Nie raz, nie dwa, nie trzy pisałam już, że Tytania wykazuje znikome zainteresowanie zabawkami, które na otwartej przestrzeni znika niby senna ułuda. Do tego zupełnie obca jest jej koncepcja aportowania, wolność wszak służy jej zdaniem wyłącznie do szalonego biegania w tę i z powrotem, a nie ustrukturyzowanych sprintów do rzucanej przez człowieka zabawki. Jednak, jak przystało na pełnego sprzeczności i niełatwego w obsłudze pieska, kocha frisbee szaloną miłością, która jest w stanie wygrać nawet z jej wyjątkowo silnym instynktem łowieckim. To gorące uczucie, które jakimś niepojętym cudem zdołałam w niej wzbudzić we wrześniu 2014 roku, jest dla mnie nieprzerwanie źródłem jednocześnie ogromnej radości i bolesnej frustracji. Bo co tu zrobić z psem, który chce tak bardzo, że aż nie może?
Ogrom miłości do latających talerzyków jest tak wielki, że dotychczas praktycznie każde spotkanie Tytanii i frisbee kończyło się na bieganiu w koło z dyskiem w pysku, połączonym z dzikim tańcem ogona i entuzjastycznym szczekaniem. Jak przystało na psa o jasno określonych życiowych priorytetach, wypuszczenie frisbee (akurat będącego na pozycji centrum wszechświata) z pyska było dla Tytanii nie do pomyślenia, w związku z tym szybko opracowała techniki pogoni za ptakiem, a nawet oddawania moczu bez wypluwania dysku. Takie to pocieszne stworzenie. Nic, tylko boki zrywać, prawda?
Nieprawda.
Tak się nieszczęśliwie składa, że jak przystało na rasowego maratończyka Tytania potrafiła wspomniane zachowanie praktykować nawet przez godzinę. Z zegarkiem w ręku. Wierzcie mi, że pociesznie i zabawnie przestaje być już po kwadransie. Chyba, że akurat jest zimno. Wtedy wystarczy minuta.
Długo próbowałam z tym walczyć. Pytałam rozmaitych trenerów, stosowałam różne metody. Bezskutecznie. Nie podziałały cierpliwe próby nauki szarpania i nagradzania w ten sposób za przyniesienie dysku. Proponowanie wymiany jednego frisbee na drugie i kolejnego rzutu w nagrodę także nie spotkało się z zainteresowaniem ze strony psa. Nie pomogło uciekanie z dzikim piskiem, wrzaskiem okraszone machaniem całym zestawem latających talerzy. Najlepsze, ale naprawdę bardzo znikome, efekty przyniosło przeczekiwanie amoku i nagradzanie głosem oraz kolejnym rzutem momentu, gdy Tytania sama decydowała, że pora wreszcie wypuścić dysk, by udać się na relaksacyjne wąchanie trawki. Czekałam więc, marzłam i umierałam z frustracji, choć przecież obserwowałam przy tym swojego ukochanego psa w momentach absolutnej szczęśliwości. Ostatecznie, moja cierpliwości została nagrodzona tym, że w godzinie udawało mi się zmieścić mniej więcej 5 rzutów. Słownie: pięć. Wiecie, ile mieści się w standardowym, dwuminutowym freestyle’u? Dobrze ponad 20.
Z tego względu w końcu zdecydowałam się porzucić standardowe metody nauki aportu zabawowego i sięgnąć po broń ciężkiego kalibru. Mowa, rzecz jasna, o nieśmiertelnym pasztecie Profi. Smaruję nim dyski, by po wypuszczeniu tego, który akurat trzyma w pysku Tytania mogła wyjeść pasztet z kolejnego, tego który trzymam w ręku. Po raz kolejny okazuje, że Profi to najlepszy psi trener na tym ziemskim łez padole. Działa. Szału nie ma, ale i tak jest o niebo lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Tytania wszak prawie, prawie przynosi dysk i pluje nim pod nogi.
Oby tak dalej. Oby kiedyś prawie zmieniło się w pewność.
Przed Wami produkcja filmowa prezentująca te powoli następujące zmiany. Uprasza się o oglądanie w HD oraz łaskawe nie zwracanie uwagi na moje i P. koślawe rzuty. Jeżeli ktoś z Was jeszcze nie kliknął guziczka „Subscribe” przy moim kanale gorąco do tego zachęcam – mam nadzieję, że z czasem moje umiejętności filmowe będą ulegać poprawie, a produkcje kwadratowego studia będą… cóż, nieco mniej kanciaste.
Pasztet profi jest wszechmocny 🙂
Tytania wydaje mi się taka malutka – drobiazg na długich łapach. To naprawdę, czy tylko moje wrażenie?
Tytania jest szczupła (mimo że ostatnio nieco przybrała na wadze i włączył się jej apetyt, jednak nie aż tak, aby mówić o drobiazgu na długich łapach – zwłaszcza, że to linia amerykańska, czyli seter z tych większych. Myślę, że to wrażenie sprawia nie za bardzo odrośnięte futro na brzuchu po niedoszłej sterylizacji.
Jest super 🙂 To będzie najlepszy frisbowy seter na świecie 🙂
Na pewno najbardziej nakręcony, ale do najlepszego z pewnością wiele jej brakuje. Niemniej jednak, mam nadzieję, że jesteśmy na dobrej drodze do wypracowania w miarę sensownej sekwencji „łapię, przynoszę, pluję pod nogi”. Kiedy już będę to miała na 100% będę mogła zrezygnować z liny i zacząć uczyć obieganego startu do dysku bez strachu o własne życie. 😀
Jeżu kolczasty, no jakbym o swoim psie czytała. Z tą różnicą, że priorytetem po złąpaniu dysku jest jego rozszarpanie. W samotności. No i żaden pasztet nie jest aż tak atrakcyjny.
Tytania ma z dzieciństwa odruch, który chyba najbardziej przypomina zabawę w berka. Jak ma coś w pysku, to się lubi ganiać, tak żeby ją gonić – cała trudność chyba polega na tym, żeby ten nawyk przełamać. Na rozszarpanie z jej strony zasługują tylko torebki plastikowe/siatki/opakowania oraz papierki/ręczniczki papierowe, w ostateczności kartony po soku.
Nie wiem, czy nie wolałabym, żeby Tytania była zainteresowana rozszarpywaniem dysku w samotności – może wtedy udałoby mi się jakoś zainteresować ją szarpaniem się ze mną dyskami. Tymczasem, Tytania głównie biega w kółko, a jak już zdecyduje się zbliżyć do człowieka to na zasadzie „Haha, złap mnie, jeśli potrafisz!”. Wyraźnie zachęca do zabawy w berka, szkoda tylko, że absolutnie nie zamierza być tym kto goni, a nie jest goniony.
Uwierz, że byś nie wolała. Zaraza kładzie się z dyskiem prawie w zasięgu ale jednak na odległośc ‚nie oddam’. Przy czym ku mojemu zdziwieniu najlepsze do gryzienia wcale nie są dyski piankowe a te twarde.
Pewnie nie ma się licytować z tym kto ma gorzej, tylko trzeba zabrać się za rozwiązywanie problemu. 😉 Tytania też się czasem kładzie z dyskiem, chociaż go nie gryzie, bo ona generalnie niegryząca jest, tylko, żeby sobie radośnie poleżeć. Wtedy staram się ją przeczekać i natychmiast, kiedy zdecyduje się wypuścić dysk rzucić kolejny, ciesząc się przy tym jak psychopata.
„ptakiem, a nawet oddawania moczu bez wypluwania dysku. Takie to pocieszne stworzenie. Nic, tylko boki zrywać, prawda?
Nieprawda.”
Nieprawda! 🙂 Samo czytanie powoduje u mnie zacisk szczęki i toczę pianę jak o tym myślę 🙂 Droga do oduczenia Ru spieprzania z zabawką była długa, i udało nam się już wywalczyć. Ale faktycznie – jak wracała do mnie szybko, to dostawała sowitą zapłatę z parówek. Ale przy Ru stosuję również słowną reprymendę, bo ona czasem robi to na zasadzie JA MAM A TY NIE. Więc jak widzę, że myśli że będzie z nim spieprzała w ryjku, to ją szybko sprowadzam na ziemię 😀
BTW w kilku pierwszych ujęciach rzucasz dysk T., po czym ona chce z nim odhasać i masz taką minę, jakbyś mówiła „nożesz k*Wa” <3
Ach, jak Ty mnie rozumiesz! <3
Tytania też robi na zasadzie "Ja mam, a Ty nie", podbiega, ucieka, podbiega... Ewidentnie zachęca do zabawy w berka - tu zadzialał P., który tak się z nią bawił na spacerach i teraz ja muszę to odkręcać, niestety. Reprymenda słowna, niestety, u setera nic nie daje, bo to ten typ psa, który zachowa się na zasadzie "Ojej, foszysz się na mnie, to ja sobie idę biegać, ha!". Widzę w tym względzie ogromną różnicę między myśliwcem a pastuchem, który ofunknięty zbliża się do mnie i płaszczy się pod nogami na zasadzie "Ojej, mamo, przepraszam, kochasz mnie jeszcze?".
Przy krótkich rzutach ona tak ma, że najpierw z automatu odbiega, a dopiero po chwili podchodzi po pasztet. Przy długich, kiedy może wziąć rozbieg jest (jak widać) lepiej, ale z drugiej strony nie wiadomo czego nie można tu osiągnąć, bo bez obiegania start do dysku jest wolny i dość często pies zamiast złapać frisbee w powietrzu zbiera je z ziemi. 🙁
Gratulacje! super Wam idzie . Piano od razu po złapaniu rollera ma ogromną potrzebę się z nim przebiec w pysku (oczywiście zataczając kółka, bo jakżeby inaczej), ale pracujemy nad tym. Super pomysł z posmarowaniem dysku, muszę go zapamiętać i może kiedyś mi się przyda 🙂
Pozdrowienia.
Polecam też tuńczyka z puszki w sosie własnym – niestety, mocno można się popbrudzić używając go, ale jest pysznościowy.
Można wymieszać pasztet z tuńczykiem – nabiera wtedy konsystencji bardziej cywilizowanej, ale wciąż zachowuje ten zniewalający zapach.
Ależ jest ładnie zmotywowana 😀 Jęzor wywalony na bok i iskierki w oczach to oznaka intensywnej pracy móżdżku – jest dobrze!
A pasztecik wiadomka, rozwiązanie na wszystkie problemy 😉
Hihi, to prawda, Tytania i frisbee to wielka miłość, aż dziwne, że tak się jej to spodobało. 😛
Frisbee temat dla mnie dość trudny 😛 bo jak mam 3 psy tak to są trzy inne bajki. Mały kundel musi mieć dzień, aby zainteresować się frisbee, a od dawien dawna nie interesuje go nic, oprócz piłek. Suka bardzo szybko się zniechęca jak tylko frisbee padnie na ziemię i trzeba je podnieść, wtedy to ona sobie odchodzi.Później udaje, że tej zabawki w ogóle nie widzi. A Gandzia znowu za bardzo się nakręca i zaczyna orać pole, totalny trans, chaos, emocje górują itp. Na szczęście, u mnie prawie wszystkie zabawki są suuuper do zabawy, w szczególności piłki, także frisbee to tylko odskocznia od całej reszty i to tylko dla Gandzi i tylko jak jest sam. Ale (tfu, tfu!) stara się przynosić 😀
A uczenie aportu to temat rzeka, tyle sposobów co psów. Ja zabawkę wymieniałam na żarełko u Soni i chwilami tego żałuję. Choć jak widzę u Was na filmiku to wykorzystałabym tą linkę, aby pokazać psu, aby szybko przybiegać i wtedy sowicie nagradzać. Możliwość ucieczki jest samo nagradzaniem się przez psa. No, ale ja te metody mam przerobione na upartym owczarku, nie mam pojęcia jak myślą setery 🙂 Mój brał zabawkę i zwiewał i proszenie, gonienie, smakołyki, inne zabawki to tak wsio o kant d***. Dopiero po przerobieniu podstaw doszła wymiana piłek i zabawa 🙂
Ps. u mnie oddawanie moczu z zabawką w pysku to tak trochę standard 😀 zwłaszcza jak dwie hieny w około chodzą i się rozdziwiają.
Powodzenia i trzymam kciukasy za dalszą pracę 🙂
Faktycznie, masz całe spektrum frisbowych zachowań u swoich piesków. 😀
Linka jest wykorzystywana, kiedy widzę, że Tytania faktycznie odpływa psychicznie i trzeba jej przypomnieć, że tu jest człowiek – wtedy rzeczywiście przyciągam ją do siebie, ale ogólnie wolę, żeby uczyła się przyboegać z własnej, nieprzymuszonej woli. 😉
Ile to ja się namęczyłam, żeby Zula w ogóle spojrzała na frisbee!
Ale pewnego dnia biegnąc za frisbee je wyprzedziła, dostała nim w bok (co prawda nie za mocno, bo nie dość że to rozmiar dla szczeniaka, ale z cieniutkiej gumy 😛 ) i od tamtej pory marzenia o frisbującym psie muszę odłożyć na przybycie maliny 😉
Mniej kanciaste filmy? Nazwa bloga zobowiązuje – pies do KWADRATU – co by nie mówić, kwadrat kanciasty był, jest i będzie 😉
Wygląda na to, że niedługo psia blogosfera będzie stała malinami, hihi. 😀
Weź Ty się kobieto! Koślawe rzuty? Chyba w życiu nie widziałaś koślawych, serio! Ale jak chcesz to Ci kiedyś nagram i pokażę co to znaczy koślawo 😀
Staram się czasem ćwiczyć rzucanie bez psa, żeby kiedy rzucam psu nie zrobić mu krzywdy, ale prawda jest taka, że do sensownego poziomu frisbowania brakuje mi lat świetlnych – przydałby mi się ktoś, kto krytycznym okiem spojrzałby pod tym względem zarówno na mnie, jak i na moje psy.
Ja i tak zazdroszczę Wam takiego nakręcenia na dysk. U nas było nieźle i nagle oklapło…
Może za często bawicie się frisbee? W przypadku Tytanii frisbee jest towarem deficytowym, wyciąganym czasem dwa razy w tygodniu, a czasem raz w miesiącu, aby motywacja zawsze była na takim samym, bardzo wysokim poziomie.
No nie, jak czytam o magicznych właściwościach pasztetu Profi to szalenie żałuję, że moje oba piesy uczulone. Milka na rybę również. Wygląda na to, że to jest narzędzie do pracy z psem na poziomie ULTIMATE.
Psy z alergiami pokarmowymi to przekichana sprawa. 🙁
Zależy na co uczulenie. Jak na coś w stylu konserwanty to można robić swój pasztet. Na warsztatach z tropienia był jeden pies właśnie na domowym pasztecie IIRC.
A czemuż to Tytania biega na lince? Ze względów bezpieczeństwa, nie jest 100% odwoływalna?
Wydaje mi się, że jest to coś jasno napisane w tekście. 😉