Pies towarzyszący. Czy warto wszędzie zabierać ze sobą psa?

Pies z roku na rok staje się coraz ważniejszą składową rodziny, jej pełnoprawnym członkiem. Razem ze swoimi ludźmi chodzi do restauracji i pubu, uczestniczy w miejskich festynach i ważnych wydarzeniach, latem wraz ze wszystkimi jeździ na wakacje nad morze, zimą zaś wybiera się w góry, a także dostaje prezenty na urodziny i święta. Bardzo mnie cieszy, że w świadomości społecznej pies zyskuje zupełnie nowy status i powoli przestaje kojarzyć się z przywiązanym do budy wiejskim burkiem. Jednocześnie jednak uważam, że każda przesada w ostatecznym rozrachunku prowadzi do niemiłych konsekwencji, a zabieranie ze sobą czworonoga dosłownie wszędzie to nie zawsze pozytywne zjawisko.

Powszechnie wiadomo, że przyjęcie zwierzaka pod swój dach do duża odpowiedzialność. Pies jest, rzecz jasna, wyjątkowo wdzięcznym towarzyszem codziennego życia, ale sprawowanie właściwej opieki nad czworonogiem wymaga czasu. To może być szczególnie odczuwalne w przypadku psów mieszkających w mieście, gdzie trzeba czasem wiele godzin poświęcić na socjalizację czy szkolenie, spacer nie załatwi się sam poprzez wypuszczenie do ogródka, a prawdziwie atrakcyjne harce wymagają całej długiej wyprawy. Czas zaś, jak wiadomo, jest obecnie towarem deficytowym, więc w tym kontekście nie dziwi to, jak świetnie sprzedają się wszystkie opcje dwa w jednym. Wyjście do sklepu i spacer przy okazji? Wizyta na poczcie połączona z szybkim załatwieniem podstawowych potrzeb? Kawa ze znajomymi i socjalizacja szczeniaka z miejskim środowiskiem, nowymi zapachami oraz obcymi ludźmi? Przypuszczam, że tego rodzaju rozwiązania zna prawie każdy właściciel psa. Skoro w zasadzie wszyscy tak robią to nie powinno być w tym nic złego, prawda?

Nieprawda. Pamiętacie wszystkie te kłótnie z mamą w burzliwym okresie gimnazjum, kończące się nieśmiertelnym i niepodważalnym argumentem “Ty nie jesteś wszyscy!”? Najwyższy czas pogodzić się z tym, że mama miała rację.

Nie, wcale nie chodzi o to, że pies to tylko pies, a jego miejsce jest w przydomowym ogrodzie. Bynajmniej! Pies zajmuje ogromnie istotne miejsce w moim życiu i daleka jestem od nazywania “tylko psem” ukochanego czworonoga. Właśnie dlatego uważam, że nie warto wszędzie zabierać ze sobą psa. Bo skoro ta futrzasta, czworonożna istota jest dla mnie tak ważna, to jej bezpieczeństwo i komfort są dla mnie priorytetem. Jeżeli uznajemy psa za pełnoprawnego członka rodziny to właśnie na nich powinna opierać się nasza relacja, a jeśli zasady postępowania wobec czworonoga dyktowane są przez lenistwo i oszczędność czasu to chyba coś poszło nie tak.

Moje życie z Gambitem nie składa się wyłącznie z radosnych pląsów po parku i wycieczek do lasu. Przeciwnie. Często zabieram go ze sobą w nietypowe miejsca. Gambit jeździ pociągami, autobusami i tramwajami, zdarzyło mu się korzystać również z Blablacara. Bywał ze mną w salonie operatora sieci komórkowej, na poczcie, w pubie i w kawiarni. Razem chodzimy na rozmaite miejskie imprezy. Nim jednak zdecyduję się zaproponować mu coś innego, niż swobodny spacer lub zwykły trening dwa razy zastanawiam się, czy to aby na pewno dobry pomysł. Nie daleko, że wolę aby bezczynnie siedział w domu, ale właśnie dlatego, że staram się o niego możliwie jak najlepiej dbać.

O tym, że zakupy to nie spacer pisałam już kiedyś szerzej. Tak naprawdę jednak nie to zakupy tu chodzi, ale o każdą sytuację, która w jakimś punkcie wymaga pozostawienia psa samemu sobie, kompletnie bez nadzoru. Pies pozostawiony bez opieki przed sklepem, bankiem, apteką czy dowolną inną instytucją jest narażony na niebezpieczeństwa, przed którymi nie ochroni go przywiązana do barierki smycz. Może paść ofiarą kradzieży, bezsensownego aktu przemocy, głupiego dowcipu lub ataku ze strony innego psa – choćby przechodzącego obok na niezablokowanej smyczy fleksi. Bezpieczeństwo mojego psa jest dla mnie priorytetem, więc nigdy nie wprowadzam go świadomie w sytuacje, kiedy będzie musiał zostać zupełnie sam w publicznym, w żaden sposób niestrzeżonym miejscu. Warto mieć takie rzeczy na uwadze, bo przecież lepiej zapobiegać niż leczyć – również w takich kwestiach, jak zaginięcie zwierzęcia [czytaj także: Jak zapobiec zaginięciu psa?].

Kiedy decyduję się zabrać Gambita w jakąś potencjalnie trudną sytuację zawsze zastanawiam się, czy jednak nie okaże się ona dla niego zbyt trudna. Mam to szczęście, że Gambit jest naprawdę wspaniałym psem w życiu codziennym i na wiele mogę sobie w tych kwestiach pozwolić. Mimo to wcale nie uważam, aby zabieranie go ze sobą dosłownie wszędzie było świetnym pomysłem.

Chcę, aby mój pies wychodząc ze mną na miasto czuł się dobrze i bawił równie fajnie jak ja. Jeżeli wydaje mi się, że nie poradzi sobie z sytuacją, że wydarzenie będzie dla niego zbyt głośne lub tłok zbyt duży, a jednak zależy mi na uczestnictwie w danym evencie to… po prostu zostawiam Gambita w domu. Krótką, nadprogramową rozłąkę odbijamy sobie następnego dnia, podczas długiego spaceru. Jeżeli natomiast wychodzimy gdzieś razem, to samopoczucie Gambita jest dla mnie priorytetem. Świadomie decyduję się postawić je ponad uczestnictwem w danym wydarzeniu. Gdy jestem z psem liczę się z tym, że coś może pójść nie tak, jakbym sobie tego życzyła i będę zmuszona wcześniej wrócić do domu, odejść, zrezygnować z imprezy, wycofać się na z góry upatrzone pozycje, później niż przewidywałam dotrzeć na miejsce. Dlatego często zostawiam Gambita w domu, wtedy, gdy wyjątkowo zależy mi na uczestnictwie w jakiejś imprezie czy miejskim evencie – kiedy wiem, że nie będę miała czasu i ochoty się nim zajmować, gdy egoistycznie planuję się skupić wyłącznie na sobie. Nie potrzebuję w naszej relacji złości, frustracji i dyskomfortu, więc staram się nie stwarzać takich sytuacji, w których mogłyby się one pojawić. Oczywiście, osobną sprawą są spacery socjalizacyjne, zapoznanie psa z miejskim zgiełkiem i treningi w rozproszeniach, kiedy w daną sytuację wchodzi się wyłącznie w celu treningowym, by szlifować komendy czy dążyć do przełamania lęków.

Podobnie podchodzę do kwestii wspólnych wyjazdów na wakacje, wychodząc z założenia, że skoro pies jest członkiem rodziny to urlop ma być przyjemnością również dla niego. Siedzenie w hotelowym pokoju w klatce kennelowej przez kilkanaście godzin to z pewnością żadna atrakcja dla zwierzaka, dlatego gdy chcę gdzieś wyjechać razem z nim zamiast opcji miejskiego zwiedzania wybieram chodzenie po górach lub szaleństwa na plaży. Albo, po prostu, dobrą, sprawdzoną opiekę, która zapewni psu wszystko to, czego będzie potrzebował w czasie mojej nieobecności.

Wierzę, że stabilny psychicznie, a do tego dobrze wychowany pies odnajdzie się w każdej sytuacji. Będzie wspaniałym towarzyszem zarówno podczas spaceru po okolicznym parku, jak i w czasie miejskiego festynu. Pod warunkiem, że obok niego stoi świadomy, zainteresowany komfortem zwierzęcia człowiek.

photo credit: Iza Łysoń

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.