Przyszło lato, dni stały się długie, słońce częściej wygląda zza chmur – razem z psami staramy się spędzać na dworze więcej czasu. To właśnie teraz najwięcej mówi się o ochronie przed kleszczami i przenoszonych przez nie chorobach. Szczególnie, że od kilku sezonów można odnieść wrażenie, iż kleszczy jest w Polsce coraz więcej, na rynku zaś można znaleźć coraz mniej skutecznych preparatów ochronnych. Nie jestem lekarzem weterynarii, więc nie będę opowiadać o wszystkich dostępnych na rynku produktach ani analizować mechanizmów działania konkretnych substancji czynnych. Skupię się natomiast na tym, co moim zdaniem jest najważniejsze w dbaniu o właściwą ochronę psa przed kleszczami i jakich zasad warto się trzymać.
Poznaj swojego wroga: kleszcz łąkowy i kleszcz pospolity
Z medycznego punktu widzenia najważniejszym przedstawicielem kleszczy jest kleszcz pospolity (Ixodes ricinus) przenoszący boreliozę (która jest chorobą dotykającą ludzi), natomiast weterynaria plamę pierwszeństwa przyznawała dotychczas kleszczom łąkowym (Dermacentor reticularis), będącym głównym wektorem groźnej dla psów babeszjozy. Od jakiegoś czasu jednak coraz częściej spotyka się przypadki zachorowań na babeszjozę po ukłuciu przez kleszcza pospolitego. Poza pierwotniakami z rodzaju Babesia canis, kleszcze przenoszą m.in. bakterie powodujące anaplazmozę oraz erlichiozę (riketsje Anaplasma phagocytophilum i Ehrlichia canis).
Kleszcz pospolity występuje przede wszystkim na terenach podmokłych, w lasach liściastych i mieszanych, a także w miejskich parkach. Najłatwiej spotkać go na pograniczach lasów i łąk, wzdłuż spacerowych ścieżek, a szczyt jego dobowej aktywności przypada na godziny poranne oraz późne popołudnie i wieczór (mniej więcej 8.00-9.00, następnie po 16). Kleszcz łąkowy z kolei bytuje na skwerach, w ogrodach, ogródkach działkowych, parkach i wszystkich silnie zakrzewionych terenach. Warto przy tym zaznaczyć, że wbrew dość powszechnemu przekonaniu kleszcze nie atakują, spadając na ofiary z drzew, ale wspinają się na krzewy i trawy, aby zaczaić się na spodniej stronie źdźbła lub liścia.
Zgodnie z informacjami udostępnianymi przez Sanepid, do obszarów Polski, w których żyje najwięcej kleszczy należą województwa warmińsko-mazurskie, lubuskie, podlaskie i mazowieckie, co niestety nie zna oznacza, że nie można ich spotkać w innych częściach kraju. Kleszcze w Polsce zadomowiły się na dobre, a brak naturalnych wrogów sprawia, że raczej nie zanosi się na rychłe pożegnanie.
Uważa się, że okres największej aktywności kleszczy przypadają na wiosnę i późną jesień, jednak dla kleszczy nie liczą się informacje z kalendarza, a temperatura otoczenia – ukryte w leśnej ściółce pajęczaki zaczynają być aktywne, kiedy temperatura na zewnątrz wynosi powyżej 5 stopni Celsjusza. Dlatego, ze względu na wyjątkowo łagodne zimy w ostatnich latach trzeba wystrzegać się kleszczy przez cały rok.
Aby dowiedzieć się więcej o kleszczach podczas najbliższej wiyzty możecie poruszyć ten temat w rozmowie z lekarzem weterynarii, który znajmuje się Waszymi psami lub sięgnąć po specjalistyczne publikacje.
Na barykady – walka trwa!
To, że psy przed kleszczami należy zabezpieczać przez cały rok nie powinno budzić żadnych wątpliwości – wszystkim nam zależy na możliwie długim, szczęśliwym życiu naszych czworonogów. Osobiście staram się podchodzić do tematu w rozsądny sposób i stawiam przede wszystkim na taką metodę ochrony, która jest możliwie najlepiej dopasowana do mnie, mojego psa i naszego trybu życia. Wychodzę z założenia, że nawet najbardziej skuteczny preparat nie spełni swojego zadania jeżeli będzie niewłaściwie używany. Z pewnością nie można oczekiwać, że produkt spełni swoje zadanie, gdy pies wypluje połowę tabletki, ze strachu nie da popsikać się sprejem lub tak rozluźni obrożę, że przestanie ona dotykać jego skóry. Rynek zoologiczny pęka w szwach od preparatów, mających chronić czworonogi przed atakiem kleszczy i innych pasażerów na gapę, jestem więc pewna, że każdy znajdzie coś odpowiedniego dla siebie.
Warto poświęcić chwilę na zastanowienie się nad tym, co będzie najlepszą opcją w konkretnym przypadku, a w razie wątpliwości poprosić o radę lekarza weterynarii. Szukając właściwej metody zabezpieczenia należy wziąć pod uwagę takie kwestie jak sposób aplikacji preparatu, czas działania, wodoodporność, wpływ na środowisko oraz to, jak po kontakcie z nim będzie zachowywała się ludzka skóra (kto lubi przytulać się do swojego psa ręka w górę!).
Z moich doświadczeń wynika, że tym, co najbardziej zagraża psom jest ludzkie gapiostwo. Łatwo przeoczyć fakt, że 4 tygodnie to nie zawsze miesiąc lub zapomnieć o tym, kiedy dokładnie wyczerpuje się działanie preparatu i pora na podanie kolejnej dawki. Ze wstydem przyznaję, że zeszłego lata zdarzyło mi się, iż Gambit był pozbawiony jakiegokolwiek zabezpieczenia przeciwko kleszczom przez około 2 tygodnie, bo wyleciało mi z głowy, że to już ten moment, kiedy trzeba podać kolejną tabletkę. Oczywiście, gdy sobie to uświadomiłam natychmiast pobiegłam do najbliższej lecznicy weterynaryjnej. Od tamtej pory moment podania i zakończenia działania preparatu zaznaczam w kalendarzu – zarówno tym naściennym, jak i tym w telefonie. Dla pewności.
Jednocześnie, dobrze jest pamiętać o tym, że nie ma środków skutecznych zawsze, wszędzie, na 100%, dlatego po dłuższej wyprawie na łono natury koniecznie trzeba przejrzeć psa tuż po powrocie do domu. Na zwierzaku o ciemnej sierści może być trudno dostrzec niepożądanych gości, polecam więc przeczesanie psa z włosem i pod włos za pomocą rolki do ubrań. Podczas takiego przeglądu trzeba zwrócić szczególną uwagę na wrażliwe miejsca, takie jak brzuch, pachwiny, pachy, skóra za uszami oraz między palcami zwierzaka. Jeżeli nie będziemy zwlekać ze sprawdzeniem czworonoga zbyt długo jest spora szansa na to, że uda się nam uniknąć konieczności usuwania już wbitego kleszcza, bo zwykle przed wbiciem się w skórę przez jakiś czas chodzą one po ciele żywiciela, szukając najlepszego miejsca do żerowania. Jeśli jednak dojdzie do ukąszenia, dobrze jest zadbać o możliwie najszybsze usunięcie intruza. Można to zrobić samodzielnie, kleszczołapkami dostępnymi we wszystkich sklepach zoologicznych albo poprosić o pomoc weterynarza. Ważne, żeby nie zwlekać zbyt długo z całą „operacją”, bo ryzyko zakażenia rośnie wprost proporcjonalnie do czasu żerowania.
Teraz, kiedy zbliżają się najcieplejsze miesiące w roku, wiedząc, że kleszcze nie są fanami wysokich temperatur, zmieniam preparat doustny na taki aplikowany na skórę. Zeszłego lata ta strategia w przypadku Gambita sprawdziła się naprawdę wyśmienicie – nie musiałam wyciągać z psa ani jednego wbitego kleszcza, a te, które znajdowałam raczej nie myślały o posiłku. W tym roku pierwszy raz będę używać preparatu typu spot-on, z kilku powodów.
Przede wszystkim, zdecydowałam się raz na zawsze pożegnać przeciwkleszczowe obroże, bo drażniła mnie konieczność ciągłego poprawia ich i sprawdzania, czy aby na pewno odpowiednio przylegają do psiej skóry, zresztą i tak miałam wrażenie, że od zeszłego sezonu ich skuteczność mocno spadła. Poza tym, wolałabym stosować zabezpiecznie, którego nie będę musiała musiała zdejmować na czas startu w zawodach. Szansa, aby kleszcz miał dopaść Gambita akurat podczas 10-minutowego startu jest marna, za to na szarpanie się ze zdejmowaniem i ponownym zakładaniem obróżki schodziło mi co najmniej drugie tyle czasu. Spreje odpadły w przedbiegach, bo Gambit nie znosi, jak czymkolwiek się w jego stronę psika. Jednocześnie, ze względu na swoje bezpieczeństwo koniecznie chciałam, aby preparat, na który się zdecyduję miał silne właściwości odstraszające. Podczas stosowania tabletek zdarzało mi się bowiem, mimo oglądania psa po wyjątkowo aktywnych spacerach, znajdować małe kleszcze spacerujące po dywanie czy pościeli. Pajęczaki rozchodzące się po mieszkaniu nie stanowiły wprawdzie zagrożenia dla Gambita, ja jednak nie czułam się z tym faktem zbyt dobrze, bo przecież są wektorami chorób niebezpiecznych także dla ludzi. W ten sposób stanęło na wypróbowaniu kropli podawanych bezpośrednio na psią skórę. Liczę na to, że spot-on dobrze sprawdzi się w przypadku czekoladowego pieska.
***
Aby móc w pełni cieszyć się czasem wspólnie spędzonym na łonie natury nie można zapomnieć o zabezpieczeniu psa przeciw kleszczom – nie tylko latem, ale przez cały rok. Odpowiednio dobrana, stosowana zgodnie z zaleceniami producenta ochrona i zadbanie o obejrzenie zwierzaka po wyprawie w głuszę zapewni bezpieczeństwo psu oraz dwunożnym domownikom.
Tekst powstał we współpracy z firmą Ceva, producentem preparatu spot-on przeciwko kleszczom, pchłom i owadom latającym.
Szkoda, że nie napisałaś jakiego preparatu na skórę używasz bo też właśnie czegoś szukamy i nie możemy się zdecydować :p
Myślę, że najważniejsze to dobrać preparat konkretnie do siebie i psa. No i wolę coś poużywać, nim zarekomenduję. 😉
A ja z kolei kupuję dla psiaka fiprex do smarowania w skórę i jest mega skuteczny, w tym roku ani jeden kleszcz się nie przyczepił a spędzamy z psem mnóstwo czasu w lasach i na łąkach.
Kleszcze łąkowe… jeszcze 4-5 lat temu w południowo-zachodniej Polsce nie występowały, ale inwazja trwa… są momenty, że są bardziej upierdliwe od tych „starodawnych”.
To prawda, coraz więcej przypadków zachorowań po kontakcie z kleszczami łąkowymi – ze względu na dawną sytuację starsze podręczniki wciąż mówią tylko o kleszczach pospolitych.
Ohh, jak ja nienawidzę tych stworzeń…Takie to małe, a tyle szkody wyrządza. Kiedyś była ich zaledwie garstka i to najczęściej niezarażonych – a teraz? Po wyjściu na chwilę przed dom można złapać kleszcza. Nie wspominając już o psach, o których szczególnie należy pamiętać. Często w gąszczu futra możemy nie zauważyć kleszcza, jeśli już „upoluje” naszego pupila.
W pełni mogę się z Tobą zgodzić – nie wynaleziono preparatu, który uchroni nas w 100% przed złapaniem kleszcza, a następnie zachorowaniem na świństwo przez nich przenoszone. My stosujemy kropelki dla naszego psa, jestem bardzo zadowolona z ich działania i nie zamierzam zmieniać ich na nic innego. Obroże mieliśmy raz, niestety nie była tak skuteczna jak ten preparat.
Niestety, kleszcze nie mają naturalnych wrogów i „rozeszły się” po całej Polsce – kiedyś rzeczywiście trzymały się głównie Podlasia, ale obecnie wszyscy muszą uważać. 🙁
My używamy obroży przeciw kleszczowej Foresto, na początku zdarzały się jeszcze pojedyncze kleszcze, ale teraz jeż od kilku miesięcy nie miał żadnego.
Ja Foresto używałam jeszcze 2 sezony temu, ale potem był wśród moich znajomych jakiś wysyp przypadków babeszjozy u psów zabezpieczanych właśnie Foresto i zrezygnowałam z tej obroży.
Juz drugi rok stosujemy tabletki Bravecto, i to jest to!
Nie ma stresu z kapiela, deszczem, czy glaskaniem, nie ma tlustego placka na karku.
I oczywiscie nie ma stresu z kleszczami i pchlami.
Tabletka dosrosowana jest do wagi psiaka, i nalezy ja podawac co 12 tygodni. Cena jak trzy spot- ony. Do otrzymania wylacznie u weterynarza, na konkretnego psa, jest to lek na recepte.
Tylko są kleszcze łażące po meszkaniu i zagrażające ludziom. 🙁
Zawsze zabezpieczałam Fridę preparatem spot-on i nigdy się nie zawiodłam. Raz zdjęłam pełzającego po niej kleszcza, ale akurat wtedy zapomniałam ją zakroplić o jakieś 2 tygodnie… Gapiostwo 😉
O, dobrze wiedzieć, mam nadzieję, że ja również się nie zawiodą. Ech, gapiostwo – najgorzej. W ogóle, jeszcze przyszło mi do głowy, że trzeba bardzo uważanie czytać ulotki prepratatrów, bo często jest tak, że lek działa np. na kleszcze 3 tygodnie, a na meszki 4 i w takim wypadku również łatwo o pomyłkę.
Ja od siebie dodam, aby nie tracić czujności nawet zimą! Tajga w zeszłym roku złapała kleszcza w dzień, kiedy było ok 5 st na minusie za dnia i troszkę więcej nocą przez okres kilku dni. Myślałam, że nie ma szans na kleszcze jak mrozek złapał i przestałam maniakalnie ją przeglądać, macać i czesać po każdym spacerze. Dodam, że była zabezpieczona obrożą Foresto.
To prawda, mam wrażenie, że grudzień zwłaszcza jest teraz miesiącem zachorowań na babeszjozę, bo w ostatnich latach jest wtedy jeszcze relatywnie ciepło, a jednocześnie właściciele psów tracą czujność, bo przecież grudzień to już zima.
U nas najlepiej się sprawdzają preparaty spot-on. Obróżka była dla nas niewygodnym wyjściem, a tabletkami nie chcę psa faszerować :p
Jak na razie młody jest zakropiony jakimś mało znanym francodexem, ale od momentu zakropienia nie było ani jednego kleszcza. Więc sobie chwalę 🙂
O, dobrze wiedzieć, dzięki! 🙂
A powiedz mi, czy ten Twój specyfik od Cevy nadaje się do użytkowania na mutantach (huehue) MDR1?
Ja, oczywiście, nie zwracam na to uwagi, bo Gambit MDR1 +/+, ale sprawdziłam – można używać. 🙂
Bardzo dobre rady. Ja akurat też stosuję preparat dla swojego psa. Polecił mi go psi fryzjer, do którego mój pies regularnie chodzi. Znalazłam go tutaj https://podajlape-rzeszow.pl/lokalizacja/ i jestem bardzo zadowolona. Zawsze mi doradzi w kwestii pielęgnacji psa oraz bardzo dobrze go obcina. Pozdrawiam! 😀