Controlne przebiegi treningowe obedience, edycja 2.0

Wychodzę z założenia, że na zawody treningowe obedience warto jechać zawsze – nawet, jeżeli jeszcze nie do końca jest się przygotowanym do startu w danej klasie, a wykonanie niektórych ćwiczeń kuleje. Bo zawody to nie tylko ćwiczenia wykonywane zgodnie z wytycznymi regulaminu, ale wyprawa w nowe miejsce, czekanie na swoją kolej (bywa, że bardzo długie!), przebywanie wśród obcych ludzi i psów oraz poruszanie się po ringu w towarzystwie nieznanego komisarza. Mało kto ma czas i możliwości, aby sobie zorganizować taki trening, który dokładnie będzie oddawał całą tę zawodniczą otoczkę i atmosferę. Dlatego, jeżeli tylko ma się dokładnie wytyczone cele treningowe i potrafi się nie stracić ich z oczu w obliczu faktu, że ktoś nas jednak ocenia – zawody treningowe są cenną okazją na budowanie psa, bez względu na poziom zaawansowania. Kierując się tą właśnie myślą zdecydowałam się na udział w Controlnych przebiegach treningowych obedience 2.0, które odbyły się 6 kwietnia 2019 w Holendrach Baranowskich koło Warszawy. Za pokazywanie punktów na imprezie odpowiadała Klaudia Szymańska.

Sport sportem, ale zobaczcie, jaka temu dżentelmanowi urosła bujna kryza!

Jak łatwo się domyślić, najbardziej zależało mi na przetestowaniu aportu węchowego w atmosferze zawodów, a także pokazaniu Gambitowi, że bez względu na warunki możemy dobrze czuć się na ringu. Patyki, niestety, nie poszły tak jakbym sobie tego życzyła (o czym niżej), za to drugi cel zrealizowałam co najmniej w dwójnasób. Podczas naszego przebiegu wyszła na jaw cała masa technicznych niedoróbek i spraw, które będą wymagały ode mnie jeszcze trochę pracy. Za to – czy też: mimo to! – oboje byliśmy w świetnych nastrojach. Gambit, chociaż na ring wszedł już nieco zmęczony, pracował odpowiedzialnie, w skupieniu, spokojnie i z dobrą energią. Nie gasił się po popełnionym błędzie, nawet gdy zwracałam mu na niego uwagę. Ja z kolei byłam w stanie rozmawiać z komisarzem, kontrolować psa, zachować spokój i chłodną głowę, a co najważniejsze, mimo że byłam doskonale świadoma wszystkich tych 0, które nałapalibyśmy, gdyby to były prawdziwe zawody, nie denerwować się. Jestem z nas naprawdę ogromnie dumna. Zamiast na ringu walczyć o przetrwanie, złapaliśmy wspaniały flow, zupełnie jak podczas zwykłych treningów. I to właśnie jest obedience, które chciałabym przeżywać już zawsze.

Poniżej, dla ciekawych, przedstawiam omówienie poszczególnych ćwiczeń, warto jednak wziąć poprawkę na to, że na oficjalnych zawodach punktacja nie wyglądałaby tak łaskawie.

Waruj w grupie przez 1 min., 8 p.
Ze wstydem przyznaję, że Gambit pierwszy raz robił zostawanie dwójkowe. Wracałam do niego często, nagradzałam bardzo mocno, a i tak trochę się podsunął do przodu. Muszę przestać zapominać o tym elemencie podczas treningów.

Aport koziołka przez przeszkodę, 6,5 p.
Gambit drgnął przy wyrzucie, więc zwolniłam go za sobą do nagrody, a dopiero potem wysłałam po aport. Ruszył po koziołek bardzo chętnie i szybko – szkoda, że nie tą drogą co powinien. Odwołałam go natychmiast po ominięciu przeszkody i powtórzyłam całe ćwiczenie. To, co jest dla mnie ważne to to, że Gambit się tym w ogóle nie przejął.

Stój i waruj w marszu, 9,5 p.
Wybrałam pozycje stój i waruj w marszu w dokładnie tej kolejności, bo stój Gambit ma pewne, a ostatnio pracuję między innymi nad szybkim waruj, kiedy pojawia się jako któraś z kolei pozycja na zetce. Jestem naprawdę zadowolona, chociaż zadek chwilę dłużej zawisł w górze, bo w zrezygnowałam tu z jakichkolwiek pomocy, a podczas zwykłych treningów często dodatkowo podkręcam Gambita głosem. Na końcu trochę oboje się zawiesiliśmy i zagapliśmy na wystający z ziemi pieniek, stąd strata połówki punktu.

Aport węchowy, 6 p.
Oczywiście, powinno być 0, ale najwyraźniej Klaudia chciała mnie trochę pocieszyć. W patykach nie mam wobec Gambita absolutnie żadnych wymagań poza wyszukaniem właściwego drewienka i podjęciem decyzji o powrocie z nim do mnie – nie interesuje mnie czy ten powrót jest szybki, jak pies trzyma patyk, czy go podgryza. Na wszystkie te detale kiedyś przyjdzie czas, ale to jeszcze nie ten etap i chociaż mam je z tyłu głowy kompletnie się ich nie czepiam. I co? I nie pomogło, bo Gambit wybrał źle, a na dodatek ja zawołałam go po tym do siebie, bo byłam przekonana, że podjął właściwy patyk, ale zawiesił się na decyzji o powrocie. Z pewnością w pewnym stopniu mogę zrzucić to na karb pogody, bo okropnie wiało, a taka aura nie pomaga węszeniu, jednak nie da się ukryć, że jeżeli chodzi o pewne, skuteczne wykonanie aportu węchowego przed nami wciąż jeszcze daleka droga.

Kiedy pomocnik komisarza powiedział mi, że to nie ten patyk wysłałam Gambita jeszcze raz – tym razem już sobie poradził. Nie chciałam jednak zostawiać tego – aktualnie najważniejszego dla mnie! – ćwiczenia w ten sposób, dlatego poprosiłam komisarza o możliwość powtórzenia aportu węchowego po dwóch kolejnych elementach przebiegu. To drugie podejście było już bardzo dobre, oczywiście w kontekście moich ograniczonych wymagań, a więc Gambit zrobił świetne wyszukiwanie nosem właściwego patyka, natychmiast go podjął i zdecydował o powrocie. Dla samej tej drugiej próby warto było spędzić w Holendrach Baranowskich cały dzień!

Zmiany pozycji, 9 p.
Ostatnio bardzo koncentrowałam się na przyspieszeniu zmian pozycji, co zaowocowało odklejeniem się łap i ogólnym spadkiem formy jeżeli chodzi o technikę wykonania ćwiczenia. Stąd distance control zrobiłam z pomocą w postaci podkładki, a do tego z bardzo małej odległości. Wyszło w porządku, natomiast to co szczególnie mnie cieszy to fakt, że Gambit jakoś szczególnie nie zaniepokoił się stojącym dość blisko komisarzem, który machał rękoma.

Chodzenie przy nodze, 9,5 p.
Mogłyby być lepsze, ale chyba nawet ja nie mogę jakoś szczególnie marudzić w tym punkcie. Bardzo pomagałam przy krokach w tył, bo odpracowuję dwa dość bolesne przydeptania.

Przywołanie z zatrzymaniem STÓJ, 7,5 p.
Samo zatrzymanie było raczej słabe, ale jestem zadowolona z całej reszty – wyczekania, braku reakcji na komendy komisarza i ładnego dostawienia. Może gdybym zdecydowała się na pomoc ciałem, zamiast podania komendy jak na zawodach, stój technicznie mniej odbiegałby od tego, co zwykle widzę na treningach, ale za to wiem na czym stoję i gdzie trzeba przycisnąć detal.

Wysyłanie do kwadratu, 8,5 p.
Kwadrat zrobiłam z pomocą w postaci targetu. W dwójce odległość od właściwego miejsca jest już na tyle duża, że przy odpowiednim kolorze podkładki pies tej pomocy zupełnie nie widzi kiedy biegnie do celu, natomiast nieco łatwiej jest mu zatrzymać się w dobrym miejscu – i o to chodziło! Szkoda, że już po zatrzymaniu coś się zadziało i Gambit, zamiast się położyć, zaczął iść w moją stronę. Przypuszczam, że to wiatr porwał słowa i po prostu nie usłyszał, czego właściwie od niego chcę. Zatrzymałam go, poprawiałam i położyłam, zgodnie z zasadą ratowania ćwiczenia do końca. Oczywiście, wiązało się to ze sporą liczbą dodatkowych komend, ale cieszy mnie, że Gambit bardzo świadomie ponownie znalazł target. Poza tym, spójrzcie tylko na to wykończenie po przywołaniu do nogi!

Aport kierunkowy, 8,5 p.
W tym ćwiczeniu od początku miałam plan, aby Gambita trochę oszukać, bo wybieranie właściwego aportu, tempo do koziołka, podjęcie i powrót są w porządku, natomiast pracuję nad pozbyciem się constipated border collie look po odprowadzeniu do pachołka. Wyszło świetnie, bo Gambit stał prosto, z uniesioną głową, oddychał – i za to właśnie, zamiast wysłać go do koziołka, nagrodziłam go u siebie zabawką.

Wrażenie ogólne, 10 p.
A do tego komentarz „Spokojny w przejściach, eksplozywny w bieganiu”. Czego można chcieć więcej w tym całym obedience?

Poniżej krótki film, prezentujący najlepsze momenty przebiegu. Gdyby to były oficjalne zawody najpewniej skończylibyśmy z trzema 0, ale ten nastrój rekompensuje mi naprawdę każdą techniczną niedoróbkę! Nie zapomnijcie włączyć HD, a po obejrzeniu kliknąć guziczka „Subscribe”!

photo credit: Marta Pieczerak | fotografia

  2 komentarze do tekstu: „Controlne przebiegi treningowe obedience, edycja 2.0

  1. Avatar
    Ja i Ona
    28 kwietnia 2019 at 22:35

    I jak tak sobie czytam, to wciąż ta myśl: Ile ja jeszcze muszę pracować! W sprawie rozproszeń najbardziej. I czasem jest to motywujące, a czasem wręcz przeciwnie. Ale znalazłam u Ciebie pomysły na wzmacnianie psa w tych trudnych warunkach. Przy okazji z przyjemnością wysłuchałam rozmowy radiowej z Twoim udziałem. Gratuluję Waszej dwójce!

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      29 kwietnia 2019 at 00:47

      Niestety, obedience to taki sport, gdzie nauczenie ćwiczenia to właściwie dopiero początek roboty… Trzeba być mega pracowitym i regularnym. 🙂
      Ojej, bardzo mi miło, że ktoś to jeszcze odkopał i super się cieszę, że Ci się podobało i że blog Cię zainspirował w pracy z Twoim psem! <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.