„Przecież on chce!”, czyli…

…pies sportowy i kilka słów o tym, gdzie kończy się realizacja potrzeb, a zaczyna niepotrzebne narażanie psiego zdrowia.

Pies na kwietnej łące wyskakujący w górę.

*

O tym, że aby prawidłowo funkcjonować pies potrzebuje ruchu, aktywności i intelektualnych wyzwań mówi się nie od wczoraj, toteż w Polsce lawinowo rośnie popularność sportów kynologicznych. Nie dysponuję wprawdzie dokładnymi danymi, sądzę jednak, że nie pomylę się pisząc, że z roku na rok w każdej dyscyplinie kynologicznej startuje coraz więcej zawodników. I bardzo dobrze! Uprawianie sportu z psem – bez względu na to, czy mowa o obedience, agility, IGP, dogfrisbee, noseworku, dogtrekkingu czy jednej z wielu dyscyplin, której zdecydowałam się tutaj nie wymieniać – to całe mnóstwo korzyści.

Przede wszystkim, można spędzić miło czas na świetnej zabawie ze swoim czworonogiem. Pies jest zmęczony w zdrowy, dobry sposób, więc w domu zajmuje się wypoczywaniem, a człowiek ma nieco czasu dla siebie. Buduje się oparta na wzajemnym szacunku i zaufaniu relacja pomiędzy czworonogiem i jego przewodnikiem. Zyskuje się nowych znajomych i hobby, w którym z łatwością można utopić co najmniej pół wypłaty. Z czasem coraz bardziej wsiąka się w środowisko związane z daną dyscypliną, treningi stają się bardziej systematyczne i ukierunkowane, rośnie ochota na kolejne wyzwania, a motywacja szybuje pod samo niebo. Sport z psem staje się nowym stylem życia i niesamowicie istotnym elementem codzienności. I świetnie! Każdy powinien przecież żyć w dokładnie taki sposób, w jaki ma ochotę.

Przynajmniej tak długo, jak ta jego ochota nikomu nie zagraża.

Może się zdarzyć, że po wielu godzinach na placu treningowym z zabranego lata temu ze schroniska kundelka wykluje się prawdziwy demon sportowej pracy. Częściej jednak wraz ze wzrostem sportowych apetytów przewodnika w domu pojawia się kolejny pies, wybierany już pod kątem tej konkretnej dyscypliny, która szturmem podbiła ludzkie serce. Taki pies, któremu Matka Natura w genach zapisała, że praca z człowiekiem ma być istotą jego życia. Taki, który za swoim przewodnikiem bez wahania skoczy w ogień.Taki, który płynie po ringu z wysoko uniesionym ogonem bez względu na warunki. Taki, dla którego hasło „Do roboty!” to prawdziwa muzyka duszy. Z całego serca każdemu, kto pokochał jakiś sport życzę właśnie takiego psa!

Pod warunkiem, że jego przewodnik na co dzień będzie pamiętał, że pies ów jest tyleż wspaniały, co zwyczajnie bezdennie głupi.

Psy selekcjonowane pod kątem pracy z człowiekiem, które na dodatek w ramach treningów uczy się, że ćwiczenia z przewodnikiem to najlepsze, co może je w życiu spotkać wymagają od swoich ludzi szczególnej troski i uważności. Taki pies bowiem nigdy nie odmówi pracy. Nigdy! Nawet jeżeli w danym momencie mogłaby ona być dla niego niebezpieczna. Nawet jeżeli odczuwa ból. Nawet jeżeli jest na granicy przegrzania. Nawet jeżeli jest chory. Nawet jeżeli… Taki pies zawsze wykona zadanie z uśmiechem na pysku. Do tego pewnie nawet nie zwolni, a chwilę później poprosi o jeszcze.

Dlatego nie mówicie mi, że psy są mądre. Nie są. Za to mądrzy muszą być w związku z tym ich ludzie.

Nie chcę pozować na świętą, nieomylną osobę. Gambit jest moim pierwszym psem sportowym, więc oczywiście popełniłam trochę błędów w prowadzeniu go. Zdarzyło mi się również, że nie doceniłam jego wewnętrznej motywacji do ćwiczeń i chęci zadowolenia.

Zeszłego lata, podczas jednego z tych zdecydowanie cieplejszych dni, robiłam trening obedience. Wprawdzie było już późne popołudnie, ale wciąż było gorąco. Niby trenowałam krótko, ale w pewnym momencie coś mi nie pasowało z dobieganiem do nogi z kwadratu. Chciałam, żeby Gambit bardziej świadomie szukał poprawnej pozycji, lepiej wklejał się w do nogi, więc zaczęłam poprawiać ten element. Efekt? Kilka rund biegania z kwadratu do nogi pod rząd. W ostatnim powtórzeniu Gambit idealnie wycelował głową w miejsce, o które mi chodziło, a potem nagle niebezpiecznie się zachwiał – ewidentnie przegrzany. Trwało to sekundę. Natychmiast wrócił do poprawnej pozycji – bo przecież chciał pracować dalej!

Oczywiście, od razu skończyłam trening. Ostatecznie, nic się nie stało, a Gambit po odpoczynku w cieniu i napojeniu do domu wracał w świetnym humorze. Co nie zmienia faktu, że do tej pory jest mi wstyd, kiedy pomyślę o tej sytuacji i mam ogromne wyrzuty sumienia.

Bardzo ważnym zadaniem przewodnika psa o takiej ogromnie wysokiej motywacji do pracy jest uważne obserwowanie zwierzęcia i myślenie za nie o wszystkich możliwych konsekwencjach uprawianej aktywności. Każdy, nawet najmniejszy spadek formy może być sygnałem choroby lub poważnej kontuzji. Błąd w treningu może być tylko błędem, może jednak również być sygnałem alarmowym – czerwoną flagą, która krzyczy „Biegnij do weterynarza!”.

Nie sposób takiemu psu zaufać, a opieranie swojej oceny jego stanu zdrowia na tym, że przecież chce to proszenie się o kłopoty. Niezmiennie trzeba o tym pamiętać. Bo taki pies chce zawsze. Więcej, więcej i więcej.

 

photo credit: Iza Łysoń

  8 komentarzy do tekstu: „„Przecież on chce!”, czyli…

  1. Avatar
    Nick
    28 czerwca 2019 at 09:53

    Czasem wstydzę się tego że nie potrafię wykorzystać talentu mojego psa do Dogfrisbee. Jestem zła gdy mój pies nie wykona jakiejs komendy gdy prawidlowo robił to poprzedniego dnia, że nie poświęcam mu wystarczająco dużo czasy. Popełniłam wiele ogromnych błędów w wychowaniu psa…

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      28 czerwca 2019 at 10:13

      Każdy popełnia błędy, przy każdym psie – nawet jaki się tych psów miało już kilka, to zawsze przecież można zepsuć coś zupełnie nowego 😛 Ważne, żeby umiec krytycznie spojrzeć na swoje działania i zatrzymać się nim człowiek naprawdę przesadzi.

  2. Avatar
    anita
    28 czerwca 2019 at 11:36

    Nie tylko w sporcie takie akcje. Czasem ludzie zwyczajnie chcą dla psa jak najlepiej a tymczasem żar leje się z nieba, godziny mijają a oni uparcie rzucają tę piłkę bo „przecież widać że on chce”.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      28 czerwca 2019 at 12:45

      To prawda, ludzie potrafią być bardzo nieostrożni, bez względu na to, czy sązaangażowani w sport, czy nie. 🙁 Chociaż wydaje mi się, że ryzyko jest największe u takich bardzo wysoko zmotywowanych psów, dla których praca z człowiekiem jest sensem życia.

  3. Avatar
    29 czerwca 2019 at 07:52

    Nie od dziś wiadomo, że zbyt duża presja przynosi odwrotny skutek. Tylko dużo cierpliwości, spokój i najważniejsze – danie sobie i pieskowi CZASU. Mam kundelka z którym biegamy agility. Przeszliśmy ogrom pracy żeby ten mały kolega w ogóle zaczął chcieć. Dużo pracy z motywacją. Nadal są dni, że ma z nią ogromne problemy, ale odpuszczam, bo wiem, że na siłę nic z tego nie wyjdzie. On jest wspaniałym nauczycielem pokory 🙂 Mogłabym się wkurzać, że jak ma dobry dzień i mu się chce to biega rewelacyjnie, szkoda, że takich dobrych dni jest niewiele (zwłaszcza na zawodach ktoś „podmienia” mi psa) Co mi to da? Co najwyżej frustracje. Musimy dalej pracować i nie zapominać, ze przecież zaczęliśmy to wszystko robić dla zabawy! I mimo coraz większych ludzkich ambicji nie wolno o tym zapominać.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      30 czerwca 2019 at 17:32

      Czas nie pomoże na brak wyobraźni i odpowiedzialności u przewodnika, a o to się rozchodzi. Parcie na wynik, które przysłania konieczność dbania o dobrostan psa i popycha na przykład do takich akcji, jak startowanie w wymagającej dyscyplinie z karmiącą suką, 3 tygodnie po porodzie.

      Oczywiście, cierpliwość, spokój i czas są ogromnie ważne, ale wszystkie te elementy dotyczą raczej okresu przygotowania do zawodów. A czasem, tak po prostu, nawet jak jesteśmy przygotowani trzeba odpuścić. 🙂

  4. Avatar
    30 czerwca 2019 at 15:16

    Jak ja się cieszę, że mój kundel potrafi na placu powiedzieć „to ja idę na przerwę” mimo, że zrobiliśmy tylko jedno powtórzenie. Ale dla niego już za długo, za ciepło, za duszno, po placu łazi facet, który go wkurza i on zrobi tylko jedno powtórzenie, bo przy drugim jego koncentracja jest rozmyta i nie ma sensu. No to ma przerwę, albo nawet koniec zajęć. Ale na następnych zajęciach, jak odpocznie to daje z siebie 150%.

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      6 lipca 2019 at 22:38

      Ojej, strasznie Cię przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, nie wiem dlaczego, ale WordPress Twój komentarz wrzucił do spamu! 🙁

      Fajnie, że Iggy wie, kiedy powiedzieć sobie dość, to zdecydowanie bezpieczniejsza zdrowotnie opcja dla psa i jasny sygnał dla przewodnika, że należy przestać. I super, że nie traci motywacji na dłużej, tylko daje z siebie wszystko na kolejnym treningu!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.