Pies to wspaniały towarzysz, który wnosi w życie swojego człowieka naprawdę wiele radości. Wspólne spacery, treningi, a nawet leniwe leżenie na kanapie podczas odpoczynku po wyjątkowo aktywnym dniu to w towarzystwie rozmerdanego ogona sama przyjemność. Bez wątpienia, dzięki obecności czworonoga życie nabiera jaśniejszych, bardziej intensywnych barw, jednak aby tak się stało potrzebne są dwa podstawowe elementy: mądre zaangażowanie ludzkiej oraz zdrowie psiej części zespołu. Zwłaszcza ten drugi element wymaga szczególnej dbałości ze strony odpowiedzialnego przewodnika, trudno bowiem o bardziej tragiczny obrazek niż całkowicie uziemiony kontuzją lub chorobą przedstawiciel aktywnej rasy.
Lepiej zapobiegać niż leczyć
O zdrowie czworonoga najlepiej zadbać od samego początku, przy czym pisząc to, wcale nie mam na myśli chwili, w której pies pojawia się w domu. Zdrowie psa powinno być priorytetem od momentu, w którym zostaje podjęta decyzja o zakupie szczenięcia. Poszukiwania pieska – szczególnie jeżeli dla przyszłego właściciela ma to być pierwszy pies w danej rasie! – najlepiej rozpocząć od zdobywania wiedzy na temat charakterystycznych dla rasy chorób. Warto dowiedzieć się, jakie schorzenia zwierzę może odziedziczyć po przodkach, w jaki sposób dokładnie są następuje ich przekazanie kolejnemu pokoleniu, czy można uniknąć ich dzięki przeprowadzeniu badań genetycznych u rodziców, a także jaki wpływ na zachorowalność ma środowisko, a to co pies robi, jak intensywnie ćwiczy, etc. Ta podstawowa wiedza to fundament, na którym można oprzeć się w poszukiwaniach odpowiedniego krycia oraz rozmowach z hodowcami.
Należy pamiętać, że całkowicie wolne od chorób linie nie istnieją. Z tego powodu sceptycznie podchodzę do pojawiającego się do czasu do czasu tematu gwarancji na zdrowie szczenięcia – bez względu na to, czy wymaga jej kupujący, czy oferuje ją hodowca. Powoływanie do życia kolejnych pokoleń psów zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem, chociażby dlatego, że krzyżując konkretną parę zwierząt ma się nadzieję na uzyskanie potomków nie tylko zdrowych, ale też posiadających pewne konkretne cechy lub predyspozycje. Nieważne, czy chodzi o wystawy, sport na światowym poziomie, czy cechy niezbędne w pracy terapeutycznej. Rolą odpowiedzialnego hodowcy oraz świadomego nabywcy (pamiętajmy, że popyt kształtuje podaż!) jest dążenie do możliwie największego zmniejszenia wspomnianego ryzyka, niemniej nie sądzę, aby dało się je całkowicie wyeliminować. Po pierwsze, sposoby dziedziczenia niektórych chorób (np. padaczki) wciąż jeszcze nie zostały dostatecznie dokładnie poznane. Po drugie, nawet gdy pasjonaci rasy tworzą wąską, zamkniętą grupę nie wszystkie informacje dotyczące zdrowia psów są jawne i powszechnie dostępne. Wszystko to sprawia, że świadomy, odpowiedzialny hodowca nie pozwoli sobie na oświadczenie z całą pewnością, iż wszystkie psy z jego przydomkiem są zdrowe. Podobnie, nie będzie tego wymagać świadomy, odpowiedzialny nabywca. Jedyne, co można zrobić to dążyć do przebadania największej liczby psów dostępnymi na rynku testami oraz szczerze, otwarcie rozmawiać o związanym z danym kryciem ryzyku.
Nie bez powodu wspomniałam wcześniej o wpływie środowiska i związaną z nim zapadalnością na niektóre schorzenia. Od chwili odebrania szczeniaka z hodowli zdrowie zwierzęcia spoczywa w rękach jego nowego właściciela, a młody pies aktywnej rasy i pełen entuzjazmu człowiek to duet, który może łatwo przesadzić. Tymczasem, ostrożność ze strony przewodnika to jeden z najważniejszych elementów w procesie zdrowego dorastania szczenięcia. To bardzo szerokie pojęcie i postawa, która może mieć swoje zastosowanie w dosłownie każdym aspekcie życia – od stosowania odpowiedniej, zbilansowanej diety po łagodne, bezpieczne wprowadzanie nowych aktywności. Dla mnie kluczowa w tym kontekście jest przede wszystkim praca nad sobą, bowiem pogłębianie wiedzy i umiejętności technicznych przez człowieka bezpośrednio przekłada się na psie bezpieczeństwo. Warto pracować pod okiem doświadczonego trenera, który podpowie, jak nauczyć psa nowych rzeczy w bezpieczny, kontrolowany sposób. Zawsze też sprawdza się zasada ograniczonego zaufania – zarówno wobec własnego psa, jak i osób z zewnątrz.
Plan awaryjny
Gdy dzieje się źle, dobrze jest mieć plan. Jednocześnie, nie zachęcam, aby zakładać, że wymarzone szczenię na pewno okaże się chore lub ucierpi z powodu poważnej kontuzji. Po prostu uważam, iż planując wspólną, świetlaną przyszłość również taką możliwość dobrze mieć z tyłu głowy. Na wszelki wypadek. Zwłaszcza, że nie od dziś wiadomo, iż choroba lub kontuzja psa to ogromne wydatki. Specjalistyczne usługi weterynaryjne, jeżdżenie po kraju (i nie tylko!) do lekarzy z największym doświadczeniem w danej dziedzinie, lekarstwa, zabiegi rehabilitacyjne – wszystko to niemało kosztuje, więc dobrze jest być choćby częściowo przygotowanym na finansowo na taką sytuację.
W języku angielskim funkcjonuje pojęcie Fuck-off Fund, oznaczające pieniądze odłożone na czarną godzinę. To takie fundusze, które będzie można wykorzystać, aby “spaść na cztery łapy” w przypadku poważnej choroby lub utraty pracy. Jeżeli wszystko układa się dobrze odpowiednia kwota pozostaje nienaruszona na koncie lub w skarbonce, dając właścicielowi znacznie więcej niż dobra materialne, które mógłby za nią kupić – poczucie bezpieczeństwa. Poważna choroba lub kontuzja psa potrafi nie tylko zupełnie wydrenować portfel, lecz również zdezorganizować życie całej rodziny, dlatego myślę, że decydując się na zakup szczeniaka dobrze pomyśleć o Fuck-off Fund specjalnie dla niego. Pies to przecież kolejny członek rodziny, o którego trzeba się troszczyć. Gromadzenie funduszy można zacząć już przy zakupie szczeniaka, na przykład doliczając do jego ceny dodatkowy 1 tys. zł, który trafi na specjalne konto. Jeżeli zaś wymarzony pies już z nami mieszka, można zawrzeć z samym sobą dżentelmeńską umowę i do kosztów każdego psiego wydarzenia (seminarium, zawodów, obozu, etc.) doliczać 100 zł. Przy żelaznej konsekwencji w przypadku osób mocno aktywnych kynologicznie za rok może w ten sposób zebrać się niemała suma, która – gdyby coś poszło nie tak – pozwoli poradzić sobie z przykrymi wydarzeniami w nieco bardziej komfortowy sposób.
Na Zachodzie, przede wszystkim ze względu na wysokie koszty usług weterynaryjnych, powszechną praktyką jest kupowanie ubezpieczenia dla psów. Niestety, polski rynek niewiele ma w tej kwestii do zaoferowania – wiele firm rzeczywiście sprzedaje ubezpieczenie dla psa, ale jako dodatek do większych produktów, jak choćby ochrona domu (OC). Obecnie w Polsce chyba jedynym oddzielnym produktem dedykowanym właścicielom psów jest ubezpieczenie mySafety, z pewnością jednak nie jest to opcja dla wszystkich. Być może za kilka lat pojawi się więcej tego typu produktów, na razie wiele osób, które chcą ubezpieczyć swoje psy musi pożegnać się z koncepcją.
Sytuacja wygląda zupełnie inaczej, gdy choroba lub kontuzja dopadną psa, którego właściciel zupełnie nie jest przygotowany na taką ewentualność. Koszty diagnostyki oraz leczenia często zmuszają do sprzedaży cennych rzeczy lub po prostu wizyty w banku celem zaciągnięcia kredytu. Nie każdy jednak ma taką możliwość i między innymi z tego powodu częstym sposobem na rozwiązanie trudności finansowych stały się w psim świecie bazarki. Muszę przyznać, że sama jestem dość sceptycznie nastawiona do bazarków organizowanych przez osoby prywatne – zbyt wiele widziałam takich, które kończyły pozostawiając wspierających w poczuciu, że zostali oszukani. Wierzę, że może to być właściwe moralnie rozwiązanie, ale przy tym uważam, iż obecnie jest przez wszystkich mocno nadużywane.
***
Poważna choroba psa, kontuzja lub wypadek to sytuacje, które często wiążą się z olbrzymim obciążeniem finansowym i koniecznością zorganizowania sobie życia na nowo. Nikomu nie życzę, aby musiał przez to przechodzić, mimo to jednak mam nadzieję, że jeżeli kiedyś dopadnie Was taka tragedia będziecie przygotowani.
Zdarza się Wam myśleć o takich czarnych scenariuszach? Macie w zanadrzu jakiś plan awaryjny? A może to wszystko już jest za Wami? Podzielcie się swoimi doświadczeniami w komentarzach!
Photo credit: mripp Different Directions via photopin (license)
Osobnego funduszu na cel psi nie mamy, ale kasę na „czarną godzinę” zawsze odkładamy i wyciągamy właśnie w razie „gorszego” momentu finansowego. O ile do bazarków np. na FB jestem sceptycznie nastawiona, o tyle bardziej przekonują mnie akcje zakładane na rozmaitych portalach crowdfundingowych, bo jest wówczas jakaś kontrola nad tym wszystkim, akcja jest sprawdzana i można stwierdzić, czy faktycznie jest prawdziwa. W przypadku psów aktywnych sportowo zasadnym wydaje mi się posiadanie większego funduszu, no bo i ryzyko kontuzji czy nawet jakiegoś zdarzenia na drodze na zawody jest zawsze większe. I bardzo, bardzo żałuję, że nie ma oferty ubezpieczeniowej dla psów…
Wiadomo, że w przypadku dorosłych osób Fuck-off Fund funkcjonuje trochę inaczej, sądzę jednak, że kupujące szczeniaczki nastolatki, mogłyby pomyśleć o psim funduszu awaryjnym – szczególnie, że mam wrażenie, iż często rodzice tych osób nie do końca zdają sobie sprawę z tego, ile może kosztować leczenie i rehabilitacja psa.
Zgadzam się z tym, że zbiórki na portalach cwordfundingowych są zdecydowanie bardziej wiarygodne niż bazarki na Facebooku, z tym, że – niestety! – psie środowisko jest od fejsika niesamowicie uzależnione i chyba te bardziej wiarygodne opcje nie bardzo mają siłę przebicia. To, w połączeniu z faktem, że na światło dzienne wychodzi coraz więcej machlojek i oszustw sprawia, że zbiórki na leczenie psów, bez względu na to, kto je organizuje, są coraz mniej wiarygodne.
Co do ubezpieczenia – trochę osób, z którymi rozmawiałam ma mySafety i uważa, że ten produkt całkiem nieźle funkcjonuje, chociaż porównując go do podobnych opcji dostępnych za granicą wypada niesamowicie blado. Mam nadzieję, że wraz z rozwojem rynku towarów i usług dla zwierząt również w tej kwestii pojawi się więcej opcji, bo ja z przyjemnością ubezpieczyłabym swoje zwierzę.
Zauważyłam, że jak dotąd bazarki na chore psy sportowe/brane z myślą o sporcie były tworzone przez ich dorosłych właścicieli, a nie nastolatki, więc nie uogólniałabym tak :D. Najczęściej też jestem sceptycznie nastawiona do tego typu akcji, ale z drugiej strony wydaje mi się, że chyba fajnie pomagać sobie na tym smutnym świecie. Tym razem komuś powinęła się noga, a nigdy nie wiadomo, czy my nie będziemy w podobnej sytuacji, życie lubi płatać figle, nawet jak mamy odłożony hajs na czarną godzinę. Za to totalnie nie jestem przekonana do wielu tego typu zbiórek organizowanych przez różne fundacje, ale to już chyba inny wątek.
Swego czasu krążyło takie powiedzonko, że jak ktoś nie ma pieniędzy na psa z rodowodem, to nie powinien mieć żadnego zwierzaka, bo co z jego utrzymaniem, co jak zachoruje? Co innego jednak odkładać miesiącami czy nawet latami na upragnione szczenię, a co innego wyłożyć z dnia na dzień kilka kafli na leczenie. Takie sytuacje potwierdzają tylko, że różnie to w życiu bywa. Zgadzam się z tym, że niezależnie od wieku powinno się pomyśleć o odłożeniu jakiejś sumy na tego typu ewentualności i najlepiej zrobić to zanim weźmie się szczeniaka, czyli tak jak mówisz doliczyć do jego ceny dodatkowe zabezpieczenie. Podoba mi się też pomysł odkładania określonej kwoty przy okazji opłacania seminariów/zawodów! 🙂
@Natalia:
Wiadomo, rzeczywistość jest okrutna i każdy może znaleźć się w totalnie podbramkowej sytuacji – doskonale to rozumiem. Niemniej, w moim odczuciu bazarek to nadużywana opcja; potrafiłabym wskazać co najmniej kilka podejrzanych, organizaowanych zarówno przez osoby prywatne, jak i przez fundacje. Nie twierdzę, że bazarek to zły pomysł – po prostu uważam, że wymaga ogromnej transparentności i uczciwości wobec darczyńców.
Co do dorosłości, to myślę, że trochę źle to ujęłam – w tym kontekście zaczyna się ona dla mnie wraz z posiadaniem stałych dochodów, umowy o pracę oraz zdolności kredytowej, bo jednak dysponując tymi wszystkimi rzeczami można do ewentualnej tragedii podejść z niego lżejszym sercem, bo wydatki jakoś się rozłożą.
Cieszę się, że chociaż część tekstu Ci się podobała. 🙂
mySafety nie przyjmuje już chyba nowych ubezpieczeń na czworonogi – w każdym razie takie info wypłynęło na grupie Fit… na fejsiku.
O, jeżeli to prawda to jest to bardzo kiepska wiadomość – to jedyny osobny produkt ubezpieczeniowy dla psów na polskim rynku. 🙁
Mam to szczescie, ze zyje w stabilnej sytuacji finansowej, i konto mam dobrze zaopatrzone, ale dziwna koleja rzeczy czasami dopadaja mnie takie dziwne mysli, co bym zrobila, gdyby z dnia na dzien- co jest raczej nierealne, tak mi sie zdaje- nagle bylabym wyzerowana w banku. Sa u nas inicjatywy, ludzie pomagaja finansowo zwierzakom ludzi zyjacych z pomocy socjalnej, wielu bezdomnych ma tez psy, które tez trzeba czasami zaszczepic czy pokryc jakis rachunek u weterynarza. Kiedys w miejscowej gazecie byl apel o datki na psiaka pewnego bardzo biednego i chorego mezczyzny, ponoc apel mial duzy odzew. Jest tez miejscowe towarzystwo opieki nad zwierzetami, do którego mozna sie zwrócic w krytycznej sytuacji, jak wnioskuje z wydawanych przez nich biuletynów. W sumie, siatka zabezpieczajaca jest calkeim niezla, ale jak sie czasami zlosliwie mówi, w Niemczech najpierw psy i koty, potem dopiero dzieci sa w kolejce.
W Polsce niby też jest wiele opcji, jednak, niestety, często bywa tak, że gdy pojawiają się prawdziwe problemy człowiek zostaje całkiem sam. 🙁
Od czasu, gdy parę lat temu zaskoczyła mnie konieczność przeprowadzenia operacji zerwanych więzadeł u psa – mam osobny psi fundusz awaryjny. Dzięki temu śpię spokojnie, bo wiem, że jestem w każdej chwili w stanie pokryć wszelkie niezbędne wydatki. To ogromna ulga pod względem psychicznym :).
To prawda, takie rozwiązanie to ogromny komfort psychiczny!
Bardzo dobry pomysł z odkładaniem pieniędzy na „czarną godzinę”. Zdecydowanie powinnam założyć specjalną skarpetę na taką ewentualność. Interesuje mnie również fakt, czy w przypadku niespodziewanej śmierci właściciela, jest możliwość założenia funduszu w banku na którym są odłożone pieniądze w celu zapewnienia dożywotnej opieki psu ?:D To by było fajne w przypadku starszych osób, które zbliżają się na drugą stronę, a domu mają całkiem młodego psa ( czego nie polecam). Wiadomo, nie zawsze można liczyć na rodzinę. Nie którzy wiodą samotne życie. Można by wtedy takiej sytuacji, jak wyrzucanie psa na bruk uniknąć. Większe szanse na przygarnięcie istnieją wtedy, kiedy miałby zaplecze finansowe. Myślę, że trochę się rozmarzyłam, no ale często jest tak, że starsze osoby mają odłożone pieniądze. Można by je spożytkować w dobry sposób. 😀 Patrząc na to, że w XXI wieku nie ma ubezpieczenia dla psów, myślę, że nie dożyje czasów w których spełni się moja wizja. No chyba, że tutaj rozwiązaniem są tylko kwestie prawne.
W Polsce pies traktowany jest jak przedmiot (z prawnego punktu widzenia), więc nie jestem pewna, czy rzeczywiście istnieje taka możliwość – pewnie da się zaaranżować taki fundusz, jeżeli jest się odpowiednio bogatym.
nic dodać… nic ująć… diagnostyka i leczenie Pippina pociągnęło nam z kieszeni kilka tysięcy… ale nie żałuję ani jednej złotówki 🙂
Najważniejsze, że zdrowie Pippina idzie ku dobremu! 🙂
U nas wygląda to tak, że w razie co wystarczy zrezygnować ze startów w zawodach (co często i tak jest konieczne jeśli nasz psi zawodnik ma kontuzję) i w ten sposób mamy już fundusze na leczenie. Bardzo spodobał mi się fragment o gwarancji zdrowia szczeniaka, uważam jako (były) hodowca, że nikt nie jest bogiem. Nie możemy przewidzieć każdej choroby, nawet jeśli krzyzujemy psy zdrowe. Niestety, często nabywcy tego nie rozumieją i wymagają cudów…
A cudów nie ma. Przyznam, że dla mnie hodowca, który daje gwarancję zdrowia i zapewnia, że psy z jego przydomkiem absolutnie nigdy nie zapadają na choroby charakterystyczne dla rasy jest po prostu mało wiarygodny.