Grand Prix Obedience w Krakowie

W miniony weekend startowałam w trzecich z cyklu Grand Prix zawodach obedience. Gambit nie brał udziału we wcześniejszych zawodach cyklu, bo przez maj, czerwiec i ponad połowę lipca był wyłączony z treningów. Pierwsze dwa miesiące leczył kontuzję, później zaś paskudne rozcięcie łapy. Z tego powodu nie zdążyłam przygotować go do startu w drugiej klasie obedience, a krakowskie zawody jeszcze w jedynce były dla mnie zmaganiami o przysłowiową pietruszkę. Pomyślałam, że to dobra okazja, aby wystartować dla walki ze swoim stresem, sprawdzić, czy mogę w ogóle do zmagań na ringu podejść na luzie, a przy okazji zobaczyć, jak obedience działa w połączeniu z regularnymi wypadami na pasienie. Efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania! Zajęliśmy 1 lokatę w stawce 9 psów, zdobywając 297,5 punktu na 320 możliwych oraz ocenę doskonałą.

Zejście z ringu. | Gambit na podium entuzjastycznie składa wniosek o wprowadzenie jadalnych medali.

Krakowskie zawody obedience były dla mnie wyjątkowe w tym względzie, że startowałam jako pierwsza w stawce. Dla mnie to sytuacja, która dodatkowo podbija mój (i tak niemały!) stres. Zawsze kiedy jestem na zawodach oglądam przed własnym startem kilka przebiegów z tej klasy, w której startuję. To dla mnie uspokajające takie doświadczenie – widzę, że sędzia nie urywa głów niegrzecznym zawodnikom i od razu lepiej się czuję. Tym razem nie miałam na to szans. Po zostawaniu miałam czas wyłącznie na krótki trening, a potem: jazda, na ring! Tak bardzo zakręciłam się wokół tego nieszczęsnego numerka startowego, że aż zapomniałam poprosić kogoś z widzów o nagranie przebiegu. To pierwsze zawody obedience w mojej krótkiej karierze, do których nie będę mogła kiedyś wrócić oglądając film. Szkoda!

***

Przeszkoda, 9,5 p.
Połówka punktu stracona za mały podskok przy wykończeniu ćwiczenia. Niestety, ustawiłam się tradycyjnie nieco za blisko przeszkody, co sprawiło, że Gambitowi było ciężko wyrobić się z lądowaniem i dostawieniem do nogi, stąd podskok podczas przyjmowania pozycji zasadniczej.

Chodzenie przy nodze, 9,5 p.
Chodzenie było relatywnie krótkie i dość łatwe; pewną trudność stanowił ciasny ring, w którym trudno było zmieścić się tym, którzy mają faktycznie szybkie szybkie tempo – ja prawie wyprzedziłam komendę komisarza na skręt w prawo, żeby nie wybiec za taśmę. Myślę, że w przypadku tego ćwiczenia nie mam na co narzekać i punkty zostały uczciwie zarobione, o czym może świadczyć także nagroda specjalna za najlepsze chodzenie przy nodze w klasie. Świetnie sprawdziły się w sytuacji zawodów obozowe rady Agnieszki Leszczyńskiej.

Kwadrat, 6 p.
Pierwszym co zrobiłam po zejściu z ringu i nagrodzeniu psa było napisanie do wszystkich moich ulubionych, mądrych obedience’owych głów, że zarobiliśmy 0 za kwadrat – takie się tam działy cuda. Na komendę „Box!” Gambit pobiegł prosto do kwadratu, zatrzymał się w środku i… Zaczął węszyć. Na chwilę zaniemówiłam, bo szok był niemały: mój pies, ten sam który nie ma nosa i jest upośledzony we wszelkiej pracy węchowej węszy w kwadracie! Dałam komendę na położenie się. Usłyszał, że coś do niego mówię, ale nie zrozumiał co i zamiast rzucić się na ziemię zrobił krok w moją stronę przez co znalazł się jedną łapą za taśmą. Zgodnie z radą Sylwii, którą usłyszałam na obozie postanowiłam ratować ćwiczenie do końca, dlatego podałam komendę na cofanie, a następnie – na położenie się. Zadziałało, mogłam więc normalnie wykończyć ćwiczenie, chociaż miałam przykrą świadomość, że 0 wpadło do karty ocen. Po rozdaniu nagród przekonałam się, że sędzia zdecydował się przyznać tu jakieś punkty – moim zdaniem, niesłusznie.

Nie wiem skąd mu się wzięło to węszenie, bo nigdy nie miałam z tym problemów. Dzień wcześniej podobno dokładnie w miejscu kwadratu rozkładane były patyki na ćwiczeniu z aportu węchowego. Z pewnością w tamtym miejscu były mnóstwo różnych zapachów, a my z kolei ostatnio łupiemy dużo patyków, więc może to to. Tak czy siak, na pewno muszę uważać na węszenie wtedy, kiedy go nie potrzeba, a i zatrzymanie w kwadracie najpewniej jest do przerobienia.

Stój w marszu, 9,5 p.
Jestem w trakcie przerabiania tej pozycji i uczenia zupełnie nowej techniki wykonania jej, więc na ten moment w zasadzie cokolwiek w tym względzie mnie satysfakcjonuje – tak bardzo Gambit ma tu teraz namieszane w głowie.

Aport, 9 p.
Liczyłam na lepsze wykonanie. Niezadowolona jestem przede wszystkim z bardzo luźnego trzymania po dostawieniu do nogi. Gambit, kiedy dyszy nie zaciska paszczy na gryfie. Oczywiście, pracuję nad tym, ale jeszcze długa droga przed nami. Cieszę się natomiast z przyzwoicie szybkiego powrotu.

Zmiany pozycji, 10 p.
Kolejne ćwiczenie, które właśnie przerabiam i kolejne, w którym spodziewałam się dosłownie wszystkiego. Na szczęście, Gambit nie zawiódł i wszystko wyglądało dokładnie tak, jak powinno.

Siad w marszu, 9 p.
To było pierwsze ćwiczenie z całego przebiegu, zależało mi więc szczególnie, aby Gambit odniósł sukces i usiadł płynnie, pomimo wciąż jeszcze mokrej od razu trawy. Świadomie zdecydowałam się na pomoc ciałem, spodziewając się odpowiednio mniejszej liczby punktów – stanowczo nie liczyłam na aż tyle!

Obieganie, 10 p.
Takim samym tempem w obie strony, z ciasnym zakrętem na pachołku – ładnie.Przywołanie, 10 p.Tak, jak powinno być. Szybkie warowanie, dobre wyleżenie, ładne tempo do mnie, dostawienie bez żadnych głupot.

Zostawanie przez 1 min., 10 p.
Zostawania były przed startami indywidualnymi. Miałam wrażenie, że Gambit wychodził na to ćwiczenie taki trochę nie do końca skupiony, ale karnie odsiedział swoją minutę, nie przemieszając przy tym żadnej czekoladowej kończyny.

Wrażenie ogólne, 10 p.
Grzeczny ten mój piesek był, cóż tu dużo mówić.

***

Ostatnio skupiam się przede wszystkim na szlifowaniu technicznych elementów do dwójki, więc po starcie w jedynce nie spodziewałam się wiele. Trudno mi oceniać swój własny start, zwłaszcza, że z perspektywy przy nodze wszystko wygląda inaczej (zazwyczaj dużo gorzej), ale mam wrażenie, że tu i tam powinniśmy dostać mniej punktów. Duński sędzia Mads Moeller oceniał bardzo równo, ale łagodnie – raczej na zachętę niż w celu wytknięcia braków zawodnikom i ich psom.

Mimo wszystko jestem z tego startu bardzo zadowolona. Nie z detali, szybkości i techniki wykonywania ćwiczeń (chociaż tak naprawdę nie mam się czego czepiać, przynajmniej w większości przypadków), ale tego, jak udźwignęłam go psychicznie. Myślę, że pierwszy raz byłam naprawdę wyluzowana na ringu. Jestem niesamowicie dumna z tego, że po cyrku w kwadracie byłam w stanie szybko powiedzieć sobie „I co z tego!”, nagrodzić socjalnie psa ze szczerą radością, a potem iść do następnego ćwiczenia z czystą głową – bez wypominania sobie wcześniejszego niepowodzenia. To dla mnie ogromny sukces!

photo credit: Agnieszka Śliwerska

  3 komentarze do tekstu: „Grand Prix Obedience w Krakowie

  1. Avatar
    14 września 2018 at 17:19

    Wielkie gratulacje. Wiadomo, zawsze trafi się jakiś błąd, no ale cóż – nikt nie jest doskonały, pies również. Trzeba pracować, ćwiczyć, utrwalać szczegóły i doskonalić. Uważam, że poszło Wam świetnie, mimo nieudanego kwadratu i kilku innych błędów. Następny start, w jakim weźmiecie udział, będzie o wiele lepszy, trzymam za Was kciuki. A Gambitowi życzę zdrówka, aby było jak najmniej kontuzji, rozcięć i ogólnie… chorób 😀

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      17 września 2018 at 15:19

      Dzięki! 🙂
      Kwadrat na pewno do przerobienia przed dwójką.

  2. Avatar
    9 sierpnia 2021 at 04:05

    fantastyczne, a także niesamowite witryny blogu. Naprawdę chciałbym ci podziękować, za oferowanie nam lepsze dane.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.