5 najdziwniejszych sytuacji spacerowych

Zaletą posiadania psa, a jednocześnie największą wadą tej sytuacji, jest konieczność codziennego wychodzenia na spacery. Poprawa kondycji, zwiedzanie okolicy, kontakt z naturą – wszystkie te rzeczy dzieją się kiedy dziarsko maszerujemy przed siebie z naszym najlepszym przyjacielem idącym obok na smyczy. Wspólne wyjście z domu często oznacza jednak nie tylko relaks – jest też okazją do spotykania innych ludzi. Czasem naprawdę bardzo dziwnych. Dziś przed Wami 5 najdziwniejszych sytuacji spacerowych jakie spotkały mnie w dotychczasowym życiu z Gambitem. Będzie i śmieszno, i straszno.

jęzorek

1. Trudne pytania w Krakowie

Kraków od psiej strony wciąż skrywa przede mną wiele tajemnic. Kiedy jeszcze mieszkałam na stałe w najpiękniejszym mieście Polski nie miałam psa, więc nigdy nie zwracałam uwagi na takie rzeczy, jak liczba czy lokalizacja ciekawych terenów spacerowych. Teraz już mam swoje ulubione miejsca, jednak przy każdej wizycie odkrywam coś nowego. Jakiś czas temu odkryłam na przykład zupełnie nowy poziom zainteresowania.

Czekaliśmy na tramwaj w drodze powrotnej ze spaceru, gdy nagle podeszła do nas jakaś kobieta. Stanęła nad Gambitem, pochyliła się nisko i zaczęła obchodzić go dookoła, oglądając z każdej strony. Nie bardzo miałam miejsce, w które mogłabym się wycofać, a jednocześnie dziwne zainteresowanie ze strony nieznajomej przejawiało się wyłącznie oglądaniem (nie próbowała dotykać psa, cmokać lub mówić do niego), więc z fascynacją obserwowałam cały spektakl. Gambit cały czas stał nieruchomo, z łapami wrośniętymi w chodnik, napięty zupełnie jak na wystawie. Kiedy kobieta w końcu zdecydowała się do mnie odezwać, spodziewałam się usłyszeć, że jakiś dziwny ten border collie, że za chudy, że brzydki, że na pewno agresywny i powinien być w kagańcu… Tymczasem zadała jedno, bardzo konkretne pytanie: “Proszę powiedzieć, gdzie się kupuje takie szelki?”.

2. Tak nie wolno!

W moim ulubionym parku mam takie sympatyczne miejsce, idealne do treningów – kawałek trawy nieco odgrodzony od alejek, placów zabaw i innych oferowanych przez to miejsce atrakcji. W sam raz, aby poćwiczyć w odrobinę wymagającym, ale jednak nie nadmiernie trudnym środowisku. Niestety, podobnie, jak w każdym miejscu publicznym, tak i tam problemem bywają podbiegające psy, kompletnie poza kontrolą właścicieli. Zawsze w takiej sytuacji skupiam Gambita na sobie i spokojnie skarmiam najlepszym jedzeniem, jakie akurat mam przy sobie, czekając aż intruz w końcu sobie pójdzie. Tak samo zrobiłam, gdy pewnego razu podczas ćwiczeń zaczął zaczepiać nas pies rasy beagle. Gdy odszedł, zorientowałam się, że nie ma jednego z szarpaków Ke-hu, który leżał odłożony na trawie. Przypięłam więc Gambita, żeby mieć pewność, że spokojnie na mnie poczeka i ruszyłam na poszukiwanie zabawki, bo w końcu nie kosztowała 20 zł. Po chwili udało mi się odzyskać szarpak – schowałam go do spacerowej nerki i odeszłam w stronę swojego psa, za mną zaś ruszył wspomniany beagle, który najwyraźniej zdążył bardzo przywiązać się do zabawki. Nie minęło kilka sekund, a do procesji dołączyła kobieta pchająca dziecięcy wózek. Jej berbeciowi najwyraźniej nie przeszkadzało, że mama z zapałem wydziera się tak, żeby słyszał ją każdy w parku. Spomiędzy dość licznie sypiących się w powietrze pań lekkich obyczajów udało mi się wyłowić, że beagle nie słucha jej z mojej winy, a rzucanie psom zabawek w parku jest niedozwolone.

3. Sneak attack!

Zawsze, kiedy jestem z psem wśród innych ludzi staram się znaleźć kompromis pomiędzy komfortem zwierzęcia, a wygodą pozostałych użytkowników przestrzeni publicznej. Zwykle oznacza to, że schodzę na bok, ustępuję miejsca, ustawiam się w kącie sobą odgradzając psa od nieprzewidywalnej rzeczywistości. Zazwyczaj takie postępowanie całkiem nieźle się sprawdza – ludzie wokół są zadowoleni, bo mają więcej przestrzeni dla siebie, ja z kolei cieszę się, że nikt nie ma możliwości zaczepiania Gambita. Zazwyczaj.

Jakiś czas temu wracając z parku musiałam minąć się z idącym z naprzeciwka mężczyzną na dość szerokim chodniku. Gambit szedł po mojej lewej stronie, przy samym brzegu chodnika, z nosem przy ziemi. Skróciłam więc smycz i mocno przybliżyłam się do psa, tak aby pozostawić wolne ¾ przejścia po swojej prawej stronie. Jakież było moje zdziwienie, gdy mężczyzna, zamiast skorzystać ze zwolnionej dla niego przestrzeni i po prostu przejść obok nas, stanął przed nami i zaczął okładać mojego psa trzymaną w ręce siatką! Natychmiast usunęłam się z Gambitem na prawo i odeszłam szybkim krokiem z miejsca zdarzenia. Jedyną pocieszającą stroną całej sytuacji było to, że Gambit jakoś specjalnie nie przejął się atakiem.

Z pewnością wielu z Was zastanawia się, dlaczego odeszłam, zamiast w jakiś sposób zareagować. Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta – nie chciałam narażać psa na więcej nieprzyjemności. Nie wiadomo, co ów jegomość spróbowałby zrobić, gdybym zaczęła się z nim kłócić.

4. Dziecko ulicy

Kiedy Gambit był jeszcze szczeniakiem sporo chodziłam z nim po mieście, aby uczył się spokojnego reagowania na samochody, tramwaje, rowery, biegaczy i przechodniów. Domyślacie się pewnie, że tamten czas obfitował w rozmaite spacerowe absurdy, nic tak bowiem nie przyciąga ludzi, jak puchaty, malutki pies.

Moim absolutnym hitem z tamtego okresu jest pierwszy, dłuższy miejski spacer, który odbyliśmy celem zakupu szelek. W sumie około 3 kilometrów chodnikami wzdłuż ruchliwych ulic. Kompletnie mnie zamurowało, gdy nagle z okna przejeżdżającego obok samochodu wychylił się mężczyzna i zaczął natarczywie wołać i cmokać do Gambita, najwyraźniej stawiając sobie za życiowy cel wciągnięcie szczeniaka pod koła swojego BMW. Kiedy, niezbyt uprzejmie, zwróciłam mu uwagę odpowiedział pytaniem: “O co ci, k***, chodzi? Przecież pies jest na smyczy!”.

5. Gambit, wierny obrońca

Gambit nigdy nie należał do owczarków australijskich wycofanych do obcych – chociaż jest to dla mnie bardzo pożądana cecha, to taki stan rzeczy nie dziwi mnie jakoś szczególnie, biorąc pod uwagę wyjątkowo przyjazne charaktery jego rodziców. Czekoladowy piesek jest przyjaźnie nastawiony do wszelkiego stworzenia – do tego stopnia, że pierwszy raz usłyszałam jak warczy kiedy miał około 7 miesięcy.

Wracaliśmy z wieczornego spaceru, który przeciągnął się na tyle, że zrobiło się zupełnie ciemno.W pewnym momencie w dość wąskim przejściu wpadliśmy na mężczyznę, który znalazł się w dość nieszczęśliwej sytuacji – na chodniku stał odwrócony do góry nogami rower z zapalonymi lampkami, a właściciel jednośladu intensywnie przy nim dłubał. Spodziewałam się, że w takiej sytuacji Gambit zapragnie przywitać się z właścicielem roweru, tymczasem mój słodki, czekoladowy piesek wystąpił przede mnie, zjeżył się i zaczął warczeć, najwyraźniej gotów bronić mnie przed potworem, który nagle wyrósł na naszej drodze. Na szczęście, potwór w ostatecznym rozrachunku okazał się niegroźny, a jego opiekun na moje “Bardzo przepraszam, czy mój pies mógłby trochę powąchać pańki rower?” zareagował zdecydowaną chęcią współpracy.

Macie jakieś ekscytujące, spacerowe historie? Takie, na wspomnienie których uśmiechacie się lub czujecie dreszczyk grozy? Z pewnością! Każdy właściciel psa może spacerowymi opowieściami sypać jak z rękawa. Nie zapomnijcie podzielić się swoimi ulubionymi w komentarzu!

 

photo credit: Iza Łysoń Arts

Tagi:

  31 komentarzy do tekstu: „5 najdziwniejszych sytuacji spacerowych

  1. Avatar
    10 marca 2017 at 10:29

    Bywało, ze ludzie mnie pytali co to za rasa, na odpowiedź, że to Labrador kręcili głową – co za kretynka za mnie, przecież Labradory są TYLKO biszkoptowe 😉
    Raz podszedł do mnie Pan i podziękował, że sprzątam po swoim psie – to było miłe, ze pofatygował się specjalnie po to, żebym to usłyszała 🙂

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      15 marca 2017 at 13:47

      Haha, chyba biszkoptowe labradory całkowicie opanowały ludzkie umysły dzięki słynnej reklamie papieru toaletowego. 😉
      Swoją drogą, myślę, że zachowanie pana (podziękowanie za sprzątanie po psie) było mega miłe – sama często mam wrażenie, że jestem jedyną osobą w okolicy, która sprząta po swoim burku, a wdeptywanie w cudze, kiedy idę zebrać swoje doprowadza mnie do szewskiej pasji. Chociaż, trzeba przyznać, i tak jest o niebo lepiej niż kilka lat temu.

  2. Avatar
    Monika
    10 marca 2017 at 10:51

    Moją najgorszą sytuacją spacerową była sytuacja kiedy jechałam z psem rowerem, jak to zwykle Svipp biegł przed rowerem i go ciągnął. Bardzo lubiłam tą trasę i pare razy z niej korzystałam, ale to był już ostatni raz. Jadę sobie piaszczystą drogą, odwracam się w lewo na podwórko, na którym szczeka pies w typie bull, ogólnie rzecz biorąc bydle. Patrzę na bramę a tam pół metrowa szpara pomiędzy ziemią a bramą. Pies biegał przy tej szparze, która była na wysokości jego pleców. Nawet nie chcę myśleć co by się stało gdyby ten pies wyleciał, w prawdzie miałam ze sobą gaz, ale ostatnio słyszałam że nie na wszystkie psy on działa. Niedługo będzie trzeba na spacerze nosić paralizator 😛

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      15 marca 2017 at 13:49

      Myślę, że w takiej sytuacji warto byłoby zadzwonić na policję i zgłosić, że właściciel psa nie zadbał o odpowiednie zabezpieczenie posesji co jest niezgodne z prawem.

  3. Avatar
    Agga24
    10 marca 2017 at 10:51

    Moja Emi (szczeniak BC, niebiesko-biała) – codziennie na osiedlu nazywana jest hasky, już nawet nie poprawiam. Miło mnie jednak zadziwił około 8-letni chłopiec podszedł do mnie na trawniku, spytał o pozwolenie dotknięcia i pogłaskania i okiem fachowca oznajmił, że ładny nawet ten border. Niestety cmokanie, gwizdanie każdego mijającego nas przechodnia to u nas standard.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      15 marca 2017 at 13:51

      Bawi mnie, kiedy ludzie udają, że na wszystkim się znają (w tym, oczywiście, na rasach psów), ale myślę, że poprawianie ich, czy dyskutowanie nie ma sensu – lepiej skupić się na swoim psie. 😉

  4. Avatar
    10 marca 2017 at 12:00

    Mnie dość często spotykają dziwne sytuację. Począwszy od zastraszanja TOZem, bo Speedy mimo długiej sierści przez swoją charcią budowę wygląda dość szczupło co z pewnością oznacza że ją głodze. Mam w zwyczaju sprzątać po psie i pewnego razu dostałam ochrzan za to że śmiałam wyrzucić związany woreczek do kosza na śmieci, a ostatnio kiedy pies zapomniał się tym samym nie reagują na komendę zatrzymania przed ulicą kazałem jej się wrócić i na zaznaczenie „stój” napinałam i luzowałam smycz, a z okna bloku słyszę „kur**, zostaw kur** tego psa!”. No i oczywiście na porządku dziennym jest wymyślanie rozmaitych ras na Speedy co oczywiście mnie nie rusza o ile nie znajdzie się jakiś znawca wmawiający mi swoją rase 😀 O! Albo przyczajka przy mijaniu innych psów jest odbierana jako agresja przynajmniej nikt nie pozwala swoim burkom na podejście do mojego psa.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      15 marca 2017 at 13:55

      Zawsze powtarzam, że dziewczyna z psem w przestrzeni publicznej ma najgorzej – w grupie znajomych, z chłopakiem, etc. dziwne, nieprzyjemne sytuacje zdarzają się znacznie rzadziej. Niestety, jesteśmy łatwym celem ataku (gwarantuję Ci, że wydzierające się na Ciebie osoby nie podskoczyłyby do łysego karka znęcającego się nad swoim psem!), a takie „zwracanie uwagi” zazwyczaj służy wyłącznie głaskaniu swojego ego i nie ma nic wspólnego z troską o dobro zwierzęcia.

  5. Avatar
    10 marca 2017 at 13:11

    Jeszcze niedawno, spacerując z Trixi po naszym miasteczku zauważyłam po drugiej strony ulicy pana prowadzącego rower i grzecznie drepczącego psa bez smyczy obok niego. W pewnym momencie zauważyłam po mowie ciała pieska, że ten zaraz nas zaatakuje. Zabrakło mi języka w gębie, więc próbowałam to zignorować i iść dalej. Nagle mały burek podbiega do nas na tyle niespodziewanie, że nie zdążyłam Trixi ściągnąć kagańca aby umożliwić jej samoobronę. Psy zaczynają się gryźć, ja- szalone 152cm wzrostu próbowałam oddzielić psy i zakończyć ta nieprzyjemną sytuację. Co na to właściciel psa? Spokojnie sobie dreptał przy rowerze jakoś bardzo się tym nie przyjmując. Po chwili jednak uświadomił sobie, że wypadałoby mi jakkolwiek pomóc. Podszedł, kopnął swojego pupila, ryknął na niego i sobie odeszli, ah 🙂

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      15 marca 2017 at 13:56

      O matko, ludzie są naprawdę nienormalni. O.o

  6. Avatar
    Sylwia&Alvin
    10 marca 2017 at 17:27

    Gambit to jest Aussie ? 😛

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      15 marca 2017 at 13:45

      Tak.

  7. Avatar
    10 marca 2017 at 18:47

    U nas w parku jest tak, że tylko Legion coś ćwiczy, a inne psiaki zazwyczaj po prostu siedzą znudzone ze swoimi właścicielami. Niestety często ćwiczymy frisbee, a nie każdemu się to podoba – przecież jeszcze czyjś pies zachce się bawić i trzeba będzie się ruszyć, nie? 😀

    Jeden labek ma tak, że przy nim absolutnie nie wolno rzucać, bo on od razu łapie cudze zabawki i nie chce oddać. Nawet właściciel nie potrafi mu odebrać zdobyczy. Raz widząc, że jest ten pies zostawiłem dysk w krzakach, żeby ani Legio ani on go nie widzieli (nie miałem plecaka, a Legion nie może się uspokoić jak mam dysk, a nie rzucam). Wracając z ćwiczeń oczywiście dysku już nie było.

    Następnym razem właścicielka sama powiedziała, że jej pies znalazł to potem jak mu na działce odebrała to wyrzuciła bo takie poszarpane i brzydkie. A Legion właśnie lubi swoje, poszarpane i brzydkie 🙁

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      15 marca 2017 at 13:59

      Wygląda na to, że Legion przydałyby się jakieś ćwiczenia z samokontroli oraz wprowadzenie jasnych zasad pracy we frisbee, które pomogłoby jej uporządkować głowę, a Tobie lepiej radzić sobie z takimi sytuacjami – mógłbyś po prostu nieść frisbee w ręku.

  8. Avatar
    10 marca 2017 at 20:58

    Ludzie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać ? My mieszamy na wsi wiec najczęściej dostajemy jedynie pytania typu „Czy pies jest w domu?, Jaka rasa?, A po co z psem na spacer?, Gryzie?, A ile ma lat?, itp…”
    Jedną z niewielu dziwnych sytuacji było zdarzenie 2 lata wstecz kiedy to poszłam z Sunią na spacer a pewna kobieta z dzieckiem zaczęła krzyczeć „Uważaj na tego psa! Zaraz cię ugryzie !”. Nic by w tym dziwnego nie było gdyby nie fakt ,że następnego dnia ta sama kobieta, z tym samym dzieckiem przechodząc znów koło mnie powiedziała „Patrz kochanie jaki sliczny piesek! Na pewno nie gryzie, idź pogłaskać”. Do dzisiaj nie porafię tego zrozumieć ?

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      15 marca 2017 at 14:01

      Czasem mam wrażenie, że ludzie wobec psów prezentują wyłącznie skrajne reakcje – albo nadmierna, nieodpowiedzialna miłość albo nienawiść lub lęk. Szkoda, że w niezapsionym narodzie nie ma odrobiny więcej rozsądku.

  9. Avatar
    11 marca 2017 at 09:22

    Z takich dziwnych-dziwnych, a nie zwyczajnie głupich, to kojarzę tylko jedną: pewien pan zachwycił się młodziutką Pandą, westchnął nad zniszczeniem rasy, po czym opieprzył mnie dowiedziawszy się jak wilczasty choler ma na imię. Bo co to za imię w ogóle. Powinna mieć na imię Szarik. Albo Cywil 😀

    Przygoda z gościem od siatki nieodmiennie mnie przeraża. Zwłaszcza, że ja bym chyba wpadła w dziki szał.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      15 marca 2017 at 14:03

      Wiadomo, przecież każdy owczarek to Szarik. Albo Cywil. Dobrze gadał, polać mu! xD

      Tamta sytuacja mnie również mocno przestraszyła, natomiast jak teraz o tym myślę i analizuję zachowanie tamtego człowieka to zastanawiam się, czy nie był po prostu chory psychicznie (OCD?).

  10. Avatar
    11 marca 2017 at 22:13

    U nas wielkim tematem jest rasa, a raczej jej kompletny brak. W przypadku mojej Miry od pokolen, od zawsze, od poczatku swiata, nikt nie ingerowal w prokreacje tej galezi psiej rodziny, z której ona pochodzi. A pochodzi mój pies z ulicy miasta Zenica, lezacego w Bosni.
    Jako, ze u nas spotyka sie faktacznie wylacznie psy rasowe, badz konkretne mieszanki, jak labradudle i temu podobne pudle- dudle, wywolujemy zdziwienie, ze absolutnie nic nie wiemy, „z czego ona”. i cz yna pewno nie ma drugiej twarzy w sensie, ze do konca jej zawierzyc nie mozna, i tego rodzaju domysly. Dziwny jest ten swiat.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      15 marca 2017 at 14:05

      O, to strasznie ciekawa kwestia! Zastanawiam się, czy to możliwe, żeby w psie faktycznie było żadnych „mieszanek rasowych”. Wiem, że w USA właściciele kundelków często robią swoim psom badania genetyczne, żeby sprawdzić, jakie rasy są w nich zmieszane. Myślałaś kiedyś o czymś takim?

  11. Avatar
    15 marca 2017 at 17:52

    My mieliśmy już bardzo dużo przeróżnych sytuacji, niestety część z nich nie jest pozytywna. Większość jest spowodowana bezmyślnością ludzi, którzy nie mają psów na smyczy.

    A tak oprócz tego to ludzie często się nas pytają; ,,Piesek gryzie?” ,,Czy to jest ten…yyy….no…ten niemiecki?” (chodzi o owczarka), albo po prostu wyrażają opinię na jego temat ,,Ale macie dużego psa! Pewnie jest bardzo silny”. Raz zdarzyło się nam, że pewni ludzie (chyba turyści) podeszli do Majla i zaczęli go głaskać i miziać. Tak po prostu…bez pytania.
    Co do Waszych sytuacji, to ta starsza pani bardzo mnie rozbawiła! Pierwsze zdjęcie mnie urzekło, śliczny Gambit <3

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      18 marca 2017 at 11:18

      Niestety, wiele osób podchodzi do psów bardzo bez wyobraźni i traktuje je, jak element przestrzeni publicznej, z którym można zrobić wszystko, na co się ma ochotę – a to może prowadzić do różnych, czasem niebezpiecznych sytuacji. 🙁

  12. Avatar
    17 marca 2017 at 04:42

    Z każdej mijanej grupy ludzi słyszę uwagi o tym, jak to bassecie uszka się brudza. Jak bardzo jego fizjonomia przyciąga ręce to już masakra. Zazwyczaj szybko mówię, że pies slini i to bardzo, co skutecznie odstrasza.
    Któregoś dnia na spacerze idziemy sobie z parowkiem po dość szerokim chodniku. Parowek wtedy jeszcze słabo ogarnial chodzenie na smyczy, ale ten spacer był szczególnie dobry. Idę sobie dumna jak paw, basseciatko idzie zaraz obok mnie. Mija nas starsza pani o lasce. Pies nie robi nawet kroku w jej stronę, tylko troszkę zwalnia i obraca głowę, takie stukanie laską to jednak fascynujaca sprawa jak się ma parę miesięcy. Na co Pani podnosi laske i krzyczy „idź sobie piesku bo jak ci z laski przyloze „. Natychmiast zapytałam dlaczego chce bić mojego psa, na co posypały się bluzgi i poszła dalej, ja oczywiście stałam tam oniemiala z wrazenia. Trudno mi przewidzieć, co by było gdyby go uderzyła. Na policję powinno się dzwonić w takiej sytuacji??

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      18 marca 2017 at 11:20

      O, ze starszymi ludźmi, do których należy całe osiedle/ park/ ulica (niepotrzebne skreślić) też miałam sporo przebojów. Myślę, że gdyby taka osoba faktycznie uderzyła mojego psa lub mnie to zadzwoniłabym natychiast po policę – szczególnie, jeżeli pies jest na smyczy i z mojej strony przestrzegane są wszystkie przepisy prawa.

  13. Avatar
    17 marca 2017 at 21:42

    Całkiem niedawno wybrałam się z moją mamą i Lokim na spacer nad jedno z poznańskich jezior. Idziemy sobie, rozmawiamy, próbujemy czegoś tam uczyć psa. Dotarliśmy do małego pomostu, który tego dnia wyglądał całkiem malowniczo, a że zdjęcia robić lubię, to się z Lokim ładuję. Staram się obejść psa z lepszej strony. Bo światło, kadr i takie tam, a tu Loki plum do wody! Nie ogarnął chłopak krawędzi pomostu, łapa mu się omsknęła i wleciał. Ja w szoku, zdążyłam tylko aparat rzucić na deski i już prawie skaczę na ratunek, ale nie doceniłam gamonia. Dopłynął do brzegu:)
    Biedak musiał się też zestresować, bo za pływaniem nie przepada;)

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      18 marca 2017 at 11:21

      Ojej, Loki musiał się nieźle zdziwić na takie otwarcie sezonu pływackiego. 😀

  14. Avatar
    13 kwietnia 2017 at 14:39

    Ja mam whippeta, i już mam dreszcze na słowa: „ależ on chudy!”. 😉

  15. Avatar
    Ela
    2 czerwca 2017 at 15:16

    Mój Frodo- aussie black tri color- jak na tą rasę wyjątkowo duży, na spacerach uważany jest za berneńczyka, ale to nie groźne. Ostatnio spacerowałam w okolicach „Orlika” gdzie akurat odbywał się jakiś turniej i na polnej drodze, zazwyczaj pustej, stało dużo aut. Do jednego z nich akurat gramoliła się rodzinka. Nagle Pan z owego samochodu zaczął intensywnie cmokać na mojego psa. A ponieważ wyglądał jakby był po spożyciu sporej ilości alkoholu, a przy tym był bardzo natarczywy, przy użyciu „pasztetowej” udało mi się odwrócić uwagę Froda od jegomościa. Na co oburzony Pan mówi do mnie- „A co się Pani tak o tego psa boi? ” No więc grzecznie odpowiadam, że się nie boję, ale nie każdy na ulicy musi pogłaskać mojego psa….. a Pan na to: To ja Pani swojego też nie dam pogłaskać i ostentacyjnie zamknął drzwi……
    A druga sytuacja miała miejsce na Wrocławskim Rynku, jeszcze wtedy bardzo młodziutki Frodo wzbudzał ogromną sensację. Akurat był pierwszy dzień Jarmarku Bożonarodzeniowego, jak staliśmy i czekaliśmy na zajęcia miejskie. Nagle podbiegła do mnie grupa cudzoziemców i zaczęła rzucać się do głaskania Froda. Więc szybko stanęłam między nimi a psem i powiedziałam że proszę nie głaskać psa bez pytania, na co oburzeni zaczęli na mnie krzyczeć, że przecież każdy chce pogłaskać szczeniaczka, po dłuższej dyskusji odeszli zniesmaczeni….
    A najmilsza jak we Wrocławiu podbiegł do mnie chłopak z Hiszpanii i pyta, czy może pogłaskać psa, bo on też ma ozzika w domu- red merle- i bardzo za nim tęskni, a w Polsce tak rzadko widuje się te psy
    Pozdrawiamy

    • Avatar
      Wienio
      8 czerwca 2017 at 09:45

      Jakaś dziwna jesteś. Jest taki typ ludzi co nie chcą się socjalizować z innymi tylko są samemu sobie. Z psami też są ludzie otwarci i tacy co murują drogę do swojego psa. Nie wolno podchodzić i koniec.

  16. Avatar
    21 czerwca 2017 at 11:42

    U mnie prawie codziennie zdarzają się na spacerach ludzie, którzy koniecznie chcą wiedzieć co to za rasa psów jest na moich smyczach. Oczywiście za każdym razem odpowiadam chart angielski, ale pewnego bardziej wieczoru wydarzyło się coś śmiesznego. Chociaż to nie było ze mną tylko z moją mamą to i tak pozwolę sobie o tym wspomnieć. Kiedy mama szła z chudełami tyłami jednego sklepów spotkała tam dwójkę jakiejś młodzieży. Mieli butelki i zapewne byli pijani. Jeden z nich zapytał mojej mamy jaka to rasa psa (no oczywiście musiało być to pytanie), a moja mama na to: whippet. Rzeczywiście druga wersja nazwy rasy naszych psów to jest whippet. Mama odeszła, a odchodząc usłyszała tylko:
    -Jak ona to powiedziała? Whippet?
    Innym razem gdy szłam sobie przez pole pewna starsza para przeszła obok mnie i mężczyzna stwierdził, że: jedna czarna, druga żółta. Hmm… chciałabym zauważyć, że Chilli jest płowa i w ogóle kolor jej sierści nie przypomina żółtego, a Vega ma maść błękitną, ale bardziej szarą niż czarną… ech.

  17. Avatar
    Zoja
    7 stycznia 2020 at 06:52

    Spacer z czteromiesięcznym seterem-Sweterem. I nagle:-Przepraszam, czy obcięła mu pani jajka? Ja-Nie, jeszcze mu nie wyrosły.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.