Historie ze spacerów i treningów. Sinusoida emocji, cz. 2

Pojawienie się w domu psa zwykle oznacza przewrócenie życia do góry nogami – bo pies to nie tylko spacery, pełna miska i konieczność częstszego odkurzania. To cała gama, mniej i bardziej subtelnych, zmian. Zmian, które dotyczą takich spraw, jak codzienna aktywność fizyczna, kierunki wakacyjnych wycieczek czy… Interakcje społeczne. Bywa, że to, czego można czasem doświadczyć podczas treningów i spacerów zupełnie nie mieści się w głowie. Dziś przed Wami najświeższe historie spacerowo-treningowe.

*

Nie wiem, gdzie w okolicy można trenować hokej, ale ewidentnie gdzieś można, bo kiedyś wracając z wieczornego spaceru minęliśmy pana obładowanego sprzętem hokejowym – kij, ochraniacze, maska. Prawdę mówiąc, minęliśmy to trochę zbyt dużo powiedziane. Próbowaliśmy się minąć, ale nam nie wyszło. Pan chciał być miły i zrobił nam miejsce na chodniku, odsuwając się na samą krawędź. Pech chciał, że potknął się przy tym, stracił równowagę i wypuścił swoje bagaże. W efekcie cała góra hokejowego sprzętu wylądowała z hukiem tuż pod łapami mojego psa.

Przestraszyliśmy się wszyscy troje, ale Gambit najbardziej. Po kilku sekundach szoku doszedł do wniosku, że trzeba nieznajomego oburczeć i obszczekać. Pan chciał się szybko zwinąć z miejsca, w którym dokonał zamachu na życie mojego psa, ale poprosiłam, żeby jednak chwilę z nami został, dał się spokojnie obejrzeć i powąchać. Zgodził się. I tak staliśmy sobie w środku nocy, a z Gambita powoli schodziło napięcie. Po kilku minutach on i nieznajomy hokeista byli dobrymi kumplami, a ja nie mogłam uwierzyć, że o 23 ktoś zgodził się poświęcić swój czas tylko po to, żeby stać obok mojego psa.

*

W drodze powrotnej z Grand Prix Obedience wstąpiłam do McDonald’s – w końcu przewodnik też musi się nagrodzić po wysiłku na ringu, a każda okazja, żeby zjeść McFlurry jest dobra. Pani, która podawała mi zamówienie z McDrive obrzuciła Gambita pełnym zachwytu spojrzeniem i prawie krzyknęła: „Och, jaki piękny morderca!”.

*

Zawsze, kiedy mój pies biega luzem wołam go do siebie, gdy ma nas minąć biegacz, rolkarz lub rowerzysta – sama podczas biegania z pewnym niepokojem omijam obce psy, więc wychodzę z założenia, że ten drobny gest może komuś bardzo ułatwić trening. Dla Gambita to kilka sekund treningu cywilnego posłuszeństwa, dla sportowca – spokojna głowa. Ostatnio na spacerze pierwszy raz zdarzyło mi się, żeby ktoś na to zareagował: przejeżdżający rowerzysta zawołał do mnie „Dziękuję!”. Tak mnie to zdziwiło, że w końcu nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć.

*

Gambit lubi rozdawać całusy, więc siłą rzeczy jest świetnie przyzwyczajony do tego, że człowiek w okularach musi od czasu do czasu wyczyścić swoje szkła w jego obecności. Przecieranie t-shirtem lub specjalnymi chusteczkami zna i rozumie doskonale, ostatnio jednak zaskoczyła go w tej kwestii pewna alternatywa.Podczas spaceru na okularach usiadła mi mucha – taka z gatunku tych małych, przyklejających się z lubością zwłaszcza do jasnych ubrań. Nie zatrzymując się, zdjęłam okulary i zdmuchnęłam muchę ze szkła. Gambit gapił się na te szamańskie czynności tak intensywnie, że zupełnie nie zauważył zwężenia chodnika i… Wszedł w żywopłot.

*

Jak widać, życie z psem to emocjonalny roller coaster, w sekundę potrafi prześlizgnąć się od strachu o życie do stanu faith in humanity restored. Co Was ostatnio spotkało na spacerze? Macie jakieś ekscytujące historie z życia z psem? Koniecznie podzielcie się swoją opowieścią w komentarzu!

  11 komentarzy do tekstu: „Historie ze spacerów i treningów. Sinusoida emocji, cz. 2

  1. Avatar
    19 października 2018 at 22:24

    Kurcze, mi rowerzyści dosyć często dziękują za oczyszczenie trasy 🙂

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      20 października 2018 at 11:05

      Może tamten pan otworzył u mnie worek z podziękowaniami i mnie również zaczną. 🙂

  2. Avatar
    DZ
    22 października 2018 at 15:38

    A mnie często biegacze, ale na górskim szlaku, a to zupełnie inna kategoria ludzi…
    Czytając ten artykuł po raz kolejny zastanawiam się nad kontaktami psa z ludźmi… Teorii na ten temat jest wiele, oczywiście sprzecznych. Czy mogłaby Pani napisać artykuł na ten temat? Obcy człowiek na spacerze, w domu (listonosz, goście). I ile tych kontaktów, a ile odpoczywania w swoim komfortowym mieszkanku? Już kiedyś zamieściłam taka prośbę w komentarzach, ale gdzieś pewnie umknęła.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      22 października 2018 at 15:55

      Tak samo, jak w przypadku psów, kontakty z obcymi ludźmi zależą od tego jaki i jest pies i jakiego zachowania wymaga od niego właściciel – trudno generalizować. Może rzeczywiście kiedyś napiszę tekst na bloga o tym, jak sprawa wygląda u mnie. 🙂

  3. Avatar
    23 października 2018 at 13:35

    Pan hokeista zdobył moje serce <3 Odnośnie podziękowań zbijających z tropu, to ostatnio zostałam zaszczycona całą paradą dziękczynną. Spacerujemy sobie po lesie i nagle słyszę dudnienie silników. Widzę jak z oddali, pędzą w naszym kierunku motocrossy. Grzecznie ściągam Vuka i siebie na bok ścieżki. Przejeżdża pierwsza fala, około dziesięciu chłopa i wszyscy mijają nas z uniesioną dłonią w geście podziękowania. Myślę sobie: "no spoko, nie ma sprawy chłopaki". Za chwilę druga fala – to samo. Później trzecia i czwarta. Minęło nas łącznie chyba z trzydziestu motocyklistów i wszyscy przejeżdżali z uniesionymi dłońmi, podczas gdy ja stałam, trzymając psa za obrożę i nie wiedząc co ze sobą zrobić po prostu im odmachiwałam. Ja wiem, że crossy w lesie nie spotykają się z wielką sympatią, ale żeby drobny uczynek wygenerował mi taką paradę dziękczynną, to aż się zdziwiłam. ;P

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      23 października 2018 at 18:40

      Faktycznie Cię spotkała istna parada chwały! 😀
      Swoją drogą, ja się trochę jednak boję spacerować z psem w miejscach gdzie się jeździ na crossach/ w okresie, kiedy jest tego dużo, bo mam wrażenie, że naprawdę łatwo o wypadek.

      • Avatar
        24 października 2018 at 14:03

        Wiesz co, ja całe życie się wśród motocyklistów obracam i do tego mam nietoperski słuch, więc z dotychczasowych doświadczeń mam wrażenie, że bardzo dobrze i szybko lokalizuję źródło i odległość moto – dźwięków. Poza tym w naszych miejscówkach oni jeżdżą falami, jak ta z parady. Jak się ich minie na trasie raz, to potem już spokój. Vukowski po lesie trzyma te swoje 10-15 m – nie dalej, więc jakoś nie mam nad tym strachu 🙂

      • Pies do kwadratu
        Pies do kwadratu
        24 października 2018 at 16:00

        Na pewno masz milion razy większe doświadczenie z tym środowiskiem ode mnie. Ja mam za sbą raptem kilka spacerów w sąsiedztwie osób jeżdżacych na crossach i prawdę mówiąc, wyglądało to zupełnie inaczej – 2-3 bardzo młodych chłopaczków (gimnazjum?) szalejących na skraju lasu/ hładach piachu. Ogólnie, staram się kontrolować psa i nikomu nie przeszkadzać, ale cała sytuacja nie budziła mojego zaufania, więc ile razy ich spotkałam, tyle razy wolałam iść z zgoła odmiennym kierunku. 😉

        PS. Mój grammar nazi docenia! <3

      • Avatar
        24 października 2018 at 14:05

        Info dla Twojego wewnętrznego grammar nazi, z prośbą o wybaczenie: widzę, że zgubiłam przynajmniej jeden przecinek i jedną spację <3

  4. Avatar
    24 października 2018 at 09:03

    U nas historii spacerowych co nie miara, zwłaszcza z innymi psami, ale raczej one do miłych nie należą…

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      24 października 2018 at 16:02

      Niestety, o nieprzyjemnych spotkaniach z psami również mogłabym napisać książkę. Dość powiedzieć, że niedawno musiałam ratować swojego (przecież nie miniaturowego!) psa przed mixem rottka, biorąc go na ręce. Właściciela, oczywiście, nigdzie nie było, a rottek gdyby miał trochę więcej jaj mógłby z powodzeniem odgryźć mi pół twarzy zamiast tylko jeżyć się i na mnie szczekać. :/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.