Po tym, jak zakończyły się nasze przygody związane z poszukiwaniem odpowiedniej hodowli oraz właściwego krycia, gdy w końcu wylądowałam na liście oczekujących na szczenię z austriackiej hodowli Mi Sombra’s sądziłam, że pozostało mi już tylko trzymać kciuki za jedyny, słuszny kolor pieska i (nie)spokojnie wyglądać godziny zero. Tak się jednak składa, że w życiu nie wszystko idzie zgodnie z planem, o czym rzeczywistość raczyła wymownie przypomnieć mi budowlanym walcem rozjeżdżając wszystkie moje oczekiwania. Bardzo to uprzejme z jej strony, prawda?
Gambit miał być suką (a jakże!), czerwoną a przy tym marmurkową (no pewnie!), nieodrodną córką wspaniałej Cinner (kto by tak nie chciał!). Jak widać, po moich początkowych założeniach zostało niewiele – zgadza się tylko podstawowy kolor. Kocham go bardzo i wybaczam niejedno, także brak macicy, być może więc nie powinnam specjalnie rozwodzić się nad tym, jak to się stało, że nagle w moim życiu pojawił się pełnojajeczny samiec. Niemniej za jego przyjściem na świat stoi historia, którą po prostu nie sposób się nie podzielić.
Zaczęło się od inseminacji. Wydawać mogłoby się, że to nic nadzwyczajnego, wszak hodowcy od lat kryją swoje suki mrożonym nasieniem sprowadzanym z najróżniejszych stron świata, otrzymując przy tym całkiem niezłe wyniki w postaci puchatego przychówku. Tym razem jednak jedynym rezultatem zabiegu było USG wykonane parę tygodniu po kryciu, a prezentujące… pustą macicę. Na tamtym etapie wierzyłam jeszcze, że sprawa nie jest do reszty przegrana i niczym tonący brzytwy uchwyciłam się nadziei oczekiwania na kolejne badanie, które miało potwierdzić (lub nie!) wynik tego pierwszego. Pewnie nie muszę mówić, że przy drugim USG weterynarz naliczył dokładnie tyle samo szczeniaków, co przy pierwszym. Śliczne, okrąglutkie zero.
Wiedziałam, że nie mam najmniejszych szans na szczeniaka z krycia Cinner, które planowane było na jesień – po prostu dla mnie grudzień to wyjątkowo niekorzystny czas na odbiór pieska potrzebującego całego morza uwagi i ostrożnej opieki – w związku z czym rozpoczęłam wewnętrzne i zewnętrzne debaty dotyczące drugiego krycia planowanego w Mi Sombra’s mniej więcej w tym samym czasie co nieszczęsna inseminacja. Ostatecznie doszłam do wniosku, że Cinner w równym stopniu co na matkę nadaje się na babcię i swoje nadzieje skierowałam ku suczce po Nili i George’u. Szanse były, nawet większe niż możliwość wygrania nagrody głównej w Lotto, bo na liście oczekujących na suczkę byłam na trzecim miejscu.
Nie zdziwi Was pewnie, jeżeli napiszę, że na świat przyszły dwie dziewczynki i czterech chłopców? Mnie, w każdym razie, wcale to nie zdziwiło.
Teraz kiedy o tym myślę, aż trudno mi uwierzyć, że największe sensacje wciąż były przede mną. W pewnym momencie bowiem hodowca poinformował mnie, że być może planowany reproduktor wcale nie jest ojcem szczeniąt. Zaraz, zaraz? Jak to w ogóle możliwe? Taka wpadka! Przecież takie rzeczy się nie zdarzają! Nieprawda. Zdarzają się. Po prostu wszystko dzieje się nieoficjalnie.
W tym przypadku, najzupełniej jawnie i oficjalnie, Gambitowy tata dał nogę z metalowego kennela, otworzył sobie drzwi, które jak na złość nie były zamknięte na klucz, po czym przekonał Gambitową mamę, że to właśnie on jest wybrańcem jej serca. Rzecz jasna, nie miało znaczenia, że planowany reproduktor przekonywał ją o tym trzykrotnie, podczas gdy sprytny uciekinier miał tylko jedną szansę. Wyniki testów genetycznych na ojcostwo były jasne: dwie dziewczynki zgodnie z planem, czterech chłopców – nie do końca. Ot, dowcip Matki Natury. Dzięki jej wyrafinowanemu poczuciu humoru właściwie pożegnałam się wtedy z perspektywą sprowadzenia do domu drugiego psa.
Jak to się w takim razie stało, że Gambit jednak przyjechał do Polski? Wszystko to wina Rango, który mimo bycia jurnym buntownikiem jest też psem absolutnie cudownym: stabilnym psychicznie, świetnie znającym ideę odpoczywania w domu, fantastycznie zbudowanym i, cóż tu dużo mówić, po prostu pięknym.
Tę jakże dramatyczną historię najlepiej podsumowuje krótka, domowa konwersacja:
P.: Gambit nie jest efektem wpadki tylko walecznego ducha ojca. I wiele sobie po nim z tej strony obiecuję!
D.: Chyba Ty! Ja sobie obiecuję kochanego synusia.
My dzieci wpadki wiemy, ze rodzicom wyjdzie to na dobre 🙂 pózniej piękne i mądre dzieci wyrastają 😀
I tego się trzymajmy! Na razie Gambit rośnie na całkiem niegłupiego pieska, a co najważniejsze jest bardzo miły w obsłudze pod względem życiowym. 😉
Jestem pod wielkim wrażeniem uczciwości hodowcy. Byłoby wspaniale, żeby wszyscy tacy byli…
Co do samej wpadki – niezmiernie mnie to bawi 😀 Oby Gambit miał bardziej stonowaną jajeczność 😛
Fotki małych Gambiciątek są prześliczne <3
W kraju hodowcy to pierwszy taki przypadek w historii związku kynologicznego – albo więc hodowcy tam wszystko zawsze zapinają na ostatni guzik albo nie są wcale tacy super uczciwi. Też dobrze, że Rango w ogóle miał podstawy do bycie reproduktorem.
Ja również byłam pod ogromnym wrażeniem, zresztą, z tego co mówił hodowca wynikało, że nie tylko w Polsce takie sprawy zamiata się pod dywan – austraicka organizacja kynologiczna zrzeszona w FCI stwierdziła na samym początku, że taki przypadek zdarza się pierwszy raz w historii jej istnienia. Jakoś trudno uwierzyć, aby to miała być prawda.
Bardzo bardzo ładny, zacny i mądry hodowca. Więcej takich! A Gambitowy ojciec to zdeterminowany romantyk, jak tu takiego przychówku nie kochać <3
Nie da się; Gambit ewidentnie jest skazany na bycie kochanym synusiem mamusi. 😛
Brawo dla hodowcy za przyjęcie tego na klatę. Chociaż rzecz powinna być oczywista, że jak się dało ciała, to trza mieć odwagę się do tego przyznać, nie mniej jednak budzi to w naszym światku dość duże . Co do całej historii, to … chyba po prostu tak musiało być 😉 fail za failem, ale zakończenie iście bajeczne 🙂 życzymy wam wszystkiego najlepsiejszego na dalszej wspólnej ścieżce 🙂
Miejmy nadzieję, że nagle z dnia na dzień się coś Gambitowi w główce nie poprzestawia i bajka będzie trwać. 😉
Waleczny duch ojca wygrywa 🙂
Historia dość niecodzienna, widocznie tak właśnie miało być. Szczeniaki są wyjątkowe, poczęte z prawdziwej miłości. Fajne dzieciaki im wyszły. A Gambit mi się bardzo podoba, taka fajna czekoladka, że aż szkoda, że ONki nie mają takiego kolorku :/
Ale ON-ki (przynajmniej te użytkowe) mają taki fajny, prawie że holenderski kolorek, który bardzo mi się podoba – coś za coś. 😉
Dobrze, że masz Gambita. W końcu pies na miarę Twoich oczekiwań. Jak czytalam stare posty, że chcesz z seterką chodzić przy nodze i ciągle ćwiczyć jakieś sztuczki,a ona sie nie słucha to mój mózg krzyczał: niech sobie kupią bordera! Nareszcie masz psa, z którym możesz spełniać swoje ambicje i obydwie strony będą zadowolone 🙂
Pozdrawiam!
Gambit na pewno zdecydowanie lepiej jest dostosowany do życia z moim wewnętrznym dyktatorem, bo też ja tego psa wybierałam – setera chciał mieć P., on wybrał tę rasę i muszę przyznać, że z Tytanią są do siebie super dopasowani. Aczkolwiek muszę przyznać, że trochę nie rozumiem podejścia prezentowanego w Twoim komentarzu – odbieram to trochę tak, jakby aby móc robić coś z psem należałoby mieć zwierzątko z 1 grupy FCI, a jak ma się inne to może sobie wszystko odpuścić. Problemem Tytanii jest – nie ma co ukrywać – motywacja, ale kiedy się wkręci w pracę robi to świetnie i bywa, że łapie szybciej od Gambita czego od niej wymagam, albo jak obejść zasady. 😉 Oczywiście, praca z nia jest inna, bez wątpienia w wielu aspektach trudniejsza, bywa orką na ugorze, ale to nie znaczy, że nie warto. Jasne, łatwiej i przyjemniej mi pracować i sportowo spełniać się z Gambitem, zwłaszcza, że odłożona nagroda to dla Tytanii kosmos nie do opanowania, ale z współpraca z nią to serio nie tylko orka na ugorze. 🙂
Jako, że przez kilkanaście lat mam setery, wiem jak one działają. I tak samo jak pekińczyka nie nauczymy łapać frisbi, tak od setera nie możemy wymagać bezwzględnego oddania i posłuszeństwa. Uczę swoich psów podstawowych komend takich jak siad, daj łapę, czy przychodzenie na gwizdek, ale wiem, że one zrobią to jedynie gdy będą miały ochotę, a w polu mogę mieć jedynie nadzieję, że dzisiaj będą grzeczne. Mam jednego psa, bardzo fajnego, najgrzeczniejszy z wszystkich, lat ponad 5, ale i tak zdarza mu się pognać bez opamiętania. Dlatego czytając stare posty, gdzie lamentowałaś, bo roczna Tytania się rozprasza na spacerze kiwałam głową z politowaniem 🙂 I nie tylko psy z 1 grupy są dobre do „tresowania”, choćby pudel z 9, super pies, albo foksterier z 3. Rozumiem, że mieszkacie w mieście i musisz jakoś psom wypełnić czas w nudnym parku i jednocześnie ich okiełznać dla bezpieczeństwa, ale kto ma setera ten ma wiatr, w pełni nad nim nie zapanujesz 🙂 chociaż i tak trafił Wam się wyjątkowo grzeczny egzemplarz 😉
Pozdrawiam !
Możecie pójść na kompromis i mieć walecznego synusia 😉 A tak poważnie to myślę, że dobrze się stało. Po tym, jak opisujesz swojego czego-miszcza widać, że to pies dla Ciebie, a Ty jesteś człowiekiem dla niego. Gambit to pies, który istnieje przez kilka zbiegów okoliczności, jest wyjatkowy i tyle 🙂 No i hodowca musi być naprawdę super, wziąć odpowiedzialność za coś takiego to olbrzmi plus 🙂
Oby, oby! Bo, wiadomo, czasem człowieka nachodzą wątpliwości. 😉
A tak się wszyscy śmieją z brazylijskich telenowel, a tu daleko nie trzeba szukać! I to level master!
Hehe, prawda, w Gambitowej rodzinie co najmniej jak w Dynastii. 😀
No to niezła heca! 🙂 Przypadkiem zatem, takie fajne psisko się z Gambita zapowiada 🙂
Mam nadzieję, że za jakiś czas „zapowiedzi” staną się rzeczywistością. 😉
Jak ta historia pięknie obrazuje ironię losu! A ja głupia myślałam, że Gambit to tak specjalnie, tylko miał nie mieć jajek 😉
To był bardzo długo planowany i bardzo skruplulatnie wyszykiwany, ale jednocześnie bardzo przypadkowy pies. 😛
Znajomy kiedyś nie mógł się doczekać szczeniąt po swoim ukochanym reproduktorze, wyżle niemieckim użytkowym. Luzik arbuzik, szczylki sie urodziły i…. taaadaaaaam 😀 jakieś takie dziwne umaszczenie nie występujące u wyżłów niemieckich. Prawdopodobnie znajomy seter dorwał się do mamusi. No cóż, ładne kundelki wyszły 😉
Bo setery to też całkiem waleczne tatusie potrafią być. 😀
Rewelacja, co za historia! 😀
Bąbel – jak to kundelek, pewnie też z wpadki – pozdrawia! 😀
Pozdrowienia dla Bąbla!
O rany, mogę sobie tylko wyobrażać, jak się czułaś w obliczu tych wszystkich perypetii na drodze do upragnionego szczeniaka… Najważniejsze, że historia znalazła swój szczęśliwy finał – Gambit wyrasta pod Twoją opieką na bardzo mądrego psa 🙂 btw, czytając ten wpis przypomniałam sobie moje własne poszukowania hodowli i miotu – Gromit też miał być dziewczyną (w dodatku o zupełnie innym umaszczeniu), a ja znalazłszy „idealną” suczkę byłam już bliska wpłacenia zaliczki, jednak sprawy potoczyły się inaczej i wcale tego nie żałuję 🙂 Niemniej jednak, okoliczności nie były tak dramatyczne jak w Waszym przypadku 😉
My chyba jesteśmy skazani na pieski, które zaczynają w zamieszaniu, bo z miotem Tytanii też były pewne komplikacje. Skoro przy Gambicie trafiła się taka impreza, to strach pomyśleć, co będzie przy kolejnym psie…
Opowiedz teraz jakie komplikacje były z miotem Tytanii, do kompletu. Istna moda na sukces nam rośnie 😛
Ciekawa historia, chociaż pewnie trochę stresu i niepewności było :D. Najważniejsze, że Gambit wydaje się być naprawdę przyjemnym pieskiem! Ja niestety nie jestem super nastawiona na tą rasę, a może stety- może nie pasuje mi ten charakter. Albo te, które poznaję, są wyjątkowo upierdliwe ;).
Aussie to jest niestety rasowo przede wszystkim ogromna różnorodność i żeby znaleźć w tej rasie to, czego się oczekuje trzeba ją naprawdę dobrze znać, wiedzieć czego się i z jakich linii, a nawet onkretnych psów można to wyciągnąć. Nie ukrywam, że kupić fajnego ozika jest bardzo, bardzo trudno i sporo jest egzemplarzy które potrafią mocno podnieść ciśnienie. Ja obok aussie rozważałam też mudika, ale tu stwierdziłam, że nie podołam i stracę mieszkanie, bo mi je sfrustrowany brakiem dostatecznej liczby zajęć pies zmieni w drzazgi.
Mogłabyś zdradzić, jakie rasy Ciebie interesują?