W Polsce wciąż wiele osób uważa podróżowanie z psem za fanaberię. Widok czworonożnego pasażera wchodzącego do tramwaju, autobusu lub pociągu pewnie długo jeszcze będzie budził zdziwienie, a czasem sprzeciw. Ten ostatni w przypadku zwierząt do towarzystwa nie powoduje szczególnych problemów – zawsze przecież można poczekać i spróbować załapać kolejny autobus, a następnym razem by nie narażać się na brak życzliwości zostawić pupila w domu. Kłopoty zaczynają się dopiero wtedy, gdy pies nie może zrezygnować z podróży. Na przykład dlatego, że jest w drodze do pracy.
Spośród wszystkich dostępnych środków transportu publicznego właściciele psów najbardziej ukochali pociągi. Podróż koleją jest wygodna dla psa, a do tego człowieka naraża na relatywnie mało stresu – regulamin PKP jasno określa zasady podróżowania w towarzystwie czworonoga, a do tego zewsząd dochodzą głosy o wyjątkowo sympatycznym stosunku konduktorów do futrzastych pasażerów. Niestety, nie wszędzie da się dojechać koleją. Bywa, że ze względu na brak trakcji lub remonty właściciel psa zmuszony jest szukać alternatywnego środka transportu. Teoretycznie, z pomocą powinny przyjść mu międzymiastowe autobusy PKS oraz prywatnych przewoźników. Praktyka pokazuje jednak, że teoria i rzeczywistość mocno się w tym punkcie rozmijają, o czym przekonała się Nina Kowalska, która próbowała wraz z psim terapeutą golden retrieverem Cosmo dojechać z Warszawy do Ostrołęki autobusem dalekobieżnym firmy PlusBus.
W regulaminie przewoźnika czytamy:
1. Podróżni mogą przewozić bezpłatnie małe zwierzęta domowe, o ile mają aktualne zaświadczenie o wykonaniu szczepień weterynaryjnych, nie są one uciążliwe dla innych pasażerów i są zabezpieczone przed ucieczką lub wyrządzeniem szkody. Dodatkowo zwierzęta muszą być przewożone w transporterze lub torbie dla zwierząt.
2. Pies asystujący osobie niepełnosprawnej powinien posiadać uprząż oraz certyfikat potwierdzający status psa asystującego i zaświadczenie o wykonaniu szczepień weterynaryjnych. Za przewóz psa nie ponosi się opłaty.
To oznacza, że pies terapeuta w drodze do pracy nie może skorzystać z usług firmy. Na tym sprawa mogłaby się zakończyć, gdyby nie to, że Nina zdecydowała zwrócić się bezpośrednio do rzecznika firmy i u niego zasięgnąć informacji na temat przewozu zwierząt.
Wielu prywatnych przewoźników obsługujących autobusy dalekobieżne w ogóle nie zezwala na przewożenie psów na pokładzie swoich pojazdów. Wprawdzie tego rodzaju praktyki nie raz nieco komplikowały mi życie, jednak uważam, że umieszczenie odpowiedniego zapisu w regulaminie przewoźnika to jasne, uczciwe postawienie sprawy. Firma nie chce czworonożnych pasażerów? W porządku, ma do tego prawo. Ważne, aby potencjalni zainteresowani przewozem zwierząt byli o tym informowani odpowiednio wcześnie, a nie dowiadywali się o fakcie dopiero wtedy, gdy kierowca nie zezwoli na wejście do pojazdu. Jak miło to miejsce w przypadku Niny i Cosmo.
Planując prowadzenie dogoterapii dla przedszkolaków w Ostrołęce, Nina spodziewała się kłopotów z dojazdem na miejsce, dlatego za pośrednictwem Facebooka skontaktowała się z przedstawicielem firmy PlusBus, aby dowiedzieć się u źródła, czy ona i Cosmo będą mogli dojechać do pracy. Wyjaśniała, że Cosmo jest dużym psem, podała też jego rasę. Nie kryła, że nie jest to pies asystujący, ale terapeuta, pracujący z dziećmi. Na odpowiedź przedstawiciela firmy przyszło jej trochę poczekać, wtedy jednak wydawało się, że było warto. Pracownik przewoźnika zapewnił, że sprawa czworonożnego terapeuty nie tylko jest załatwiona, ale przeszła przez ręce prezesa, “miłego i uśmiechniętego człowieka”, więc teraz Nina nie musi już niepokoić się o dojazdy. W tej sytuacji Nina kupiła bilety dla siebie i psa na dwa miesiące do przodu, po czym na wszelki wypadek poinformowała przedstawiciela firmy o datach i godzinach zaplanowanych podróży.
Z pewnością nietrudno wyobrazić sobie, że była – łagodnie rzecz ujmując – bardzo zdziwiona, gdy w poniedziałek o 5 rano autobus odjechał bez niej. Kierowca pojazdu w rozmowie telefonicznej z centrum dowodzenia otrzymał zakaz wpuszczenia na pokład dużego psa. Nie pomogło pokazanie zapisu rozmowy z przedstawicielem firmy na smartfonie, ani próba wytłumaczenia, że prezes PlusBusa wyraził zgodę na obecność Cosmo w autokarze.
Ostatecznie, po desperackiej rozmowie telefonicznej, autobus zawrócił, a Ninie udało się jej w końcu dotrzeć na miejsce, a nawet wrócić do Warszawy. Po drodze firma zażądała jednak przedstawienia certyfikatu poświadczającego, że Cosmo jest psem asystującym, mimo że od początku w rozmowach z PlusBusem Nina podkreślała, że to terapeuta, nie asystent. Ostatecznie, Nina i Cosmo zostali bez możliwości dojazdu do pracy, za to z plikiem niepotrzebnych biletów. Rzecz jasna, bilety trzeba było zwrócić, a PlusBus zamiast przeprosić za kłopot, chciał zarobić, naliczając tzw. opłatę rezerwacyjną. Po złożeniu reklamacji Ninie udało się wprawdzie wywalczyć zwrot całej kwoty, jednak niesmak pozostał.
Obecność zwierząt w przestrzeni publicznej powoli staje się coraz bardziej powszechna – również dlatego, że przedsiębiorcy zaczęli dostrzegać stojących za czworonogami właścicieli, którzy chętnie sięgają do portfeli, kiedy dobrze traktuje się ich ukochanych pupili. Etykieta miejsca przyjaznego dla psów z wyrazu sympatii dla tych uroczych zwierząt staje się chętnie wykorzystywanym chwytem marketingowym. Sęk w tym, że aby chwyt ów rzeczywiście działał za deklaracją muszą w razie potrzeby iść czyny. Stąd krótki apel: przedsiębiorco, jeżeli nie chcesz świadczyć usług ludziom z psami – powiedz o tym głośno. Rozumiemy, że nie każdy jest miłośnikiem zwierząt. I lubimy, kiedy się nas nie okłamuje.
photo credit: Nina Kowalska
Cała sprawa pozostawia niewypowiedziany NIESMAK :/ Nawet gdybym jechała bez psa – z tych linii zdecydowanie już bym nie skorzystała :/
Ja też już się raczej PlusBusem nie przejadę.
Prawda. Bo tu nawet nie tyle o psa chodzi, co po prostu o wprowadzenie klienta w błąd (żeby nie powiedzieć: kłamstwo), które zdaniem firmy jest ok, bo klient chciał jechać z psem.
Okropność !
Co dziwne jak ja jeżdżę, nie ma żadnych zastrzeżeń czy to pociąg, bus, czy autobus (choć co do ostatniego to mój pies ma zastrzeżenia ;), co więcej spotykam się z serdecznością wśród współpasażerów lub obojętnością – nigdy wrogością. Co więcej w pociągu nawet zdarza się komuś do nas dosiąść (co w ogóle jest kosmosem patrząc na różne informacje). Nawet zdarzyło nam się jechać na pokładzie busa, kiedy w regulaminie widniała niemożliwość przewozu psa – jak się później dowiedziałam wszystko zależy od kierowcy.
Bardzo, ale to bardzo nie lubię sytuacji „wszystko zależy od kierowcy” – po prostu nie sposób wtedy coś zaplanować, bo owszem, za kierownicą może się trafić ktoś miły, ale też jest ryzyko, że zostaniemy bez transportu na początkowym przystanku naszej podróży. W związku z tym cenię sobie jasne regulaminy, ściśle określające co wolno, a co nie, bo taki regulamin to nie tylko zbiór obowiązków właściciela psa, ale też jego tarcza, którą w razie czego może się zasłonić (jeżeli tylko przestrzega przepisów).
Niestety, ciągle jesteśmy jak to się mówi „sto lat za murzynami”…
W tym roku byliśmy na wakacjach na Kaszubach i tam też zdarzało nam się widzieć pogardliwe spojrzenia kierowców. Ale byli też tacy, którzy witali psa szerokim uśmiechem, a nawet nie wymagali opłaty (co dziwne, bo w sumie był to ten sam przewoźnik).
Najlepiej wspominam jednak zeszłoroczny pobyt w Czechach, kiedy to w autobusach, a nawet restauracjach dziwnie na nas patrzyli, kiedy pytaliśmy czy MOŻNA WEJŚĆ Z PSEM. Tam, jeśli nie wisi na widoku tabliczka z zakazem, jasne jest, że pies jest mile widziany.
O ile rozumiem, że ktoś sobie psa nie życzy, bo ma do tego prawo, o tyle moim zdaniem wszystkie psy asystujące/terapeutyczny powinny mieć prawnie uregulowaną możliwość wejścia do środków komunikacji publicznej. Swoją drogą – ciekawe czy psa na służbie (policja, wojsko) też nie wpuściliby do busa, czy poczuliby respekt przed mundurem?
Oj tak, Czechy są wybitnie przyjazne psom, ale też mam wrażenie, że większość czeskich psów jest wychowana znacznie lepiej niż psy polskie. 😉
Ciekawy problem; teoretycznie pies służbowy, wojskowy czy policyjny, również nie ma żadnych prawnych przywilejów, takich jakimi cieszą się psy asystujące.
mi raz kierowca polecił wsadzenie psa do luku bagażowego 😀
niestety ale komunikacja u nas to udręka, nieważne czy ma się psa czy nie, a komunikacja prywatna to najczęściej już zupełny dramat i zacofanie. Ja z psami jeżdżę MPK, ale zdarza mi się regularnie słyszeć od kierowcy, pasażerów czy kontrolerów, że nie powinno tu być „tych kundli” i że „takie duże na pewno są agresywne” no i „to po co pani kagańce skoro nie gryzą??”. Szkoda gadać.. 🙁
Słyszałam, że ktoś kiedyś rzeczywiście przewoził w autobusie psa w luku bagażowym – nie wyobrażam sobie, jak musiało się czuć to biedne zwierzę. 🙁
A co do MPK, to o ile pasażerowie mogą sobie wygadywać dowolne bzdury, o tyle kontrolerom bym na to nie pozwalała, zwłaszcza, jeżeli nie masz sobie nic do zarzucenia pod względem przestrzegania obowiązujących przepisów – kontroler jest w pracy i jego obowiązkiem jest uprzejme traktowanie pasażerów. Kolejny raz wychodzi na to, że na młodą kobietę z psem można wyklinać do woli. :/
Czasami mam wrażenie, że mieszkamy w innych miastach. Jak jest u nas Ptyś – większy, sprawiający konkretniejsze wrażenie – jeździmy MPK i nic się nie dzieje. Nikt nic nie mówi. Ma kaganiec na pysku, ma bilet – jedzie bez przeszkód.
Widziałam już berneńczyki, nowofundlandy i labki w MPK – tak samo nie słyszałam, żeby ktokolwiek robił jakiekolwiek uwagi na ich temat.
Może to kwestia tego, że Ptyś wygląda jak gwiazda filmowa? 😉
A tak poważnie, mam wrażenie, że Aga po prostu źle trafiła, czy też miała pecha – ktoś miał zły humor i stwierdził, że to właśnie na niej może się wyładować. Zdecydowanie jednak uważam i widzę, że kobieta z psem ma gorzej i w takich trudnych sytuacjach właśnie w jej stronę kierują się ewentualne ataki. Wszystkie (!) dziwne spacerowe akcje, ataki, chamskie odzywki, etc., jakie mnie spotkały zdarzyły się wtedy, gdy byłam na spacerze z psem bez P. Bo nagle, jak idzie z Tobą facet, to ludzie nie są tacy chętni do rzucania wyzwisk – dodam, że P. do jakichś szczególnie dużych, napakowanych, czy groźnie wyglądających osób nie należy. Ot, polski codzienny seksizm.
Jeżdżenie autobusem jak i pociągiem mamy już za sobą, zdażyła sie nawet raz sytuacja, że konduktor był tak miły i powiedział, że mogę nie kupić biletu dla psa. Mimo wszystko boję się jeździć z psem busem, jak na razie nie byłam zmuszona tego robić, więc nie mam zamiaru decydować się na stres dla siebie i psa.
To jak zachowała się firma wobec Niny i Cosmo jest jednym wielkim absurdem. Niestety jak widać nie da się w tej sprawie zrobić niczego więcej…
H&F
Autobusy z psem to jest ogólnie ciężki temat, bo – nie czarujmy się – dużego psa trochę nie ma gdzie wcisnąć w standardowym autobusie. Ja na pewno nie odważyłabym się na taką podróż z Tytanią; prędzej z Gambitem, który kiedy trzeba potrafi być bardzo spokojny i kompaktowy.
U nas również widnieje problem z przewozem psów. Nie tyle ludzie krzywo patrzą na psiego pasażera co kierowcy pojazdu. Czasami mam ochotę wybrać się do większej miejscowości (25 min drogi autokarem) chociażby do większego zoologa aby kupić coś potrzebnego. Czasami nie chcę kupować czegoś ,,na oko”, wolę zabrać psa, żeby sprawdzić czy coś pasuje i odpowiada mojemu czworonożnemu przyjacielowi niż brać coś w ciemno. Niestety za każdym razem Pan kierowca nie pozwala nam na przewóz psa, bo to sierść mu przeszkadza, ślina, brudne łapy, psi zapach i inne pierdoły. Nawet jakbym ubrała psa w kaftan to Szanowny Pan psa by nie wpuścił bo ewidentnie tylko jemu on przeszkadza. Podobnie trzyma się nas podróżowanie w czasie wakacji nad morze. Również nie możemy polegać na autokarze, gdyż jak powyżej, kierowca nie widzi w swoim autobusie psa. To nic, że bilet dla zwierzaka można spokojnie nabyć na stacji, oczywiście nabywając bilet zawsze pytam, czy ten pies (pokazuję, opisuję etc) może mi towarzyszyć. Odpowiedź brzmi ,,TAK, nie widzę problemu”, natomiast niejaki problem pojawia się w oczach kierowcy, który robi duży problem z małej rzeczy. Na całe szczęście niebawem będę w posiadaniu prawa jazdy i wszelkie problemy z międzymiastowym podróżowaniem nie będą nam problemem 🙂
Marzę o tym, że w końcu doczekać się prawa jazdy i samochodu – jednak przy psie to bardzo ułatwia życie, nawet, kiedy mieszka się w centrum dużego miasta i zawsze wszędzie można dojechać komunikacją miejską.
Fakt, samochód bardzo ułatwia życie w tym względzie. U nas w domu prawo jazdy na mój mąż, więc sama nie jeżdżę nigdzie z Gromitem. Nie wyobrażam sobie podróżować autobusem ze „słodkim buldożkiem”, do którego wszyscy by cmokali i wyciągali ręce. Chyba szlag by mnie trafił. Z moim pierwszym psem za to jeździłam komunikacją miejską bez większych przeszkód – inni pasażerowie raczej się beaglem nie interesowali. Tylko raz spotkała mnie nieprzyjemna sytuacja – jechałam na jakiś egzamin, a że odbywał się w weekend w okolicy atrakcyjnej dla psów, rodzice postanowili wybrać się ze mną i wziąć Aresa. Z autobusu zostaliśmy przez kierowcę wyproszeni, mimo że spełnialiśmy wszystkie warunki obowiązujące wówczas w Warszawie. Na szczęście, po chwili przyjechał kolejny autobus, a ja miałam duży zapas czasu do rozpoczęcia egzaminu. Ale stres spory…
Witam. Wyobraź sobie sytuację, gdy próbujesz wsiąść do PKS – u z yorkiem, a Pan kierowca stwierdza, że bez kagańca, to on psa nie będzie wozić. Trasa była szczególnie długa, bo to Łódź – Piotrków Tryb. Radość moja była ogromna, dobrze, że biletu wcześniej nie kupowałam. Zabrał mnie prywatny bus, który jechał za parę minut w tym samym kierunku.
PS. Prawo jazdy zrobiłam trzy miesiące temu i nie mam już problemu z jazdą z psem komunikacją publiczną.