Gambit powoli wychodzi na prostą. Po czterech tygodniach wylegiwania się na kanapie i dwóch poświęconych wyłącznie spokojnym spacerom na smyczy staram się na nowo zbudować mu mięśnie, a także (najważniejsze!) ostrożnie wracam do treningów obedience. To wciąż nie ta intensywność i częstotliwość co przed urazem, niemniej niezmiernie cieszy mnie każda, nawet najkrótsza sesja szkoleniowa – Gambita zresztą także. Radość radością, ale sześć tygodni chuchania, dmuchania i cackania się z psem jak ze śmierdzącym jajkiem to okres dostatecznie długi, aby z powodzeniem móc oddawać się refleksji nad sprawami tej najważniejszej natury. Psiej, oczywiście! A że urazy to ostatnimi czasy bliska memu sercu tematyka dziś przedstawię Wam 5 rzeczy do zrobienia z kontuzjowanym psem. Koniecznie!
1. Nowa codzienność
Słysząc o minimum czterech tygodniach totalnego braku aktywności można w pierwszej chwili pomyśleć, że to nic strasznego. Szczególnie, kiedy jest się mną – osobą, której pies w życiu codziennym jest szczerym złotem. Co trzeba załatwia na komendę. W domu nie biega po ścianach, tylko grzecznie śpi na kanapie. Można by pomyśleć, że oto los sprawił mi prezent, dając miesiąc na nadrobienie wszystkich serialowych zaległości. Przyznaję, że w maju obejrzałam cały drugi sezon „13 Reasons Why”, jednak wcale nie było to takie znowu miłe doświadczenie.
Bo okazuje się, że nawet u w miarę grzecznego psa po obcięciu treningów sportowych całej tej fizycznej aktywności jest w życiu zaskakująco dużo. Wskakiwanie na kanapę i łóżko. Ściganie się po schodach podczas powrotów ze spacerów. Okazywanie radości poprzez robienie chest vaultów. Jest pewna życiowa racja w tym, aby zabraniać psom wchodzenia na meble. Próbował ktoś z Was kontrolować wskakiwanie na łóżko u psa, u który w normalnych warunkach jest nieustannie przekonywany, że to najfajniejsze miejsce na ziemi? Ja wytrzymałam dwa tygodnie ostrożnego podsadzania i zdejmowania psa na ziemię, a jedyny efekt jaki osiągnęłam to to, że Gambit nie lubi brania na ręce jeszcze bardziej niż wcześniej.
2. Inna uważność
To zdecydowanie punkt z cyklu krępujące wyznania crazy dog ladies. Otóż, nigdy wcześniej tak uważnie nie przyglądałam się temu, jak mój pies sika. Uff, powiedziałam to. Nie chodzi jednak o sam mocz, ale o sposób, w jaki zwierzę opuszcza łapę na ziemię i wchodzi w normalny ruch – to właśnie była jedna z głównych wskazówek, które powiedziały mi, że trzeba pędzić do ortopedy.
Oczywiście, tamto powyżej to tylko wierzchołek góry lodowej. Codzienne obserwowanie, czy aby na pewno w tym trawniku po którym idziemy nie ma niebezpiecznej dziury, czy pies nie skraca kroku w kłusie, czy równo i dobrym tempem idzie po schodach, czy… z pewnością trwale odbije się na mojej psychice.
3. Tortury w sieci
Ja sobie tego nie robię – to się samo dzieje! W momencie, kiedy okazuje się, że pies na na pewien czas żegna się z treningami nagle następuje prawdziwy wysyp ciekawych wydarzeń: fantastyczne zawody i seminaria, w których absolutnie nie możemy wziąć udziału wyrastają jak grzyby po deszczu. Z telefonu wylewają się kolejne zaproszenia na eventy. Znajomi piszą, czy przypadkiem nie chcielibyśmy pojechać z nimi na spacer w super miejsce, z wodą, lasem i wszystkim czego zakręcony na punkcie psów człowiek mógłby zapragnąć.
Przez ostatnie pół roku mogła być totalna, absolutna posucha jeżeli chodzi o fajne psie imprezy w okolicy, ale w momencie, w którym pies dozna kontuzji z nagle Sahara zmienia się w prawdzi rajski ogród. Do wyboru, do koloru. Staram się oddychać głęboko i w myślach powtarzać, że co mnie nie zabije to mnie wzmocni.
4. Czekanie
W ten sposób płynnie przechodzimy do kolejnej fascynującej czynności, którą można z kontuzjowanym psem uprawiać na poziomie wyczynowym. Chodzi, że rzecz jasna, o czekanie. Na dłuższy spacer na smyczy. Na ten pierwszy spacer z odrobiną ruchu bez smyczy. Na trochę więcej spacerów. Na pierwszy, nieśmiały trening. Na to wszystko, co jeszcze do niedawna było stałym elementem rzeczywistości, a co zdarzało się przecież odrzucać z lenistwa, mówiąc „Jutro też jest dzień”. Chyba tylko na szczeniaczka czeka się trudniej!
5. Okłamywanie się
Od sześciu tygodni powtarzam sobie, że jestem cierpliwym człowiekiem i spokojnie poczekam, aż dostaniemy zielone światło na powrót do treningów. Czekam. Ale spokoju i cierpliwości nie ma w tym za grosz. Wydaje mi się, czy Gambit spogląda na mnie z pogardą?
Jak widać, jest całe mnóstwo niezmiernie interesujących aktywności, dzięki którym właściciel kontuzjowanego psiego sportowca może zarobić na bilet w jedną stronę do szpitala psychiatrycznego. Też masz psa, który niedawno się uszkodził? W takim razie – do zobaczenia na miejscu!
photo credit: Iza Łysoń
Skąd ja to znam! Szczególnie ten punkt 2… Nie wiem jak to się dzieje, ale również wyrobiłam w sobie tą umiejętność….
Okropne to jest, bo strasznie trudno krytycznie ocenić, czy rzeczywiście coś się dzieje, czy tylko odzywa się w człowieku podświadomy lęk 🙁
Oj ja taki okres przeżyłam strasznie! Fibi nie miała dotąd żadnej poważnej kontuzji (tfu! tfu!), ale rekonwalescencja po sterylizacji trwała u nas ponad 3 tyg. Ograniczenie ruchu psa na zewnątrz trudne nie jest, po prostu zapinasz na smycz i praktykujesz spokojne spacery, ale w domu… to dla mnie była masakra. Oczy dookoła głowy, czy pies nie planuje właśnie wskoczyć na kanapę/łóżko, a może się wyspał i chce właśnie zeskoczyć? A może postanowił zejść lub wejść po schodach, albo pobawić się z bratem w zapasy. Noce spędzane w zamkniętej klatce, bo jest przyzwyczajona, że w środku nocy wskakuje na łóżko, a jeszcze my to łóżko mamy bardzo wysokie. Trzymanie jej i uspokajanie codziennie, gdy Dominik wracał z pracy, bo przecież trzeba się cieszyć całą sobą. I to przerażenie, gdy nie zauważyłam i sama wskoczyła na kanapę! Jak nie mogłam jej pilnować, to oczywiście siedziała w klatce, specjalnie na tę okazję zamówiłam największą (XXL) 😀 żeby chociaż trochę swobody tam miała. Zaledwie po 5 dniach od zabiegu szwy puściły 🙁 Miała na nie reakcję alergiczną. I znowu szycie i okres rekonwalescensji zaczął lecieć od początku, załamka. Przyzwyczajona też do wychodzenia na sik czy zwykły chill do ogrodu, nagle i to straciła, bo jak jej zaufałam, że pójdzie tylko się wysikać, albo poleżeć, to postanowiła sobie pobiegać, bo ruchu już brakowało. Oby nas więcej to nie spotkało, sporo nerwów to kosztuje. Ja psychicznie po tych 3-4 tyg byłam padnięta 😀
Ojej, najgorzej, jak się człowiek tak stara, a rzeczywistość rzuca my kłody pod nogi i każe wszystko robić od nowa! 🙁 Wcale się nie dziwię, że po takim miesiącu byłaś wykończona psychicznie, nawet sobie nie zdajemy sprawy z tego, ile nasze psy na co dzień robią rzeczy, które mogą być niebezpieczne w okresie rekonwalescencji. Trzymam kciuki, żeby Fibisia kontynuowała dobrą passę braku kontuzji. 🙂