Nim stanie się to, na co wszyscy czekali muszę wyznać, że uczynienie T. seterem prawie anonimowym nie wynikało wcale z niecnych pobudek marketingowych i chęci budowania napięcia oraz pragnienia odkrycia tajemnicy u czytelnika. Nie, nie. Cała ta maskarada, ta irytująca tajemnica wynikała ze względów bezpieczeństwa. Zbyt wiele na codziennych spacerach widziałam ludzkiej głupoty, aby – ot, tak sobie – ujawnić imię mojego psa w Internecie. Jak każdy seter darzy on bowiem miłością wszystkich ludzi i gdyby ktoś próbował po imieniu przywołać go przez ulicę… Nieszczęście gotowe. Znamy się jednak już ponad pół roku i zdążyłam przekonać się, że moi czytelnicy to osoby miłe i odpowiedzialne, toteż – tak, jak obiecałam – ujawnię ciąg skojarzeń, który doprowadził do tego, że Audrey Hepburn stała się T., abyście mogli przekonać się jaki ciąg dalszy skrywa wymowna kropka. Zaczynamy!
Na początek, nim w ogóle przejdziemy do kwestii nadawania imienia psu, muszę wyznać, że z jednej strony jestem nerdem, a drugiej natomiast miłośnikiem dobrej literatury. Domyślacie się pewnie, że takie oświadczenie nie pojawia się tutaj bez powodu – tak, imię T. łączy w sobie zarówno wysoką sztukę, jak i jej popkulturowe przekształcenia.
Na początek zajmiemy się literaturą. Otóż, jakieś 400 lat temu, w dalekim, zamorskim kraju, żył sobie mężczyzna imieniem Will. Jegomość ów, który w szkolnych i akademickich podręcznikach opisywany jest jako William Shakespeare, na niwie literackiej wykazał się tak wielkim kunsztem i talentem, że na stałe zapisał się złotymi zgłoskami nie tylko w podręcznikach do historii literatury, ale i w świadomości społecznej. Nie wyobrażam sobie, aby w cywilizowanym kraju mógł istnieć ktokolwiek, komu udało się o nim nie usłyszeć. Znany jest z tego, że parał się głównie teatrem, a w swoich sztukach nierzadko sięgał do elementów folkloru, obok bohaterów z krwi i kości umieszczając na scenie wiedźmy („Makbet”), duchy („Hamlet”) i wróżki (o tym za chwilę…). W tym również króla i królową tych ostatnich. Druga z wymienionych połówka królewskiej pary imię swoje otrzymała w spadku po innym wielkim literacie, Owidiuszu i jego słynnych „Metamorfozach”. Imię nadobne, piękne, silne i już od zawsze mające się kojarzyć z arystokracją nie z tego świata. Edwin Landseer przedstawił królową ze „Snu nocy letniej” w następujący sposób:
Prace Shakespeare’a w swojej twórczości wykorzystuje nie tylko wielu artystów i pisarzy – inspirują one również badaczy i naukowców. Imiona bohaterów szekspirowskich sztuk noszą na przykład księżyce Urana. Oczywiście, motyw króla i królowej elfów jest podejmowany przede wszystkim współczesnej literaturze, z naciskiem na fantastykę. Znajdziemy go choćby w szeroko znanej i bardzo przeze mnie lubianej sadze urban fantasy “Akta Harry’ego Dresdena” autorstwa Jima Butchera. Królowa elfiego Dworu Lata (pojawia się dopiero w 4. części cyklu „Rycerz Lata”) nosi to samo imię, co jej szekspirowska poprzedniczka, król zaś został umiejętnie usunięty ze sceny.
Jak widać dotychczas niezmiennie obracaliśmy się w kręgu arystokracji nadszedł więc czas, aby – jak najbardziej dosłownie – zejść na psy. Przyjrzyjmy się seterom irlandzkim. Każdy, kto przynajmniej miał okazję oglądać te psy na zdjęciach przyzna, że to bez wątpienia piękne zwierzęta, dostojne i godne. Mają w sobie coś arystokratycznego. Coś, co sprawia, że budzą powszechny zachwyt i natychmiastową sympatię, które na co dzień przysparzają mi tylu kłopotów i zmartwień. Nie zdziwi Was pewnie, kiedy napiszę, że od chwili, gdy zdecydowaliśmy się na tę właśnie rasę wiedziałam, że mój pies będzie nosił imię po jakiejś królowej, a że elfie piękności kojarzą mi się ze lśniącymi, rudymi włosami w zasadzie nie miałam wyboru. Tytania – to było pierwsze imię, które przyszło mi na myśl i żadne protesty ze strony P. nie były w stanie wyrzucić go z mojej głowy.
Jeżeli kiedyś spotkamy się na spacerze, nie zdziwcie się, słysząc, że pieszczotliwie nazywam mojego rudzielca “królewną”. Czy jednak ma ona w sobie chociaż odrobinę godności, tak charakterystycznej dla swoich imienniczek? Owszem! Doskonale widać ją wtedy, kiedy akurat nie poluje, nie biega z wywieszonym, sięgającym niemal do ziemi językiem i nie kąpie się w najbrudniejszych kałużach, jakie tylko można znaleźć w okolicy. Czyli rzadko. A nawet – bardzo rzadko. Nie zmienia to faktu, że T. wciąż jest królową w moim domu. Po prostu jest nieco ekscentryczna. Jak na arystokratkę przystało.
Tak zazwyczaj wygląda mój pies. Dodam, że to właśnie w takich chwilach i na takich spacerach jest najszczęśliwszy i najbardziej zadowolony ze swojego psiego życia. Przyznacie, że typowa stylówka rudej niewiele ma wspólne z królewską dumą, dostojeństwem i godnym prawdziwej damy szykiem. Na szczęście, od czasu do czasu, przez minutę lub dwie, zdarza się jej również wyglądać tak, że doskonale widać, iż jest prawdziwą królewną.
photo credit: Edwin Landseer, Scene from A Midsummer Night’s Dream (stąd)
Okładki kolejnych tomów „Akt Harry’ego Dresdena” (stąd)
Imię nie było dla nas zaskoczeniem, ponieważ sięgnęliśmy do otchłani internetu, jak radziłaś 🙂 w końcu natomiast zdradziłaś genezę i widząc ostatnie zdjęcie i T. na nim taką uroczą i subtelna, już wiem co wam po głowach chodziło 🙂
Geneza świetna, ale jak Ty to zdrabniasz jak musisz szybko odwołać psa?
Nie zdrabniam, wołam "Tytania + komenda". Jeżeli muszę przywołać psa w sytuacji awaryjnej mam do tego gwizdek.
a reakcja ludzi? 😀 swoją drogą nawet ubłocona jest przeurocza 🙂
Jeżeli chodzi o reakcję na imię psa, to zwykle nie wiedzą, o co chodzi, więc kiedy ktoś mnie pyta, jak pies ma na imię z marszu odpowiadam "Tytania. Po królowej wróżek ze Snu nocy letniej Szekspira". Jeżeli natomiast chodzi o reakcje na mojego psa w ogóle, to pisałam o tym tutaj: http://trendzseterem.blogspot.com/2014/05/p-i-e-s-czy-pies.html.
Kilka osób myślało, że to od Titanica :O
Dla mnie seter najpiękniejszy jest właśnie usyfiony, z wywieszonym językiem i cały w błocie. Moj jeszcze zwykle jest opluty. I wtedy dopiero widac , moim zdaniem, ich wyjątkowosć i moc. Setery irlandzie rożnia się od gordonow wiec cięzko mi porownywac i miec opinię. W Berku nie ma nic królewskiego i eleganckiego ;). W irlandach rzeczywiście jest to coś arystokratycznego. Choc moje serce T. zdobyła biegając jak oszalała po polu moko ganiając cienie ptaków 🙂 Oszałamiająca jest własnie wtedy 😀
T. ma zawsze zaślinione uszy po bieganiu, więc aż za dobrze wiem, o czym mówisz. 😉
Osobiście uważam, że seter ma swój urok w obu odsłonach – zarówno tej ubłoconej, jak i dostojnie wystawowej. To po prostu inne rodzaje uroku. 🙂
Oryginalny, ciekawy pomysł na imię dla T.
Ale jakoś tak już się przyzwyczaiłam, i T., kojarzy mi się z T. właśnie – więc cóż, dla mnie ta seterka zawsze będzie T.:)
Myślę, że imię każdego psa ma jakąś historię. Harry – od Harry'ego Pottera, inny labek Scooby (pies sąsiada) – Scooby Doo z kreskówki ;), Skiper (znajomy psiak ze szkolenia) – imię wzięło się od dowódcy żaglówki, bo właściciele co weekend jeżdżą na żagle 😀
Twoje imię jest równie oryginalne,
pozdrawiamy, Maria i Harry.
zapraszamy: http://dziennik-mojego-labka.blogspot.com/
Ahh jakie piękne imię! 🙂
Jejku nie wyobrażałam sobie, że T. to Tynia, jakoś nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Ja do Fiony również mówię "królewna" jest, to jednak bardziej uzasadnione niż w przypadku twojej dziewczynki. Ma sunia ma w zwyczaju po powrocie z zdworu wpakować się na stos poduszek, zwinąć się w kłębek i zasnąć. Kiedy dostaje nowego smakołyka, którego wcześniej nie miała w pysku to po wzięciu go z ręki, wypluwa, liże, gryzie memła czy przypadkiem pani nie chce jej otruć po całym przedstawieniu je już normalnie. Częst nie je swojej karmy, od tak z miski kota jest lepsza. Co ja się z nią mam…
H&F
Tytani w życiu bym nie zgadła 🙂 Imię ma w sobie potęgę, aż dziw, że nie ewoluowało!
Ja w ogóle miałam okropny zgryz z imieniem, bo właściwie płeć szczeniaka była mi obojętna. Niestety zadowalające mnie imiona miałam jedynie dla dziewczynek, a trafił mi się chłopak. Po bólach i tygodniach rozmyślań zajrzałam do źródła (owczarek australijski, więc mitologia aborygenów 🙂 ). Tam odnalazłam bóstwo, które spełniło moje oczekiwania – Bahloo, które z czasem przekształciło się w Baloo (bo uznałam używanie "h" za jakieś..pretensjonalne :P), a z tego zostało spolszczone do Balu ( co w naszym domu powoduje wiele uciechy, bo bawimy się w coraz to nowsze słowotwórstwo i łamigłówki językowe, np ze względu na swoją głośność nazywany jest decyBalem, gdy kładzie się z impetem na ziemi, to się oBala itd…).
Bardzo ciekawy pomysł, z utajeniem imienia, jestem bardzo zaskoczona, bardzo nietypowy wybór!:)
Świetny pomysł z imieniem.
Odwołując się do historii to przecież, bodaj najbardziej znana królowa na świecie była ruda – Elżbieta I.
Też nie wpisywała się w ramy kobiety z tamtej epoki. 😛 Po prostu arystokratkom więcej wolno 😀 T. bierze więc przykład od najlepszych.
Ja już znałam wcześniej owo imię 🙂 Bardzo podoba mi się obszerna geneza! 😀 Bonzo jest Bonzem, bo… miał tak w książeczce schroniskowej i zostało 😀
D. strywializowała dość długi okres negocjacji imienia – jedna z alternatyw to np. "Szarka" (z kolei postać z cyklu powieści Anny Brzezińskiej).
Gdy dowiedziałem się iż zostanie wyjawione imie T. byłem ciekaw jak to opiszesz. Jako że wpis pojawił się w momencie gdy miałem już wyłączonego kompa to czytałem go na telefonie. Ilość odniesień i rzeczowość teksu zrobiła na mnie mega pozytywne wrażenie 🙂
W końcu znalazłam odpowiedź na pytanie, które męczyło mnie odkąd trafiłam tu po raz pierwszy 🙂 Jesjesjesjesjes!
Dostojne imię, bardzo, bardzo ładne!