jeśli jakaś organizacja poprosi o pomoc i dysponuję wolnym czasem, to raczej nie odmawiam. Jednak proponuję zdjęcia w plenerze lub wręcz w boksach – takie zdjęcia szybciej łapią za serducha i uświadamiają dramatyzm psiej sytuacji.

D.: Słyszałam gdzieś, że psy do adopcji, które mają profesjonalne zdjęcia szybciej znajdują nowe domy. Czy ta opinia pokrywa się z Twoimi osobistymi doświadczeniami?
EL: Myślę, że w tym przypadku nie chodzi o profesjonalizm w sensie „ostre, kolorowe, pięknie rozmyte tło”, ale o wyraz psa. Często widzę zdjęcia, które zawstydzają mnie jakością, obróbką, użytym sprzętem, zapierają dech, ale modelom brak wyrazu, czy choćby kontaktu z odbiorcą. Kiedyś malowano szlachtę – nie wiem, czy pamiętasz ze szkoły lub lekcji muzealnych – w taki sposób, by osoba patrząca obraz miała wrażenie, że postać z obrazu ją obserwuje (patrzy prosto w oczy) niezależnie od miejsca, z którego patrzono na obraz. Właśnie takie ujęcie adopciaka sprawdza się najlepiej. To też jedna z podstawowych zasad marketingu: nawiązać kontakt z klientem, w tym przypadku adoptującym. Naszła mnie jeszcze taka refleksja, czy tu znowu nie mamy do czynienia z pożądaniem ładnych obrazków i błyszczeniem w social mediach… Czy adopcje psiaków z dobrymi zdjęciami, nie są obarczone większym ryzykiem lansowania się na adopcję, niż realną chęcią pomocy i świadomym wyborem psiaka. To istna plaga schronisk… Weekendowi wolontariusze zabierają psiaka na spacer, a zamiast skupić się na psie i jego potrzebach, hurtowo robią selfie… Wiesz, pracuję już trochę z psami i jak widzę kolejną serię fotek nastolatki z wizyty w schronisku, gdzie pies jest przytulany, całowany, podnoszony, przytrzymywany to mam ciary… Tu już nawet nie chodzi o dyskomfort psa, ale też bezpieczeństwo tej osoby. Przecież nie zna psa, jego przeszłości, nie ma elementarnej wiedzy, skoro nie odczytuje sygnałów wysyłanych przez psa. Mi byłoby wstyd zamieścić w sieci zdjęcie zestresowanego lub osaczonego psa…

D.: Sesje psów schroniskowych to rzeczywiście trudny temat, wróćmy więc do przyjemniejszych kwestii. Robisz także zdjęcia psów podczas pracy, na przykład w czasie zawodów sportowych, czy zajmujesz się głównie portretami?
EL: Jasne, że robię – zawody sportowe to prawdziwa gratka dla fotografa. Okazja do nauki, eksperymentowania, poznania potencjalnych klientów i… bólu kręgosłupa. Niestety, z braku czasu i ze względu na pracę w weekendy nie mam możliwości regularnie pojawiać się na imprezach kynologicznych. Ostatnią dużą fotorelację wykonałam na zawodach DOG GAMES Summer 2017, IV MP Long Distance Dogfrisbee.

D.: Jakiego rodzaju sesje lubisz najbardziej? W czym czujesz się najlepiej i dlaczego?
EL: Ciężko powiedzieć. Lubię studio, bo zawsze robi wrażenie i genialnie wygląda na ścianie. Plener daje możliwość zrobienia niepowtarzalnego ujęcia, nadania klimatu scenie i podkreślenia psiej osobowości, czy użytkowości. Tak naprawdę miejsce chyba nie ma znaczenia. Lubię wyzwania i ciągły rozwój, zaskakiwanie samej siebie. Dzikiej euforii dostaję na myśl o sesji z wyjątkowym zwierzakiem: rasą, z którą jeszcze nie pracowałam czy gatunkiem. Ostatnio masę radości sprawił mi skunks, który pojawił się w moim mobilnym studio na psiej imprezie w sklepie zoologicznym. Fotografowałam też jadowite pająki, gady, najmniejsze ssaki świata – ekstremalnie szybkie myszy pigmejskie, celebrytkę Kurę Fatimę i papugę żako. Marzy mi się studyjny portret charta afgańskiego…

D.: Ale masz barwnych klientów! Z którym gatunkiem pracowało się najtrudniej? Domyślam się, że psy przy pająkach to prosta sprawa…
EL: Tu jeszcze mogłabym dodać, że jestem potwornie ciekawska. I dlatego też, tak bardzo lubię nowe zwierzaki. Będę gadać całą sesję i po gadam i gadam, pytam, jestem upierdliwa, pytam o wszystko. Nie wynika to ze wścibskości, ale z pasji do zwierząt i zdobywania wiedzy.

Sama hoduję pająki, ale gatunki, które fotografowałam w ProSpiders przyprawiały mnie o zawroty głowy i ciarki. Były to ekstremalnie szybkie i dysponujące bardzo mocnym jadem ptaszniki z gatunków: Pterinochilus, Poecilotheria, Stromatopelma. Dzięki pomocy właściciela hodowli Mikołaja, sesja przebiegła bardzo sprawnie, bez sytuacji niebezpiecznych, czy ucieczek. Wiesz, fotografia nauczyła mnie takiej cierpliwości i spokoju, że o ile sprzęt nie szwankuje, to nieustająca zajawka i prawdziwa pasja powodują, że każda sesja jest tak samo fascynująca i trudności przekuwam w motywację.

D.: Jaka była najdziwniejsza sytuacja, która spotkała Cię podczas sesji?
EL: Mam teraz gonitwę myśli… Fotografowanie 2-dniowych kociąt? Kąpiel w zamarzniętej Wiśle, bo patrząc w wizjer aparatu szukałam idealnego miejsca do zrobienia zdjęcia? A może wtedy, gdy w Kampinosie pogonił mnie łoś, a ja bezmyślnie schowałam się za 15-centymetrową w obwodzie brzózkę? Łoś stał wtedy 30 centymetrów ode mnie, po drugiej stronie tego lichego drzewka, uszy położył po sobie i tylko para mu z nosa szła na 15-stopniowym mrozie. Kiedyś podczas sesji czołgałam się w bok, ponownie szukając idealnego miejsca i wpakowałam się w mrowisko. Na Dog Games tak długo leżałam na boku patrząc w aparat, że zwariował mi błędnik i nie mogłam się podnieść przez kilka minut. Kładzenie się w parkowych odchodach podczas zdjęć to norma… twarzą, serio… skupiasz się na zdjęciu, a tu zonk.

Aaach wiem! Były też żmije! Tak! Odkrycie siedliska żmij zygzakowatych! Spędziłam, leżąc w trawie, zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od czterech żmij całe przedpołudnie. To było mega fascynujące! Mam gdzies nawet filmy.

D.: Zajmijmy się teraz mniej przyjemnymi kwestiami. Obecnie fotograf nie istnieje bez promocji w Internecie, a jak wiadomo wiedza o prawie autorskim w Polsce jest wciąż znikoma. Zdarzały Ci się kradzieże zdjęć?
EL: Chyba jestem szczęściarą, bo nie przypominam sobie czegoś takiego, ale mam bardzo czujnych fanów, którzy uprzejmie donoszą, jak gdzieś widzą moje zdjęcie. Co więcej, zawsze okazuje się, że wrzucił je właściciel lub hodowca, a brak oznaczenia autora to zwyczajne zapominalstwo i niedopatrzenie. To miłe, że mogę na nich liczyć i że sami są tak uprzejmi, że linkują mój fanpage pod zdjęciem. Wydaje mi się, że świadomość istnienia praw autorskich i konsekwencji ich łamania jest coraz większa. Zawdzięczamy to internetowym twórcom, którzy każdorazowo wyciągają taki przypadek na światło dzienne i nazywają rzecz po imieniu – kradzieżą. Każda zmiana, to proces długotrwały, ale naprawdę widać progres w tej kwestii.

D.: Masz jakiś pomysł na walkę z kradzieżą zdjęć w Internecie? Co robisz, żeby temu zapobiegać i jak działałabyś, gdyby Cię to jednak spotkało?
EL: Jedną z opcji jest wrzucanie zdjęć w małym rozmiarze i rozdzielczości, ale to chroni głównie przed wykorzystaniem w poligrafii, no i wada jest taka, że zdjęcie gorzej się prezentuje. Teraz niemal wszyscy dodają znaki wodne na zdjęciach., ale to żaden problem wykadrować zdjęcie tak, żeby podpis wyciąć lub usunąć w programie graficznym. Chyba nie ma metody na 100%-owe zabezpieczenie zdjęć, przynajmniej mi o niej nie wiadomo. Pozostaje dociekać swoich praw drogą prawną, gdy już do kradzieży dojdzie. Zależnie czego żądamy, wysłać prośbę o usunięcie zdjęcia, zamieszczenie przeprosin, wypłatę zadośćuczynieniay lub po prostu zaproponować wykupienie praw autorskich czy praw do wykorzystywania zdjęcia w określony sposób.

D.: Myślisz, że takie działania są skuteczne i złodzieje rzeczywiście respektują życzenia autora zdjęcia? Oczywiście, nie mówię tu o rozstrzygnięciu sprawy w sądzie, ale prośbie o usunięcie fotki.
EL: Myślę, że zwracanie się w odpowiednim tonie, podparcie się przepisami i szeroko pojęta dyplomacja działa na wyobraźnię złodzieja. A jeśli nie, to warto zainwestować 200-300 zł w profesjonalne pismo, napisane przez prawnika, na kancelaryjnym papierze i wysłane za potwierdzeniem odbioru. Kolejny krok to już skierowanie sprawy na drogę sądową.

D.: Kradzieże zdjęć do użytku komercyjnego przez np. sklepy z artykułami dla zwierząt to jedno. Często jednak zdarza się, że osobami łamiącymi prawa autorskie są dzieci, które umieszczają fotki na swoich stronach i blogach. Jak postępować w takiej sytuacji? Odpuścić, bo sprawca jest nieletni? Traktować jako darmową reklamę w grupie, która być może kiedyś dorośnie do bycia docelową?
EL: Odpuszczanie nie wchodzi w grę. Może jestem staroświecka, ale uważam, że czym skorupka za młodu… więc domagałbym się kontaktu z rodzicami i uświadomiła rangę problemu, a także możliwe konsekwencje. Pewnie odpuściłabym konsekwencje i w ten sposób dała szansę. Niewiedza nie zwalnia jednak z odpowiedzialności i przestrzegania prawa, a pobłażanie w kwestiach prawnych, braku kultury i etyki, również w sieci powoduje eskalację tych zjawisk.

Gorzej wyglądają kwestie dotyczące plagiatu lub zbyt intensywnego inspirowania się cudzymi zdjęciami.

D.: Gdzie kończy się inspiracja, a zaczyna kradzież? Przyznam, że dla mnie wiele zdjęć robionych przez psich fotografów jest trochę „na jedno kopyto”… Mamy psa, mamy jakieś kwiatki, mamy 50 mm i jest!
EL: No właśnie… Ciężko powiedzieć. Najbardziej widoczne jest to dla osób orientujących się w stylach poszczególnych fotografów i dla nich samych. To prawda, że są pewne trendy i klienci umawiają się na sesję z wytycznymi, pokazując zdjęcia innych fotografów. Jest też słynna 50-tka, o której wspomniałaś i używanie jej na przysłonie 1.8 z odpowiedniej odległości i perspektywy już daje nam bardzo podobne zdjęcia. Kiedyś każdy marzył o teleobiektywie, teraz wszyscy chorują na jasne 85 i 35 mm. Jest cała masa warsztatów, na których młodzi adepci fotografii chłoną styl prowadzącego. Jednak i to nie przesądza o papugowaniu. Chyba nie będzie przesadą jak powiem, że każdy fotograf z pokaźnym dorobkiem ma swojego „naśladowcę – prześladowcę”. Jakiś czas temu rozmawiałam o tym z dwiema znajomymi fotografkami i każda miała taką papugę, nawet podsyłałyśmy sobie zdjęcia tych osób mając niezły ubaw, bo… No plagiat, jak w mordę strzelił. Te same sceny, próba odwzorowania obróbki. Nie jest to szkodliwe, bo takie osoby nie mają własnych pomysłów ani na marketing, ani na zdjęcia, domyślam się, że z obsługą klienta na należytym poziomie też będą miały problem. Jednak na pewno jest to potwornie irytujące dla fotografa, którym taka osoba się inspiruje.

D.: Właśnie, obróbka! Dzisiejsza fotografia nie istnieje bez programów graficznych. Nie uważasz, że czasem w zdjęciu jest za dużo Photoshopa? Do tego stopnia, że przestaje ono być fotografią, a staje już grafiką?
EL: Wiele osób ma problem ze skalą obróbki zdjęcia w programie graficznym. Niestety, wielu efektów nie dałoby się osiągnąć jedynie aparatem. Ponadto, nie żyjemy już w czasach fotografii analogowej. Kto nigdy nie użył filtra wrzucając zdjęcie na Instagram, nie podrasował selfie niech pierwszy rzuci kamieniem… Nie mówimy przecież o fotografii dokumentalnej. Ciężko byłoby postawić granicę dopuszczalnej obróbki zdjęcia, bo dla każego jest ona gdzie indziej. Fotografia to sztuka, a sztuka nie zna ograniczeń. Jeśli komuś przeszkadza styl edycji zdjęć jakiegoś fotografa, to niech nie ogląda jego prac. Każdy ma prawo do swojego zdania, a fanpgae fotografa to taka mała galeria z własną wizją świata, do której wpuszcza innych.

D.: A propos fanpage’y… Powiedz, jak promujesz się wśród potencjalnych klientów?
EL: Co do promocji, to jak widzisz nie posiadam strony www, Instagram zarósł pajęczyną, a na Fejsuniu nie mam pierdyliona fanów, a jednak podejrzewam, że mam więcej klientów, niż autorzy fanpage’y o kilkukrotnie większym zasięgu. Generalnie, nie narzekam, ale myślę, że to kwestia wyrobienia marki i poczty pantoflowej, wciąż najulubieńszej formy poszukiwania sprawdzonych usługodawców.

D.: Kim przede wszystkim są Twoi klienci? To hodowcy, handlerzy, zwykli właściciele psów?
EL: Przede wszystkim hodowcy i właściciele reproduktorów, w drugiej kolejności blogerzy i właściciele psich sportowców. Zwykli właściciele psów zazwyczaj decydują się na zdjęcia szczęniąt, chcąc zatrzymać ten ulotny czas i seniorów, żeby uwiecznić ukochanego pupila. Mam klientów, którzy mają całe ściany w moich zdjęciach i takich, którzy co roku zapraszają mnie na urodzinowe sesje.

W kontekście hodowców i wystawców, wartym poruszenia jest też temat fotografowania na wystawach, takiego robienia fotorelacji. W świetle prawa wystawca uczestniczy w imprezie publicznej i jego wizerunek nie jest chroniony, ponieważ jest on tylko elementem większej całości.

Z kolei, upublicznianie wizerunku psa nie jest w ogóle uregulowane jakimikolwiek przepisami, więc można fotografować psy kogo, kiedy i jak chcemy, a potem dysponować tymi zdjęciami w sieci. Teoretycznie, wystawca może dochodzić swoich praw w sądzie, jeżeli uważa, że poniósł szkodę materialną na skutek takiego działania fotografa. Na przykład jest właścicielem reproduktora lub hodowli, a jego psy zostały w jego mniemaniu przedstawione w krzywdzący sposób, ale jest to bardzo trudne. Żeby nie doprowadzać do takich sytuacji, dobrze mieć w głowie to, że wystawy psów to pokaz psich piękności, a zadaniem fotografa jest pokazać psa jak najkorzystniej. Jeśli jeszcze tego nie potrafimy, to nie publikujmy zdjęć lub w ogóle ich nie róbmy. Gdy napisze do nas hodowca z prośbą o usunięcie niekorzystnego zdjęcia jego psa lub jego samego, to zróbmy to i przeprośmy, a nie wypowiadajmy wojny. Tu też apel do środowiska „show” i „foto”, zwaracajmy uwagę amatorom, którzy być może nawet nie są świadomi tego, że popełnili gafę. Robienie niekorzystnych zdjęć psom podczas wystaw to nierzadko zwykła złośliwość i próba zemsty za jakieś niesnaski. Jest to niedopuszczalne i poniżej jakiejkolwiek krytyki, a przede wszystkim skrajnie nieprofesjonalne.

D.: Czujesz, że Twoja praca jest przez nich faktycznie doceniana? Mam wrażenie, że osoby wykonujące kreatywne zawody mają mocno pod górkę, jeżeli chodzi o świadomość wysiłku, jaki wkładają one w swoje zajęcie i często od rękodzielników, fotografów, artystów oczekuje się, że będą pracować wyłącznie z pasji.
EL: Tak, to prawda! Mało kto zdaje sobie sprawę, ile tak naprawdę kosztuje fotografa sesja zdjęciowa. Zużycie aparatu i reszty sprzętu, czas na zdjęcia i dojazd na sesję, potem wielogodzinna obróbka, a nawet zniszczone ubrania po plenerze. Czyszczenie matrycy to koszt ok. 150 zł. Wymiana zużytej migawki w aparacie ok. 1000zł. Lampa błyskowa też nie jest wieczna, do tego takie bzdurki jak akumulatorki. Obróbka jednego zdjęcia to średnio 30 do 60 minut, auto też nie jeździ na powietrze. No i wiedza, o podatkach nie wspomnę. Nieliczni przemyślą te aspekty i okażą szacunek dla tej profesji, ale to wciąż rzadkość.

D:. A do tego ze względu na dużą dostępność świetnego sprzętu foto oraz programów graficznych jest wiele młodych osób, które pracują wyłącznie za dobre słowo tym samym psując rynek. Jak sobie z tym radzić?
EL: Szanować się. Trzymać poziom, uświadamiać. Ale też nie przejmować się tym specjalnie, bo dobry fotograf obroni się swoimi zdjęciami i profesjonalizmem. Młodzież dopadnie refleksja przy pierwszej wymianie migawki, kontroli skarbowej, trudnym kliencie lub potknięciu przy bezmyślnej publikacji zdjęć, czy przywleczeniu komuś zarazy do domu.

D.: Opowiedz proszę, tak od A do Z, jak wygląda sesja zdjęciowa u Ciebie. Znajduję Cię przez Facebooka i chcę, żebyś zrobiła zdjęcia mojemu psu…
EL: Najpierw ustalamy komu robimy zdjęcia, potem jakiego rodzaju zdjęć oczekuje klient, czy sesji hodowlanej, czy pamiątkowej. Następnie wybieramy studio, czy plener. W przypadku studia ustalamy kolor teł, a przy plenerze miejsce. Omawiamy warunki finansowe oraz datę i miejsce zdjęć. Gdy wszystko jest ustalone podpowiadam klientowi jak przygotować się do sesji. Pierwsze minuty sesji polegają na zrobieniu wywiadu jak właściciel widzi psa, co w nim urzeka go najbardziej lub w przypadku sesji hodowlanej z jakiej perspektywy fotografujemy psa, co chcemy pokazać, a co niekoniecznie.

Ustawiam sprzęt, mierzę światło, wykonuję próbne zdjęcia podczas zapoznawania się zwierzaka z moim ekwipunkiem i ze mną, a potem zaczynamy właściwe zdjęcia. Fotografujemy zawsze z przerwami, a ujęcia są możliwie krótkie, żeby psiak się nie wypalił lub zwyczajnie nie zmęczył. Podczas sesji staram się być niewidoczna, sama doświadczyłaś tego, jak pracuję – nie widać mnie, ani nie słychać.

Po sesji łapiemy oddech podczas wspólnego czochrania i relaksowania czworonoga. Na odchodne klient zwykle pyta kiedy będą zdjęcia, ja jak zwykle odpowiadam, że „Na wczoraj” [śmiech] i albo ruszam na kolejną sesję albo do domu. Jestem pracoholikiem… Wiesz, że często kończę sesje studyjne w Warszawie o 22, jadę do domu 2,5 godziny po czym siadam przed komputerem, bo nie mogę się doczekać efektu końcowego? Gdy zabieram się do pracy, to nie przerywam jej sobie nawet jedzeniem, a wizytę w toalecie odkładam do ostatniej chwili. Mój mąż tego nie rozumie i uważa to za chorobę psychiczną, pewnie coś w tym jest. Zdjęcia staram się oddawać zawsze przed terminem. To daje mi czas na ewentualne poprawki, jeśli klient ma jakieś uwagi, pomaga mi szybciej być w pełni dyspozycyjną, praca mi się nie nawarstwia, a klienci wiedzą, że mogą na mnie polegać.

D.: Jak przygotować psa do sesji zdjęciowej?
EL: Kąpiel lub wizytę u groomera polecam tylko w przypadku rzeczywiście nieświeżej, czy brudnej sierści lub u ras, dla których szata jest kluczowa. Wyczesanie, ułożenie włosa to podstawa. Szczególnie w przypadku sesji studyjnych bardzo zwracam uwagę na pazurki. Powinny być czyste i przycięte. Są rasy, które lepiej wyglądają z przyciętymi wąsami, a nawet jest to pożądane. Przemywamy oczka lub dbamy o nie nawet kilka dni przed sesją, unikamy szalonych gonitw po plażach czy trawach, żeby nie pojawić się na zdjęciach z czerwonym, spuchniętym okiem lub powiekami. Tuż przed sesją usuwamy śpiochy. W przypadku białych psów szczególnie warto zadbać o przebarwienia od łez. Jasne, wszystko można usunąć w programie graficznym, ale fajnie jest gdy szanujemy się wzajemnie. Sami raczej nie poszlibyśmy zapuszczeni zrobić sobie zdjęcia do dowodu. Żeby ułatwić nam współpracę, z hodowcami umawiam się w dniach okołowystawowych, gdy pies jest przygotowany.

Zwłaszcza w przypadku „zwykłych Kowalskich” proszę o przypomnienie podstawowych komend, przyjście z psem lekko głodnym, zabranie ulubionych zabawek, czy nawet drugiego psa, jeżeli to ma pomóc zwierzęciu się skupić. Przypominam o rezerwacji odpowiedniej ilości czasu z pewnym marginesem na wszelki wypadek, żeby nie pracować pod presją i w stresie właściciela.

Zawsze sprawdzam pogodę. Nie pracuję w bardzo wietrzne dni, bo psy szczególnie źle znoszą taką aurę. Pytam też o samopoczucie psa przed sesją, jeśli mamy bardzo niskie ciśnienie. Poza tym, przypominam o ubraniu adekwatnym do pogody, żeby nie było marudzenia po 5 minutach, że zimno, pada albo przemoczone buty. Do tego, oczywiście, ringówki, smycze, linki, żmijki, muszki, krawaty, czyli wszystko co może przydać się na sesji lub o czym może zapomnieć właściciel.

D.: Ile kosztuje sesja i jaką liczbę zdjęć dostaje na koniec klient? Czy wymagasz wpłacenia zaliczki?
EL: Raczej ufam moim klientom, wyjątkiem są sesje wyjazdowe. W takim przypadku wymagam wpłacenia zaliczki 50% + kosztów dojazdu. Ceny sesji zaczynają się od 150 zł za 5 zdjęć, ale wszystko jest kwestią dogadania. Znaczenie ma ilość zdjęć, czas poświęcony na zdjęcia, czy fotografujemy w studio. Wykonuję zdjęcia także na zasadzie barteru i TFP, czyli zdjęcia za pozowanie.

D.: Jaka była Twoja droga zawodowa? Jesteś samoukiem, czy masz jakieś kierunkowe wykształcenie, które ułatwia Ci pracę?
EL: Jestem samoukiem. Moje zdjęcia nie zawsze są idealne jakościowo, wciąż boję się przesiadki z aktualnego programu na profesjonalnego Photoshopa, często zapominam o podstawowych zasadach budowania kadru, zapominam przestawić monitor na odpowiednią przestrzeń kolorów przygotowując pliki do druku. Wciąż się uczę, dużo we mnie pokory, ale i życzliwości dla początkujących. Może dlatego, że sama mogłam liczyć na pomoc merytoryczną od koleżanek po fachu, głównie Ani Sychowicz. To najlepszy dowód na to, że dobra energia zatacza krąg, a podarowana życzliwość jest przekazywana dalej.

Wracając do początków mojej przygody z fotografią… Od zawsze miałam talent manualny do rysowania, rzeźbienia, czy mówiąc ogólnie sztuk plastycznych. Z rysunkiem pokłóciłam się jako nastolatka, przez presję otoczenia. Jako 18-latka miałam chwilowy epizod z pożyczoną cyfrówką Olympusa. Nie pochodzę z zamożnej rodziny, a w tamtym czasie aparaty cyfrowe były drogie i niewiele wcześniej wyparły kliszowe.

Gdy w moim życiu pojawił się dog niemiecki Gofer, dysponowałam już własną cyfrówką Pentaksa, która służyła mi do dokumentowania dorastania „synka”. Wraz z wejściem w środowisko wystaw i psów rasowych, zaczęło otaczać mnie wielu psich foto-pasjonatów. Gofer miał wady, a ja byłam coraz bardziej świadomym mocy dobrze budowanego wizerunku właścicielem rasowego psa. Irytowało mnie, że fotografujący nie widzieli go tak jak ja. Zdjęcia tych ludzi nie oddawały jego charakteru i zamiast ukrywać, podkreślały niedoskonałości. Zupełnie przypadkiem dostałam ofertę zamiany swojej cyfrówki na używaną lustrzankę Canon 350D znajomych, bo nie umieli jej obsługiwać. Nie wahałam się ani chwili!

Oczywiście, zaczęło się focenie od rana do wieczora i spamowanie na istniejącym jeszcze wtedy Gronie i Fejsbuku. Tryb auto i sport był szczytem moich możliwości, ale uczyłam się patrzeć na psy, budować świadomie kadr i korzystać z zastanego światła. W niedługim czasie zaczęłam eksperymenty ze studiem, a potem pojawił się kupiony na raty Canon 500D, mój ukochany aparat, w którym przez 2 lata zajechałam migawkę, ale wszystkiego się na nim nauczyłam. Pojawiły się pierwsze zaproszenia na sesje, wtedy jeszcze za darmo lub przysłowiowe co łaska. Zdarzały się również oferty kupna moich zdjęć przez agencje reklamowe i czasopisma, a nawet zlecenia wykonania konkretnych zdjęć.

W tamtym czasie sporo zarabiałam na umowach o dzieło. Miałam nawet epizody jako paparazzi: sprzedawałam brukowcom zdjęcia gwiazd spotkanych przypadkowo na mieście. Kolejnym krokiem był Canon 60D, tego aparatu szczerze nie znosiłam i nie mogłam doczekać się zmiany na wymarzonego 6D, co udało się po kolejnym roku robienia zdjęć. Jako fotograf trafiłam na plac szkoleniowy Kamigi, gdzie i my się poznałyśmy. Regularnie robiłam zdjęcia kursantom, pracując nad warsztatem. Przez ten splot okoliczności kynologia wciągnęła mnie totalnie. Zrobiłam uprawnienia trenerskie, po przeprowadzce do Włocławka założyłam własną psią szkołę, a legalna działalność pozwoliła mi równolegle zająć się na poważnie fotografią. Obecnie – choć nie widać tego na fanpage’u – wykonuję też zdjęcia rodzinne, okolicznościowe, a także eksperymentuję na plenerach fotograficznych.

D.: Pamiętasz swoje pierwsze prawdziwe zlecenie?
EL: Pewnie! Moja pani weterynarz, hodowca kotów abisyńskich i rosyjskich. Myślę, że w dużej mierze dzięki Anecie dotarłam do miejsca, w którym teraz jestem. O ile dobrze kojarzę, to współpracujemy już ponad 7 lat! To była sesja kociąt lub kociaka abisyńczyka na najtańszym polipropylenowym beżowym tle, rekwizyt z ażurowego obrusu mamy, jedynym źródłem światła była lampa światła stałego, a obróbka polegała głównie na dodaniu intensywnej winiety. Najlepsze jest to, że nawet teraz nie wstydziłabym się za te zdjęcia, wiele gorszych „gniotów” popełniłam mając więcej doświadczenia i sprzętu.

D.: Kilkukrotnie już wspominałyśmy o tym, że aby zarabiać na zdjęciach trzeba to robić legalnie. Jak to wygląda w Twoim przypadku? Masz działalność gospodarczą?
EL: Tak. Jak już wcześniej wspominałam, zaczynałam od umów o dzieło. Następnie próbowałam swoich sił w Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości. Obecnie opuszczam Inkubatory i zakładam działalność gospodarczą.

D.: Jak wygląda działalność w ramach Inkubatorów?
EL: Ogólnie rzecz biorąc, płacimy stałą kwotę co miesiąc (300 zł, w przypadku jednoosobowej firmy), która obejmuje panel do wystawiania faktur i innych papierków, księgowość, obsługę prawną. Jest opcja z ZUS i bez. Dodatkowo od każdego rachunku płacimy VAT. Inkubatory wymagają kasy fiskalnej, ale bez problemu można ją odkupić od innego start-upu, który opuszcza AIP, będzie zaprogramowana i gotowa do pracy.

To może brzmieć nieco strasznie i tajemniczo, ale w praktyce formalności jest tylko niezbędne minimum. Każde miasto ma swojego opiekuna, którego można o wszystko zapytać telefonicznie lub mailowo. System fakturowania jest naprawdę prosty. Jest to bardzo wygodna forma stawiania pierwszych kroków jako przedsiębiorca. Trochę przeszkadzał mi mus posiadania kasy fiskalnej. W Inkubatorach nie mogłam wystawić faktury osobie fizycznej, tylko innemu podmiotowi gospodarczemu. Co zmuszało do posiadania kasy fiskalnej. A w normalnej działalności ogarniesz obu klientów fakturami, czyli wystarczy tylko program do fakturowania.

D.: AIP był dla Ciebie szansą na przetestowanie jak to jest być fotografem na pełny etat? Zastanawiałaś się, co będzie, jeżeli biznes nie wypali? Miałaś jakieś alternatywne plany?
EL: Podstawowym źródłem utrzymania jest dla mnie psia szkoła, więc gdyby nie wypaliło, to zawsze miałam wyjście awaryjne. Jednak wychodzę z założenia, że dobrze zaopiekowany biznes i ciągłe samodoskonalenie dają gwarancję powodzenia. Byłam świadoma, że może być różnie, zwłaszcza, że opuściłam rodzinną Warszawę, z całym bogatym zapleczem kontaktów i potężnym rynkiem. Zamieniłam stolicę na małe miasto z zupełnie inną świadomością kynologiczną. Jednak udało się, ciężka praca i przetrwanie trudnych momentów zaowocowały cieszącymi się zaufaniem rozpoznawalnymi markami.

D.: Zaufanie klientów to jedno, a zaufanie psów to coś zupełnie innego. Zdarzyło Ci się, że pies ugryzł Cię podczas pracy? Masz jakieś dodatkowe ubezpieczenie?
EL: Poza ZUS-em mam wykupione dodatkowe w PZU, tak na wszelki wypadek. Na sesjach zdjęciowych nigdy nie miałam żadnych niebezpiecznych sytuacji, ale zdarzyło mi się, że pies ugryzł mnie podczas szkolenia.

Muszę też dodać, że w fotografii jestem bardzo ostrożna i staram się nie naruszać przestrzeni osobistej psa. Z zasady nie pochylam się nad psami, nie podchodzę do nich frontalnie.

D.: Jaki procent Twoich dochodów to fotografia?
EL: To zależy od miesiąca. Wciąż fotografuję głównie w Warszawie, więc staram się umawiać klientów tak, żeby przyjechać na 2 dni i wrócić do domu obrabiać zdjęcia. Takie wyjazdy są bardzo intensywne. Sesje plenerowe z uwagi na światło umawiam zazwyczaj na rano lub wieczór, chyba, że pogoda sprzyja, to również w okolicach południowych. Studio zostawiam na dni deszczowe i wieczór. Przeważnie wykonuję 3-4 sesje dziennie. Takie wyjazdy są potężnym strzałem gotówki, ale nie są regularne. Często muszę też z czegoś zrezygnować, bo brakuje mi doby. Myślę, że jest to elastyczne pół na pół.

D.: Co poradziłabyś komuś, kto jest na początku swojej fotograficznej drogi i marzy o zrobieniu z fotografii psów sposobu na życie? Załóżmy, że jestem tuż po maturze i decyduję, że fotografia to właśnie to, co chciałabym robić w życiu… Jak powinnam się za to zabrać?
EL: Przede wszystkim robić zdjęcia. Z tą uwagą, żeby nie cykać na tysiące, bo „któreś wyjdzie”, tylko myśleć o tym, co się chce pokazać docelowo. Trening czyni mistrza. Każdy sposób zdobywania wiedzy jest cenny. Obecnie co drugi dom kultury ma często darmowe zajęcia z podstaw fotografii. Ceny warsztatów organizowanych przez fotografów zaczynają się od 300 zł. Chcieć to móc.

Powiem Ci jak ja się uczyłam. Najpierw eksperymentowałam z tym, co było w moim zasięgu, czyli samym aparatem z kitowym obiektywem, potem tanimi modyfikatorami światła i lampami. Moim głównym patentem na zdobycie wiedzy było… Przyglądanie się psim oczom… Nie, nie szukałam tam natchnienia. W psich oczach odbija się całe studio. Widać jakich źródeł i modyfikatorów światła używa fotograf, a nawet ich rozstawienie. Oglądałam masę zdjęć innych fotografów, również z backstage’ów. Modeling i moda to nie mój świat, ale programy typu „top model” oglądam nałogowo, bo doskonale pokazują jak pracują fotografowie światowej sławy. To samo dotyczyło czasopism modowych i lajfstajlowych. Chodziłam na wszelkie darmowe warsztaty, jako choćby wystąpienia fotografów przyrody na „Wizjach natury”. Dużo eksperymentowałam, miałam też kogo zapytać, o czym wspominałam już wcześniej. Pół roku temu pojechałam na swój pierwszy plener z Anną Sychowicz, to też była mega okazja do nauki i nabrania wiatru w żagle. O studiach i kursach nie powiem nic, bo nigdy nie byłam.

Myślę, że do fotografii trzeba mieć też przysłowiowe „oko” i zmysł estetyczny. Z moich obserwacji, że wszelkie talenty plastyczne mocno predysponują do robienia fajnych zdjęć. Kogo warto podpatrywać? Każdego, kto trafia w nasz gust.

Jeśli mowa o guście, to warto poruszyć temat konkurencji. Osobiście nie kumam skakania sobie do gardeł, tylko dlatego, że wykonujemy ten sam zawód. Każdy fotograf, nawet jeśli robi bliźniacze zdjęcia do kolegi po fachu, inaczej widzi psa. Kiedy pisze do mnie klient i zasypuje setkami zdjęć innej osoby wymagając dokładnie takich samych, to zazwyczaj odsyłam go właśnie do niej lub kogoś, kto sprosta jego oczekiwaniom. Rzadko się naginam w tej kwestii. Wybierajmy takich fotografów, którzy wykonują zdjęcia z naciskiem na takie cechy, jakich i my szukamy. Takich, którzy mają podobną wrażliwość. Fotografów jest tak wielu, że każdy znajdzie coś dla siebie, a i każdy fotograf znajdzie swoich odbiorców, miejsca starczy dla wszystkich. Trzeba powiedzieć sobie wprost: jeśli nie umiesz się przebić albo klienci od Ciebie uciekają, to widocznie robisz coś nie tak.

W przypadku fotografów, jak i szkoleniowców zawsze zaznaczam w pierwszej rozmowie, żeby szukać osoby, z którą łączy nas pewna energia. Ja jestem dosyć głośna, śmiała, dużo gadam i przeklinam, nie każdemu to odpowiada. Zarówno praca fotografa i szkoleniowca – ale tak naprawdę każdy zawód – wymaga nici porozumienia, żeby czuć się komfortowo korzystając z usługi i mieć zaufanie do usługodawcy, bo to przekłada się bezpośrednio na jej jakość.

D.: Bardzo dziękuję Ci za rozmowę!

***

Ewa Leśniewska – od zawsze związana ze zwierzętami, pracowała w stajni, sklepie zoologicznym, aż w końcu znalazła swoją drogą w zoobiznesie. Od 6 lat fotografuje zwierzęta, od 2 lat zawodowo. Jest również właścicielem psiej szkoły oraz trenerem psów z uprawnieniami MEN (2015). Fotografuje zwierzęta domowe oraz dzikie, rasa, gatunek, czy gabaryt nie mają dla niej znaczenia. Jak mówi, w pracy kieruje się spokojem, cierpliwością, empatią i szacunkiem do zwierząt. Jako cel wykonanych przed siebie zdjęć wskazuje uchwycenie naturalnego piękna i prawdziwej osobowości zwierzaka. Prywatnie właścicielka hodowli kotów szkockich PurrfectLove oraz klikudziesięciu ptaszników.

photo credit: Ewa Leśniewska

  14 komentarzy do tekstu: „Kariera w psim biznesie: fotografia psów

  1. Avatar
    12 stycznia 2018 at 11:49

    Fotografia to chyba jedna z najtrudniejszych branż, w których można pracować. Naprawdę nikomu nie zazdroszczę. Z powodu wykonywanego zawodu mam sporo kontaktów z różnymi fotografami oraz osobami, które z takimi współpracują.

    Przede wszystkim problemem jest ogromna konkurencja oraz taki specyficzny fakt, że większość klientów nie potrafi odróżnić dobrego fotografa od przeciętnego. Niektórzy mają sprzętu za wiele tysięcy, znają zasady fotografii, złoty podział, potrafią tworzyć różne kompozycje. Jednak są również osoby ze średnim sprzętem, które robią tysiące zdjęć, wybierają najlepsze, obrabiają i też im wyjdzie dobra fotka.

    Jednak na pewno taki zawód daje sporo satysfakcji, szczególnie, jeżeli ma się zlecenia, a klienci są przyjemni. Chyba z wszystkich możliwości fotografów właśnie psia fotografia jest najprzyjemniejsza. Weselna na pewno najgorsza 😀

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      12 stycznia 2018 at 18:36

      Myślę, że w każdej dziedzinie fotografii zdarzają się zarówno bardzo fajni, jak i koszmarni klienci – w ogóle jest to cechą charakterystyczną pracy z ludźmi i trzeba się na to po prostu uodpornić. Dla chyba najbardziej frustrujący, kiedy myślę o pracy fotografa, jest fakt, że mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że jest to… no właśnie, praca, znacznie trudniejsza niż mogłoby się wydawać, męcząca i czasochłonna.

      • Avatar
        12 stycznia 2018 at 20:25

        Pamiętam, że jak my szukaliśmy fotografa na wesele to strasznie było. Jeszcze jest jedna ważna cecha fotografa – musi potrafić rozmawiać z ludźmi. Niektórzy mieli fantastyczne portfolio, ale co z tego, jeśli nie potrafili normalnie odpowiedzieć na pytanie, wycenić swojej pracy lub nawet poinformować jak współpraca dokładnie wygląda 🙂

  2. Avatar
    Nie podpiszę się
    12 stycznia 2018 at 13:04

    A maliniaczki jak zawsze najpiękniejsze 😉

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      12 stycznia 2018 at 18:39

      Nie mogę się z tym zgodzić, skoro na jednym zdjęć jest moje własne zwierzę 😀 A tak poważnie, jestem totalnie zakochana w tym zdjęciu nad wodą! <3

      • Avatar
        12 stycznia 2018 at 20:37

        Trzeba w takim razie koniecznie popełnił podobne 🙂

  3. Avatar
    12 stycznia 2018 at 14:31

    Przeczytałam całość na jednym wdechu i o jednej kawie. I wowowowowowowowow! Naszło mnie kilka spostrzeżeń. Po pierwsze: szacun za włożoną w tekst pracę. Po drugie: Oby ten tekst trafił do jak największej ilości osób, bo niesie ogromne pokłady dobrej wiedzy zarówno dla klienta, początkującego fotografa jak i takiego, który już umie, ale nie umie przejść level wyżej. A po trzecie: kurcze nie pomyślałam nawet o dezynfekcji, a to niby tak oczywiste o.o. Poza tym: jeszcze bardziej zachorowałam na pełną klatkę i zaczęłam martwić się o migawkę w moim aparacie. Będąc bobem – amatorem dużo zdjęć jest na zasadzie „może wyjdzie”, choć staram się żeby było ich jak najmniej, a jak najwięcej jednak zaplanować, szczególnie ostatnio. Mimo to, jest ich dużo, biedna migawka 🙁

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      12 stycznia 2018 at 18:37

      Aleeee się cieszę, że ktoś przez to przebrnął i jeszcze mu się podobało! <3 I chciałam powiedzieć, że bobem - amatorem to jestem ja, a Ty to już zdecydowanie półprofeska! 😀

  4. Avatar
    14 stycznia 2018 at 20:53

    Bardzo wyczerpujący i profesjonalnie poprowadzony wywiad! Jestem pod wrażeniem, jak zwykle zresztą. 🙂 A fotografie autorstwa pani Ewy zdecydowanie przykuwają wzrok!

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      15 stycznia 2018 at 14:06

      Dzięki! <3

  5. Avatar
    Adrianna Kołakowska
    16 stycznia 2018 at 15:56

    Niesamowicie wygląda to pierwsze zdjęcie z psem i ptaszkiem!

  6. Avatar
    Adrianna Kołakowska
    16 stycznia 2018 at 15:56

    Niesamowicie wygląda to pierwsze zdjęcie z psem i ptaszkiem! Super robota.

  7. Avatar
    Olga
    27 maja 2019 at 18:30

    Bardzo dobry i interesujący wywiad, przeczytałam z wielkim zaciekawieniem.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      27 maja 2019 at 20:03

      Ogromnie mi miło, że artykuł Ci się spodobał! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.