Wprawdzie kochać powinno się nie za coś, ale przede wszystkim pomimo czegoś, niemniej jednak są w moich psach takie cechy, które niezmiennie sprawiają, że lodowe serce zaczyna topnieć, a kolana nieuchronnie miękną. To zarówno cechy rasowe, jak i wypracowane w pocie czoła zachowania, będące tym, co sprawia, że dobrze czuję się z moimi futrami, że przyjemnie jest nam razem żyć. Oto 5 rzeczy, za które kocham moje psy.
1. Są niemożliwie urocze
Wydawać mogłoby się, że urok to sprawa zupełnie nieistotna, do tego niesamowicie prozaiczna. Ktoś mógłby powiedzieć, że wręcz nie godzi się przyznawać do zwracania uwagi na takie rzeczy. A jednak! To właśnie urok, na który składają się zarówno wygląd, jak i zachowanie, sprawia, że usta same układają się w uśmiech ilekroć patrzę na swoje czerwone stado. Moje psy są absurdalnie, niemożliwie urocze, a to najlepsze lekarstwo na chandrę i ponury, szary dzień. Wierzcie mi, nie sposób nie uśmiechnąć się, kiedy Tytania przychodzi położyć głowę na kolanach i patrzeć na człowieka tak, jak potrafi to robić wyłącznie seter. Nie da się smucić, kiedy Gambit nie rozumie, jak to się dzieje, że jedzonko wrzucane do nerki nie spada na podłogę i zdziwiony kolejny raz szuka zagubionych chrupek. Kontakt z tak cudownymi zwierzętami to najlepsza terapia, niezawodny sposób na poprawę nastroju.
2. Lubią świat
Domyślam się, że czytając ten nagłówek jesteście przekonani, że sama sobie zaprzeczam, bo często narzekam na nadmierną miłość do ludzi charakteryzującą Tytanię. Tak, jej zachowanie w tym względzie bywa męczące. Tak, walka z praktycznie natychmiastowym wbijaniem w emocjonalny kosmos w odpowiedzi na najmniejszy nawet objaw zainteresowania ze strony obcego człowieka to syzyfowa praca, która najprawdopodobniej będzie towarzyszyć mi do końca życia. Tak, chciałabym, aby ruda trochę spuściła z tonu, zeszła na ziemię i zaczęła w kontaktach z obcymi nieco bardziej przypominać młodszego brata. Wszystko to prawda. Niemniej jednak jestem moim psom wdzięczna za to, że są tak pozytywnie nastawione do świata. Dzięki temu mam 99% pewności, że nikomu w kontaktach z nimi nie stanie się krzywda, to zaś daje uczucie niesamowitego komfortu w codziennej egzystencji. Chyba nawet nie potrafię do końca wyobrazić sobie tego, jak trudne jest życie z agresywnym psem. Jak wiele wymaga od przewodnika ostrożności i uwagi. Jak zmusza do nieustannego myślenia o każdym ruchu i kroku. Cieszę się, że moje psy nie wystawiają mnie na taką próbę.
3. Nie boją się
Komunikacja miejska, samochody, zatłoczone miejsca w centrum miast, burza, fajerwerki. Dla niektórych psów koniec świata, apokalipsa i powód bardzo ciężkiego, jeśli nie niemożliwego do opanowania lęku. Tymczasem wszystkie te straszne zjawiska nie robią na moich psach większego wrażenia. Są zaciekawione nowym, zainteresowane zmianą otoczenia i nieznanymi zapachami, ale podchodzą do nich z entuzjazmem, bez niepokoju. To sprawia, że wypad na miasto w psim towarzystwie niezmiennie jest przyjemnością. Nie łudzę się i nie przypisuję sobie wielkich zasług w tej kwestii. Prawda jest bowiem taka, że za świetną socjalizację moich czworonogów w tym względzie w największej mierze odpowiada… Brak samochodu. Serio, serio. Jeżeli więc wkrótce pojawi się w Waszym domu szczeniak i marzy się Wam, aby wyrósł na pewnego siebie, odważnego psa poproście “życzliwego sąsiada”, aby przebił w Waszym aucie opony. Satysfakcja gwarantowana!
4. Starają się dla mnie
Owszem, zarówno Tytanii, jak i Gambitowi zdarzają się gorsze dni. Prawda jest jednak taka, że każde z nich bardzo, bardzo stara się ze mną współpracować na miarę swoich, mniejszych lub większych, możliwości. Doceniam to ogromnie, szczególnie, że zdaję sobie sprawę z tego, iż stawiam im dość wysokie wymagania. Dotyczy to zwłaszcza Tytanii, która mogłaby żyć wyłącznie bieganiem i miłością do świata, a mimo to kiedy ją poproszę jest w stanie radośnie ze mną pracować nawet w dość trudnych warunkach. A przecież doskonale wiem, że smak najbardziej wyrafinowanej parówki nie może równać się ze szczęściem, jakie daje nieskrępowany, swobodny ruch.
5. Wyciągają mnie z domu
Dawno, dawno temu… Nie, nie. To wcale nie było tak dawno! Nie dalej, jak kilka lat wcześniej mogłam siedzieć w domu całymi dniami, pracowicie pielęgnując arystokratyczną bladość skóry, dzięki szczelnie zaciągniętym roletom. To psy sprawiły na nowo odkryłam radość z przebywania na świeżym powietrzu i spacerów podczas których można oddychać pełną piersią, z włóczenia się po lasach, a nawet zwykłego szwędania pomiędzy blokami i eksplorowania najbliższej okolicy.
A Wy, za co kochacie Wasze psy?
Właśnie uświadomiłam sobie, dzięki nagłówkowi „nie boją się”, że brak agresji u psa to rzeczywiście duży plus i znacznie ułatwia życie, bo nie mam wyrawanej ręki przy każdym mijaniu sąsiadki z yorkiem i zawsze czuję dziwne emocje kiedy jakiś pies rzuca się na mojego a on czasem ma to głęboko. A Hermes ma około 3,5roku i od 3 miesięcy jest z nami, adoptowany ze schroniska. Jeździ koleją, autobusem, przebywa w tłumie – po 2,5 roku w schronisku bardzo szybko odnalazł się. I dziękuje za ten post bo dopiero teraz chyba uświadomiłam sobie, że to nie jest ” normalne” i mam szczęście ogromne,że trafiłam na takiego psa.
Pozdrawiamy i głaszczemy sierściuchy 🙂
To prawda, takie zwykłe rzeczy są ogromnie, ogromnie ważne w życiu z psem. Chciałam o tym napisać, bo mam wrażenie, że w dobie miliona filmików na YT z wyrafinowanymi sztuczkami łatwo zapomnieć o tym, co rzeczywiście składa się na dobre życie z czterołapem. To wspaniale, że Hermes tak dobrze odnalazł się w Waszej rodzinie. Milion głasków dla niego! 🙂
Większość z tych rzeczy pasuje i do mojej Fiolki, ale niestety jest kosmicznie strachliwa. Autobusy ją paraliżują, próbowałam dłuższy czas jeździć ze smakami, ale niestety nie spełniły swojej roli. Fajerwerki = ucieczka, całe szczęście ma tyle zaufania do mnie, że biegnie do mnie, a nie przed siebie. Na dodatek boi się obcych, nie jest agresywna w stosunku do nich, ale trzyma się minimum 1m od obcego, nawet jak ją zachęcam i próbuję przełamać strach. Ale na pewno ogrom miłości do mnie, bycie uroczym i wyciąganie z domu jest 🙂 powiedziałabym nawet, że mój pies jako mój przyjaciel wyciągnął mnie z depresji i tepego patrzenia w ścianę. Pozdrawiam 😉
Bardzo współczuję strachliwości Fiolki – zdaję sobie sprawę, że to może być ogromny problem, szczególnie jeżeli mieszka się w centrum większego miasta. Mam nadzieję, że mimo to dobrze się Wam ze sobą żyje. I strasznie miło czytać, że Fiolka okazała się prawdziwą psią terapeutką. 🙂
1. Zwraca na mnie uwagę.
Wcześniej był kompletnym indywidualistą, motywacji zero, ciągłe szukanie okazji do ucieczki. Obecnie chętnie przyjmuje jedzenie, ładnie się szarpie i po prostu cieszy się moją radością.
2. Ufa mi.
W sytuacjach trudnych, pełnych emocji zwraca się do mnie. Liczy się z moimi wskazówkami, oczekuje wsparcia. Wierzy, że mu pomogę, że w nowe miejsca ze mną u boku nie są takie straszne.
3. Jest pocieszny.
To pies, który się uśmiecha, wydaje całą gamę dziwnych dźwięków i kradnie papier toaletowy żeby spać z nim w legowisku. I jak tu się nie uśmiechnąć? 🙂
4. Dostosowuje się do przebiegu dnia.
Cały dzień gnijemy na kanapie? Ok. Idziemy na długi spacer do lasu? Super! Trening agility? Jeszcze lepiej! Oczywiście zdarzają się gorsze dni, takie, gdy wracają jego lęki. Ale przez większość czasu spędzanie z nim czasu to czysta przyjemność.
5. Nie tarza się w kupie.
Myślę, że właściciele psów lubujących w „perfumach” właśnie wzdycha z zazdrością 😀
O, o, moje też się nie tarzają w kupie i totalnie je za to kocham!
Mniej wiecej za to samo kocham moja mircie. I za to, ze przy niej nabaralam niezwyklej fizycznej sprawnosci. Takie „chodzenie z psem” swoje robi!
Oj tak, zawsze to trochę mniej tragiczna kondycja niż tylko przy siedzeniu na kanapie. 😉
Świetny post, ale nie mogę… cały czas mam przed oczami pana z filmiku z metra który potknął się o własne nogi a potem obejrzał się za siebie no bo jak to mogło się stać?
I w sumie nie wiem jak to zrobił bo dwa razy się podciął. Hahahahahha (0:19 i 0:23)
Po prostu Tytania jest AŻ TAK zjawiskowa. 😉
Cholewka, obejrzałam filmik z Tytanią i… ooo, ile ja bym dała, żeby moje psie książątko pracowało chociaż w połowie tak fajnie! 😉
Jak tak zrobiłam analizę, to okazało się, że na dobrą sprawę nie mam pojęcia, za co właściwie tak kocham mojego psa, bo w większości przypadków książątko jest całkowitym przeciwieństwem tego, co można by uznać za ‚kochanego psa’. Ale z drugiej strony, wiedziałam na co się piszę, więc nie mogę powiedzieć, żebym była zawiedziona 😉
Świetny post, swoją drogą. Warto czasem się zastanowić dla odmiany nad pozytywami futrzaka, a nie nad kwestiami ‚do poprawki’
Tytania to jest dość trudny egzemplarz, jeżeli chodzi o współpracę, więc uwierz przy zmianie nastawienia, sporej dozie samozaparcia i cierpliwości wszystko jest do wypracowania. 🙂
Cały czas próbujemy, aczkolwiek nie jest łatwo – nawet nasza trenerka załamuje chwilami ręce 😉 Rhaegar to wybitne książątko – smaczki? Ble. Zabawka? – nigdy w życiu. Może zrobisz to dla kochanej pańci? – ani mi się śni! Poszukiwania motywacji nadal trwają, kombinujemy ze wszystkim i z każdej możliwej strony, tyle, że przy jego niezależności, trudnościach z koncentracją i niewielkiej chęci do współpracy z człowiekiem nie jest łatwo. Co nie oznacza, że zamierzam się poddać 😉
Hahaha nigdy się tak nie cieszyłam, że nie mam auta! Teraz brakuje mi tylko szczeniaka 😉
Mój ma inne cechy niż Twoje, inne wady, a jednak kocham go co najmniej tak samo mocno jak Ty swoje! I to jest wspaniałe.
Wszystko w swoim czasie! Tylko, żeby przypadkiem się auto przed szczeniakiem nie pojawiło. 😛
Każdy nasz pies ma jakieś unikalne cechy za jakie go uwielbiamy. ^^ Swoją psicę uwielbiam za to że jest pocieszna, za łatwość obsługi, bezproblemowość w podróżowaniu, cierpliwość, spokój i inne. Ale żeby nie było, ma też cechy, które doprowadzają do białej gorączki. 😉
Wiadomo, każdy pies ma takie cechy, które potrafią doprowadzić do szału. 😉
Mina Tytanii na zdjęciu u góry – bezcenna! ! ! Widzę je kolejny raz i chwyta mnie za serce zawsze tak samo bardzo! Życie z seterem to fantastyczna przygoda! Kocham mojego Henia za to!
W końcu królewna – robi arystokratyczne miny. 😉 Henio na pewno też to potrafi. 😀
Grunt to, to, żeby z psem/psami żyło się normalnie. A pisząc normalnie, mam na myśli każde aspekty, od przebywania w jednym pokoju, po życie sportowe. Z wszystkich punktów, szczególnie podkreślę „nie boją się”. Kiedy przez parę miesięcy (jako dom tymczasowy) miałam przyjemność wychowywać i szkolić szczeniaka, który jak się okazało bał się własnego cienia, zaczęłam „szanować” to, że moja suka nie boi się praktycznie niczego. Spacery to były udręka, ciągle podkulony ogon, wycofywanie się, nie mówiąc, że nawet trzymanie smyczy stawało się trudnością, bo za każdym razem kiedy szczyl się bał, plątał smycz. A kiedy po raz pierwszy musiałam ominąć z nim roboty drogowe, to była dopiero udręka i trochę to trwało. Na szczęście, ze względu na to, że pies był szczeniorem, szybko pozbyliśmy się niepożądanych zachowań i z łatwością trafił do świetnego domu :))