Ta niedziela spędzoną w niezbyt interesujący sposób sobotę zrekompensowała T. z nawiązką. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że dzień ów przyniósł aż nadmiar wrażeń, najpierw bowiem T. biegała po Polu Mokotowskim, później przez godzinę dzielnie ćwiczyła na treningu, następnie zaś uczestniczyła w zorganizowanym przez autorkę bloga Przez świat z labradorem Warszawskim spotkaniu psiarzy. Przyznacie sami, że to całkiem sporo atrakcji.
Warszawskie spotkanie psiarzy odbyło się w niedzielę 4 stycznia na Polu Mokotowskim. Na słynnej już psiej łączce, położonej na tyłach pubu Marylin zgromadził się niewielki tłumek psów i ich przewodników. My na miejsce dotarliśmy nieco spóźnieni, prosto z placu treningowego. Muszę przyznać, że w drodze na psią łączkę towarzyszyły mi dość czarne myśli: na Facebooku swoją obecność zdeklarowało dokładnie 100 osób, toteż spodziewałam się, że na miejscu zbiórki zastanę co najmniej czworonożny czas apokalipsy. Wiatr i chłód zdołały jednak odstraszyć trochę chętnych, więc liczba przybyłych na zlot ludzi i psów była akurat w sam raz.
W spotkaniu wzięły udziały psy najróżniejszych ras i gabarytów. Pojawiło się sporo labradorów, jednak poza nimi można było zobaczyć także tollery, owczarki niemieckie, gończego berneńskiego, maleńkiego jamnika, a także przedstawicieli mnóstwa innych ras oraz liczne kundelki. Zjawiła się również niewielka reprezentacja seterów irlandzkich z Arislandu w osobach T., Coco Chanel i malutkiego Elmo.
Zabawa była przednia, o czym świadczyć może fakt, że T. nie była jedynym uczestnikiem spotkania, który wyglądem upodobnił się do potwora z bagien. Czworo- i dwunogi solidarnie brodziły w błocie – ci pierwsi, ganiając się i przepychając, ci drudzy zaś rozmawiając ze sobą oraz robiąc zdjęcia swoim ulubieńcom. Cieszy mnie, że chyba wszystkie obecne psy były nieźle zsocjalizowane i zabawy przebiegały bez licznych napięć.
T. zachowywała się wzorowo. Zwykle podczas tego rodzaju spędów biega w pewnym oddaleniu od grupy i zajmuje się sama sobą, tym razem trochę bawiła się z psami w ganianego. Była przy tym dość pewna siebie – po ratunek przybiegała tylko kiedy nie mogła sama pozbyć się nachalnego amanta. Na przywołanie reagowała dobrze, była też w stanie wysiedzieć chwilę w grupie psów, tłoczących się wokoło w nadziei na darmowe smaki, a także przećwiczyć zmiany pozycji. W tym ostatnim punkcie jednak nie udało się jej jakoś wybitnie popisać, ale wcale mnie to nie dziwi – widziałam, że po wcześniejszym spacerze i godzinnym treningu była już dość mocno zmęczona.
Po mniej więcej godzinie psia łączka zaczęła się powoli wyludniać – dwunogom zimno i wiatr dały naprawdę nieźle w kość, więc pewnie większość z nich myślami była już daleko, daleko od Pola Mokotowskiego, przy ciepłej herbacie. Mnie po kilku godzinach spędzonych na zewnątrz zamarzł mózg, przez co nie mogłam się ratować nawet marzeniami o gorących napojach. A że T. wyglądała, jakby również chciała niedługo znaleźć się w domu skierowaliśmy się w stronę przystanku tramwajowego. W drodze powrotnej ze spotkania warszawskich psiarzy również towarzyszyły mi czarne myśli – tym razem jednak zastanawiałam się, czy motorniczy wyrzuci z tramwaju dwójkę kloszardów z psem, czy jednak pozwoli nam dojechać do celu. Kapiące z psa błoto udało się ukryć pod polarowym wdziankiem, ale to, które czworonogi pozostawiły na naszych kurtkach i butach było widoczne jak na dłoni. Szczęśliwie, zdołaliśmy dotrzeć do domu. T. nie zdążyła nawet wciągnąć w nozdrza miłego zapachu ciepłego przedpokoju – tak szybko znalazła się w wannie.
PS. Tradycyjnie, więcej zdjęć znajdziecie na kwadratowym Facebooku!
Widzę, że u was ostatnio dużo wrażeń. T. musi być bardzo zadowolona, że ma takichg wspaniałych właścicieli! Nic tylko zazdrościć tak udanego spotaknie, szkoda tylko, że psiaki nie mogły pobawić się na śniegu.
Zapraszam na nowy post!
H&F
Rzeczywiście miłe spotkanie 🙂
Mam nadzieję, że na następne spotkanie uda mi się dotrzeć z nowym szczeniakiem ;D
Widać, że ciekawie i aktywnie spędziłyście ten dzień 🙂 Takie spotkania to, według mnie, super sprawa, bo i psiarze mogą ze sobą pogadać, i psy mogą się ze sobą pobawić 🙂 Szkoda, że w mojej okolicy nigdy czegoś takiego nie zorganizowano :d Dobrze, że psiaki nie były do siebie jakoś wrogo nastawione 🙂
Może po prostu sama spróbuj zorganizować taki spacer? To naprawdę nic trudnego, wystarczy użyć Facebooka – załóż wydarzenie i roześlij informację o nim wśród psiarzy z okolicy. 🙂
I to jest myśl, może o tym pomyślę, w czasach pt. mam psa ;]
Również marzę o takim właśnie spotkaniu psiarzy, ale jak na razie na nasze obecne nastawienie, a głównei to Sarze do psów musimy jeszcze trochę poczekać:(
saratheofficial.blogspot.com
No cóż, w Bydgoszczy 10 osób to cud- dzisiaj przykładowo przydreptały trzy psiaki z właścicielami, łącznie ze mną ;).