Ten pies ma problem…

…czyli o belce w swoim oku.

Gambit nie dostrzega ani drzazg ani belek. Widzi tylko piłkę.

Wiele mówi się o pracy z psami problemowymi, o dążeniu do takich relacji i zachowań w codziennym życiu z czworonogiem, które uczynią je zdrowym i bezpiecznym. Coraz więcej jest psich szkół, w których szkoli się nie gwiazdy sportu, ale dobrych czworonożnych obywateli. Rozmaite seminaria, warsztaty i szkolenia organizowane są chyba w każdym większym mieście. W zoopsychologach i behawiorystach można wprost przebierać – każdy znajdzie kogoś dla siebie, nawet jeżeli za jedno z istotnych kryteriów wyboru uzna coś równie absurdalnego jak kolor włosów. W Internecie w zasięgu jednego kliknięcia czeka całe morze blogów, stron oraz video poradników i bez wątpienia zawarta w nich wiedza to zupełnie niezły początek. Potencjał tego szerokiego rynku dostrzegała nawet telewizja, a obok nieśmiertelnego “Kundel bury i kocury”, programu znanego chyba każdemu Krakusowi na małych ekranach zaczęły pojawiać się kolejne podobne produkcje. Jak to możliwe, że przy całej tej mniej i bardziej specjalistycznej wiedzy, która tylko czeka, by po nią sięgnąć wciąż podczas spacerów muszę wszystkie osiedlowe burki omijać szerokim łukiem?

Odpowiedź na to pytanie jest tyleż brutalna, co prosta: aby móc pracować nad czymś z psem na początek trzeba wiedzieć, że jakieś zachowanie tego wymaga. A że zdecydowanie łatwiej dostrzec drzazgę w oku drugiego człowieka niż belkę w swoim każde spotkanie z obcym psem jest sytuacją wysokiego ryzyka. Nie chodzi bowiem o to, że rozwiązanie jakiegoś problemu jest trudne do znalezienia, lecz o to, że ów problem… po prostu nie istnieje. A jeśli przypadkiem zaistnieje jest szybciutko wypierany ze świadomości. Bo kto nie słyszał, że “Ten typ tak ma”, “To cecha rasowa, nic nie można z tym zrobić” albo że “On tak zawsze”? Mnie podczas spacerów z psem zdarza się takie wymówki słyszeć chyba częściej niż zwyczajowe “Dzień dobry”. Co można na to poradzić? Nic poza rzuceniem krótkiego “Do widzenia” i salwowaniem się ucieczką na drugi koniec parku.

Na tym można by zakończyć niniejszy tekst, gdyby nie to, że takie wypieranie, czasem naprawdę poważnego!, problemu potrafi być zwyczajnie groźne dla wszystkich, zarówno dwu-, jak i czworonożnych zainteresowanych. Jak wtedy, kiedy agresywny pies ciągnie w ślad za mną uczepioną na drugim końcu smyczy kilkulatkę, gdy próbuję wycofać się na z góry upatrzone pozycje. Gdzie byli rodzice? Zapewne w domu. Co się stało? Ostatecznie, na szczęście, nic. A mogło bardzo wiele.

Jaki z tego wniosek?

Wbrew pozorom wcale nie namawiam tu nikogo do pracy z psem! Więcej nawet, uważam, że te wszystkie frazesy o niepowstrzymanym dążeniu do celu są niczym więcej jak właśnie… Frazesami. Nie wszystko się da. Czasem pomimo najlepszych chęci. Czasem z powodu ich braku. Rozumiem również, że nie każdy ma ochotę, cierpliwość i środki, by co tydzień lub częściej zasuwać z psem na zajęcia do trenera, celem odkręcania takiego czy innego ciężkiego tematu. Wiem, że coś, co dla mnie byłoby celem działań niekoniecznie będzie nim dla kogoś innego. Nawet, jeżeli takie podejście jest mi nieco obce, to zdaję sobie sprawę z tego, że psa można po prostu mieć.

Jedyne, czego chcę to aby każdy kto mieszka z psem pod jednym dachem był wobec siebie szczery. Na tyle, aby móc przyznać, że ten pies, ukochany Fafik, słodziutki Reksio rzeczywiście ma problem.

Puszczenie małego dziecka na spacer z agresywnym psem, którego to dziecko nie jest w stanie w żaden sposób kontrolować jest co najmniej nieodpowiedzialne. Wybranie się z takim psem do parku czy na psią łączkę w standardowych godzinach spacerowych by piesek się wybiegał, a właściciel mógł spokojnie pogadać przez telefon – zwyczajnie głupie. Zwolnienie ze smyczy psa, który goni zwierzę w lesie to proszenie się o kłopoty.

Szczerość to pierwszy krok do umiejętnego zarządzania psem problemowym. Bo skoro ten pies ma problem, to może wypadałoby radzić sobie z nim tak, żeby nie obarczać nim wszystkich wokoło?

  15 komentarzy do tekstu: „Ten pies ma problem…

  1. Avatar
    Karnas
    8 grudnia 2017 at 14:21

    Jako właściciel psa z problemem zgadzam się z tobą całkowicie.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      9 grudnia 2017 at 14:36

      Bardzo mi miło! 🙂

  2. Avatar
    9 grudnia 2017 at 13:09

    Bardzo mądrze 😀 Wbrew pozoro nie taka prosta sprawa. Mi też sporo czasu zajęło żeby się przyznać do tego jakie mam kłopoty 😉 Bo kluczem jest właśnie zrozumienie 🙂

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      9 grudnia 2017 at 14:38

      Dzięki! Myślę, że to właśnie uświadomienie sobie problemu jest z perspektywy właściciela trudną sprawą – często trudniejszą niż sama praca nad nim. Kochamy swoje psy, chcemy dobrze o nim myśleć, więc przyznanie się przed sobą, że ukochany zwierzak sprawia kłopoty lub stanowi realne zagrożenie dla innych nie jest miłe.

  3. Avatar
    Charley
    9 grudnia 2017 at 17:04

    To ja jestem z osób, które kiedyś widziały problem, ale nic z nim nie robiły, bo nasłuchały się od innych, że „pies tak ma, więc się nic nie zrobi”, a jak już zaczęłam coś robić, to mam czasami wrażenie, że wyolbrzymiam i nie jestem do końca pewna czy problem jest, czy ja się go doszukuję. Pracując z psem nad problemami (bo Wilson sprawia kłopoty – czasami patrząc na psy na spacerach mam wrażenie, że mniejsze lub większe, ale sprawia) pracuję też nad sobą. Ale nigdy, nigdy nie zrozumiem właścicieli, którzy wręcz zaprzeczają, że pies robi kłopoty, stwarza zagrożenie, albo co gorsza, zaprzeczają swojej postawie wobec zachowania psa, która często wygląda jak „wyjdę na spacer z psem, popatrzę na telefon, a potem wydrę się na psa, bo coś źle – według mnie źle – zrobił” czy wręcz odwrotnie „przecież to grzeczny piesek, on nic nie zrobił” zaraz po tym, jak pies pogoni rower, chwyci niepasującego mu przechodnia za nogawkę czy rzuci się na jakiegoś psa.
    Fajnie, że piszesz o byciu szczerym ze sobą, bo to jest najważniejsze tak naprawdę we wszystkim.
    A „małe” dzieci z dużymi psami na smyczy, bez jakiejkolwiek opieki rodziców, wręcz uwielbiam. Tak jak ostatnio, kiedy szłam z białym na spacer, a zza rogu wychylił się chłopak na oko dziesięcioletni z prośbą, żebym wzięła psa na ręce, bo on ma trochę większego i się boi. Po czym wyszedł z psem sięgającym mu do pasa. Pies wydawał się spokojny, ale wystarczyłoby jedno szarpnięcie w stronę ulicy i dzieciak prawdopodobnie leżałby pod pierwszym lepszym autem. Dziecko widziało problem. Opiekun, który zezwolił na taki spacer, już nie.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      11 grudnia 2017 at 14:49

      W kwestii doszukiwania się – są takie rzeczy, które jak sądzę uznawane są za problemy przez wszystkich i w tym punkcie wymieniłabym agresję do ludzi i agresję do innych zwierząt, ale tak naprawdę poza tym problem to rzecz mocno subiektywna i to, co dla mnie jest problemem i mi przeszkadza niekoniecznie musi być tak samo postrzegane przez kogoś innego. Także jeżeli coś Cię uwiera w życiu codziennym z Twoim psem, przeszkadza Ci, czujesz że chciałabys to zmienić to myślę, że po prostu można to uznać za problem, nad którym trzeba popracować. 🙂
      Wow, bardzo odpowiedzialny dzieciak stanął na Twojej drodze – na pewno dużo bardziej odpowiedzialny niż jego rodzice. Mnie naprawdę nie mieści się w głowie, jak można puścić dziecko same na spacer z dużym, agresywnym, silnym psem. Rozumiem, że to jakaś tam atrakcja, ale przecież można wyjść z dzieckiem i psem. Razem. Niech dziecko prowadzi psa na smyczy, ale niech obok będzie dorosły, który jest gotowy przejąć ją w razie czego.

  4. Avatar
    Iza
    10 grudnia 2017 at 20:49

    Mam psa problemowego, który jest psem dynamicznym i musi się wybiegać. Chodziłam do szkoły, ćwiczyliśmy, aktualnie nie mam czasu. Pies jest adoptowany, z agresja rozkręcił się po pół rocznym pobycie. Nie rozumiem godzin standardowych spacerowych – nie ma takich chyba ze mam chodzić z psem między 1-5 w nocy. Psa spuszczam ze smyczy, zawsze ma kaganiec, zawsze. Ja chyba jestem takim soacerowiczem uprzykrzajacym życie bo jak ktoś pojawi się za blisko nas to Fafi zły. Staram się chodzić z dała od ludzi – ale uwierz mi jest bardzo ciężko. Jak widzę ludzi na horyzoncie staram się go szybko spiąć ale nie zawsze się uda. Łatwo się mówi jak ma się łagodnego psa.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      11 grudnia 2017 at 14:57

      Niestety, często jest tak, że adopcyjne pokazują problemy dopiero po jakimś czasie, kiedy zaaklimatyzują się w nowym domu i poczują dostatecznie pewnie.
      Mój pies jest łagodny, ale unikam kontaktów z innymi psami – zatem również chodzę dookoła ludzi, rozglądam się, kontroluję, etc. Dodatkowo, staram się zachować pewną kulturę spacerową – widok innego psa na smyczy w uczęszczanym miejscu spacerowym to dla mnie sygnał, że powinnam swojego zapiąć na smycz, abyśmy mogli minąć się bez kłopotów i zawsze właśnie tak robię.
      Co do standardowych godzin spacerowych, to uważam, że coś takiego jak najbardziej istnieje. Inne natężnie psów jest w parku po 17, gdy wszyscy wychodzą z pracy, a inne po 13. Ja np. nigdy nie wychodzę ze swoim psem wtedy, kiedy na osiedlu zbiera się na największym trawniku grupka ludzi z psami, którzy rozmawiają, podczas gdy ich zwierzaki robią co chcą. Nie widzę sensu w psuciu homoru sobie i swojemu psu. 😉 Wiadomo, że zawsze, o każdej porze trafi się jakiś pies, ale 2 z 10 to dla mnie różnica.

      • Avatar
        ddubowik
        12 grudnia 2017 at 13:36

        Kultura spacerowa – to jest kolejny zwrot-wytrych, jak uświadomienie sobie problemu. Ludziom do głowy nie przychodzi, że inni mogą nie chcieć, by ich pies bawił się z każdym mijającym go burkiem bez smyczy/mogą akurat pracować nad problemem,w czym podbiegające Ciapki przeszkadzają/mogą mieć psa agresywnego, więc na nic ich ‚on nic nie zrobi’ bo pies na smyczy zrobi coś ich psu. Pojęcie savoir vivru spacerowego jest im obce niczym kuchnia indochińska (gdzieś tam jedli makaron sojowy, gumowy był, fuj) a na prośbę o zabranie psa reagują oburzeniem, fochem, wyzwiskami i nie wiem czym jeszcze. Ostatnio lazł za mną jakiś burek. Na szczęście nie podchodził, ale właściciel snuł się za nim dobre 20m dalej i nawet widząc, że odciągam mojego rozochoconego szczeniaka, głośno każę mojemu psu się uspokoić a jego psu odejść (bo nawet gdybym nie szła z psem, to wolałabym, żeby mnie 30kg obcego psa bez kagańca nie śledziło………) – nadal nic. Zero reakcji. No ręce opadają, i jak taki człowiek ma sobie uświadomić istnienie jakiegokolwiek problemu, skoro nie zauważa problemu we własnym zachowaniu??

  5. Avatar
    12 grudnia 2017 at 14:13

    Oj tak, ludzie często nie widzą problemu… Na osiedlu pojawił się nowy pies, Dasti od razu przyjął obronną pozycję, bo tamten chciał go zaczepić, skakać po nim i warczał… A właściciele „o jak się bawią”… Nie przegadasz…

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      15 grudnia 2017 at 11:49

      Niestety, to zwykle tak wygląda. Dla mnie to strasznie dziwne, bo moim zdaniem bez względu na to, co sądzi się o takiej czy innej zabawie psów to trzeba uszanować odmienną opinię właściciela drugiego zwierzęcia – po prostu ze względu na niezbędne minimum kultury osobistej.

  6. Avatar
    Jarosław
    14 grudnia 2017 at 11:34

    Mam wrażenie, że ludzie decydując się na psy czy koty, nie myślą o konsekwencjach i tym czy będą wiedzieli jak sie nim zająć.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      15 grudnia 2017 at 11:50

      To prawda, mało kto myśli o tym, jak naprawdę wygląda w praktce kwestia dbania o zwierzę, jego utrzymania, etc.

  7. Avatar
    Maria
    22 listopada 2018 at 22:30

    Ja mam seterkę, z problemami, nie jest agresywna, ale szalona, jak to seter. Próbowałam z nią pracować, ale brakuje mi pokładów konsekwencji na jej zaawansowany upór. Nauczyłam się z nią obchodzić tak, by wykorzystywać maksymalnie potencjał jej minimalnego posłuszeństwa i tak sobie żyjemy. Na szczęście jestem o tyle elastyczna czasowo, że możemy chodzić na długie spacery poza godzinami szczytu w parku, żeby nikogo nie denerwować.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      22 listopada 2018 at 22:32

      To prawda, do seterów potrzeba ogromu cierpliwości i żelaznej konsekwencji – słyszałam, że spuszczają z tonu koło piątego roku życia, ale nie zdążyłam się przekonać czy to prawda. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.