Mistrzostwa Polski Obedience BC i OA

W zeszły weekend wyruszyłam w absolutnie szaloną podróż do Szczecina, żeby wziąć udział w Mistrzostwach Polski Obedience Border Collie i Owczarków Australijskich. Nie zdecydowałabym się pewnie jechać na zawody przez dokładnie całą Polskę, gdyby nie fakt, że była to pierwsza w kraju rasowa impreza tego typu. Bardzo chciałam wziąć w niej udział – przynajmniej w dniu, w którym zawody zostały ogłoszone, bo im bliżej było do samego wydarzenia tym mniej miałam ochotę na taką eskapadę. Decyzję podjęłam właściwie w ostatniej chwili i nie żałuję, bo ze Szczecina wróciliśmy z całym mnóstwem nagród oraz pięknym wynikiem. W klasyfikacji ogólnej zajęliśmy 3 lokatę w stawce 8 psów, zdobywając 268,5 punktu na 320 możliwych oraz ocenę doskonałą, z kolei w klasyfikacji rasowej stanęliśmy na najwyższym miejscu podium, otrzymując tytuł Mistrza Polski Obedience OA OB-1 2018.

Pieski tej samej rasy. Kto by pomyślał. | fot. Urszula Charytonik

Zawody w Szczecinie zdecydowanie zasługują na szerszą relację, bo były naprawdę wyjątkowe – od lokalizacji począwszy na organizacji skończywszy.Podróż do Szczecina okazała się wprost koszmarna. Gambit świetnie radzi sobie w transporcie publicznym i nieraz już robił pociągami dłuższe trasy, ale nawet jemu bardzo ciężko było wytrzymać tyle godzin w wagonie. Pociąg, którym jechaliśmy miał 160 minut opóźnienia, a to oznacza, że spędziliśmy w nim prawie 12 godzin: z Krakowa wyjechaliśmy w sobotę o 6.37, a w Szczecinie znaleźliśmy się dopiero po 18. Gambit tuż po wyjściu z wagonu pokazał mi absolutny brak mózgu. Ciało domagało się ruchu, a głowa była przeokropnie zmęczona – prawdę mówiąc miałam wątpliwości, czy w ogóle cokolwiek z tego naszego startu będzie, zwłaszcza, że nie bardzo wiedziałam, gdzie by tu go zabrać na spacer.

Tymczasem, prosto po wyjściu z pociągu powlekliśmy się do hotelu. Telefon działał na oparach prądu i ledwo udało mi się trafić na miejsce, więc do zmęczenia dołączyła jeszcze irytacja. Na szczęście, w tym punkcie naszej szalonej eskapady zaczął się istny koncert ludzkiej uprzejmości i dobroci, której doświadczałam nieprzerwanie do świtu w poniedziałek. Rezerwację w hotelu robiłam przez booking.com, gdzie nie ma możliwości zaznaczenia, że przyjeżdża się z psem (a przynajmniej ja tego nie zauważyłam), więc widząc, że jestem ze zwierzakiem pani na recepcji mocno się zdziwiła. Ja już zdążyłam się najeżyć, bo łatwo się domyślić, że byłam w dosyć bojowym nastroju, okazało się jednak, że pani martwi się o psa, bo pojedyncze pokoje są naprawdę małe i jej zdaniem Gambit nie będzie miał dostatecznie dużo miejsca, żeby mu było wygodnie. Żeby pies miał lepszy komfort pobytu i więcej miejsca pani z własnej inicjatywy, bez żadnej dopłaty zamieniła zarezerwowaną przeze mnie jedynkę na rodzinny apartament – sypialnię z wielkim małżeńskim łożem oraz niewielki salonik, w którym można było rozłożyć klatkę. Ale miło!

Na spacer poszliśmy do lokalnej burgerowni, bo oczywiście umierałam z głodu. Tu należy złożyć organizatorom zawodów pierwszy ukłon, bo na facebookowym wydarzeniu zamieszczali nie tylko standardowe informacje o sponsorach czy schematach ćwiczeń, ale również takie rzeczy, jak lista dobrych knajp, w których można zjeść z psem czy miejsc, które można odwiedzić. Burger był pyszny, pies został przyjęty ciepło, a spacer do restauracji i z powrotem może nie był idealny, ale musiał wystarczyć, bo kiedy wróciliśmy do hotelu po prostu padłam. Spałam równo 12 godzin, a w niedzielę obudziłam się w poczuciu kompletnej paniki, w stylu nie wiem co się dzieje i gdzie właśnie powinnam być. Siedzenie na tyłku przez kilkanaście godzin i umieranie z frustracji w środku to jak widać ogromnie męczące zajęcie, tak dla ludzi jak i dla psów.

***

Po zdaniu klucza do pokoju ruszyliśmy na teren zawodów. Pogoda dopisywała, a miejsce znajdowało się dość blisko centrum, więc zamiast jechać taksówką zdecydowałam się na spacer – 2 kilometry z hakiem to tak w sam raz. Zawody odbywały się na terenie Studium Wychowania Fizycznego i Sportu Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego. Muszę przyznać, że obiekt, którzy organizatorzy szczecińskich zawodów wynajęli okazał się strzałem w dziesiątkę! Lokalizacja – doskonała, blisko centrum miasta, niedaleko dworca, a jednocześnie na tyle schowana, żeby stworzyć psom komfortowe warunki. Do tego zadbana, równa trawa, dostatecznie dużo miejsca na ring przygotowawczy, budynek tuż obok, możliwość podjechania samochodem praktycznie pod samo boisko – po prostu rewelacja.

Na zawodników, obok szalenie bogatych pakietów startowych, czekały kawa, herbata, soki i domowe wypieki (pyszne!). Wszystkie dziewczyny obsługujące imprezę były fantastycznie miłe, a Marcelina i Hania zupełnie rozbiły bank dobroci. Dziewczyny odwiozły nas na dworzec z całym tym morzem nagród, a na dodatek przed podróżą zabrała nas na pyszne jedzenie – tylko dzięki nim naszej cygańskiej ekipie złożonej ze mnie, Gambita, Kamili z Devi i Berdo oraz Karoliny z Bonny udało się załadować do pociągu.

Potem zostało nam już tylko przetrwanie jedenastogodzinnej podróży do domu. Nie było najprzyjemniejsze doświadczenie mojego życia, bo jechałyśmy bez miejscówek, najpierw ściśnięte z klatkami dla psów w przestrzeni dla rowerów, a później siedząc na zwykłych miejscach, ale z poczuciem, że zaraz ktoś nas stamtąd wygoni. Karolina twardo spała (podziwiam!), a Kamila dzielnie dotrzymywała mi towarzystwa. Niestety, spanie poza łóżkiem jest zwykle poza moim zasięgiem, ale jak widać obedience to tak szeroki i ciekawy temat, że z powodzeniem można o tym sporcie przegadać bite 11 godzin.

Trudno uwierzyć, że wyprawa do Szczecina, która zaczęła się tak słabo, miała taki cudowny finał. Oby więcej takich fajnych zawodów obedience – z taką organizacją i atmosferą!

***

Sam start trochę zawaliłam, bo raz że oboje byliśmy wciąż zmęczeni po spędzonej w pociągu w sobocie, a dwa że za późno wyjęłam Gambita z klatki i miał rozgrzewkę zdecydowanie krótszą niż bym sobie tego życzyła. Takie dobre flow czułam dopiero jakoś od połowy przebiegu. Trudno, stało się. Cieszy mnie jednak to, że mimo bardzo trudnej podróży, ogromnego zmęczenia i nieoptymalnej rozgrzewki Gambit zrobił to, co umiał w stabilny, pewny sposób.

Chodzenie przy nodze, 9 p.
Bardzo przyjemny schemat, w którym najtrudniejsze elementy (kroki w przód i w tył) były rozdzielone fragmentami normalnego tempa. Trochę dziwnie wyszły kroki w tył na koniec.

Stój w marszu, 9,5 p.
Podskok był akceptowalnie niski, natomiast oberwało mi się za zbyt wolny siad przy nodze. Prawda jest taka, że ostatnio w ogóle tego nie ćwiczyłam, robiłam natomiast trochę zebrań do nogi pod kątem pełnej zety – przypuszczam, że Gambit był mocno zaskoczony, kiedy podczas przebiegu usłyszał, że ma usiąść.

Przywołanie, 10 p.
Wciąż pracuję nad kosmetycznymi poprawkami przy dostawieniu, ale widać że ta praca przynosi efekt – drugie z kolei zawody, drugi raz maksimum punktów za to ćwiczenie.

Siad w marszu, 10 p.
Siad w marszu to dla mnie takie treningowe never ending story w obedience – sporo pracuję nad tym, aby był płynny, a nie robiony jakby na dwa razy, więc taka punktacja przeogromnie mnie cieszy!

Kwadrat, 0 p.
Kwadrat popsuł mi się krótko po obozie, dlatego jadąc do Szczecina spodziewałam się, że albo uda mi się poprawić ćwiczenie i uratować przynajmniej 5 punktów albo do karty ocen wpadnie 0. Tym razem ratowanie się nie powiodło i po komendzie na położenie się przednie łapy Gambita wyleciały poza taśmę.

Aport, 7 p.
Niespodzianka, Gambit szczeknął na wysłaniu do aportu – widać przesadziłam z nagradzaniem go zabawką za to ćwiczenie. Ups.

Zmiany pozycji na odległość, 10 p.
Mój pewniak w klasie 1 obedience, zawsze oceniany bardzo wysoko – tak było również tym razem, chociaż w pewnym momencie myślałam, że będę musiała powtórzyć komendę, bo Gambit zagapił się na sędziego i sekretarza, kiedy od niego odchodziłam. Widać w przyszłości będę musiała robić więcej koncentracji do pleców przewodnika.

Przeszkoda, 10 p.
Chyba nie mam się czego czepiać, szczególnie, że na zawodach w Szczecinie Gambit zrobił to konkretne ćwiczenie ostatni raz w swoim życiu.

Obieganie, 9 p.
Ale wyszedł banan!

Wrażenie ogólne, 9 p.
Jeden punkty stracony wiadomo za co.

Zostawanie przez 1 min., 10 p.
Zostawanie było po startach indywidualnych i z pewnych względów odbywało się w trochę stresującej atmosferze. Na szczęście, Gambit twardo siedział na swoim miejscu, nawet kiedy jeden z psów zerwał i lekkim galopkiem pobiegł do swojego przewodnika.

Poniżej znajduje się krótki film z naszego przebiegu. Niestety, siad z marszu, pierwsze ćwiczenie w ramach schematu, nie nagrał się, ale poza tym – wszystko jest. Nie zapomnijcie włączyć HD, a po obejrzeniu kliknąć guziczka „Subscribe”!

Muszę przyznać, że ostatnio mój mały, czekoladowy piesek miał ciężkie życie. Najpierw obóz obedience, na którym było naprawdę mnóstwo pracy, tydzień później zawody w Krakowie, a w kolejnym tygodniu Mistrzostwa Polski BC i OA dokładnie na drugim końcu kraju. Bardzo się cieszę, że Gambit wytrzymał ten maraton – szczególnie te dwa starty pod rząd. Zaczynam powoli mieć takie miłe poczucie, że rzeczywiście mogę na nieco liczyć i zaufać mu w każdych warunkach, bez względu na przeciwności.

 

  4 komentarze do tekstu: „Mistrzostwa Polski Obedience BC i OA

  1. Avatar
    Hela
    21 września 2018 at 12:09

    Bardzo się cieszę, że zawody się podobały. Zapraszamy za rok?

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      21 września 2018 at 12:22

      Jeżeli tylko data będzie mi odpowiadać – na pewno przyjadę! Było super i już przebieram nóżkami na myśl o przyszłorocznej edycji. 🙂

  2. Avatar
    Joanna
    5 października 2018 at 08:06

    Dasz info co to za fantastyczny hotel?

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      5 października 2018 at 16:33

      Hotelik Elka-sen. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.