Obedience’owe dokonania Magdy Łęczyckiej podziwiam od dawna, więc gdy dowiedziałam, że w Warszawie będzie prowadziła dwudniowe seminarium “Wszystko o obedience” z radości podskoczyłam tak wysoko, że mało brakowało, a przebiłabym głową sufit. Niestety, radość szybko zmieniła się we frustrację: okazało się, że warsztaty zaplanowano w wyjątkowo niesprzyjającym terminie i wyglądało na to, że będę musiała obejść się smakiem. Końcowym efektem walki emocji i rozsądku był udział w sobotnich wykładach i treningach oraz niedziela, która upłynęła mi pod hasłem “dlaczego mnie tam nie ma?!”.
***
W piątek wieczorem zafundowałam T. wyjątkowo długi, wyczerpujący spacer, a w sobotę rano po krótkiej przechadzce pomachałam jej na do widzenia, po czym zamknęłam za sobą drzwi. Seminarium “Wszystko o obedience” było pierwszym psim wydarzeniem, w którym wzięłam udział… bez psa. Zapisywałam się na nie w ostatniej chwili i nawet nie przyszło mi do głowy, aby zapytać, czy zostały jeszcze miejsca dla uczestników z psami. Z jednej strony, żałuję, bo jestem pewna, że uwagi Magdy bardzo pomogłyby mi w ogarnianiu rudej. Z drugiej jednak, muszę przyznać, że było to bardzo wygodne – mogłam skupić się na słuchaniu wykładów i obserwowaniu treningów, zamiast nieustannie myśleć o tym, jak w całym tym zamieszaniu poradzi sobie T. Cieszę się też, że oszczędziłam rudej drogi na plac ćwiczeń. Będąc stworzeniem miejskim ma dobrze opanowane metro, autobusy czy tramwaje, ale psy szczekające zza płotów to zupełnie inna bajka.
Seminarium dotyczyło obedience (cóż za zaskoczenie!), jednak tematyka wkładów koncentrowała się nie na konkretnych ćwiczeniach, ale na przygotowaniu młodego psa do tego wymagającego sportu. W sobotę odbyły się dwa treningi grupowe oraz wykłady o następującej tematyce:
- Wychowanie psa do sportu, życie codzienne;
- Podstawy obedience: motywacja, koncentracja, budowanie sesji, korygowanie;
- Przez zabawę do trójki, planowanie treningów.
Jak się pewnie domyślacie, siedzibę Psich Smaków opuściłam naładowana wiedzą i motywacją, a także wyposażona w zeszyt pełen notatek. Teraz, kiedy go przeglądam mam wrażenie, że mimo iż starałam się naprawdę szybko ruszać ręką i tak nie zdołałam zapisać wszystkiego.
Najważniejsze wnioski? Pierwszy jest taki, że chyba każdy kto przygotowuje się do przyjęcia pod dach szczeniaka powinien w tego rodzaju warsztatach uczestniczyć. Nawet, jeżeli zupełnie nie interesuje go posłuszeństwo sportowe. Pies wychowywany zgodnie z radami Magdy to nie tylko świetny towarzysz w zmaganiach na ringu, ale przede wszystkim zwierzak, z którym miło jest żyć. To bardzo ważne, bo zwykła codzienność zajmuje w życiu znacznie więcej miejsca niż treningi i starty w zawodach.
Poza tym, z bolesną jasnością zobaczyłam wszystkie błędy, jakie popełniałam na początku swojej drogi z T., głównie te dotyczące jej kontaktów z obcymi ludźmi. Powinnam była od samego początku stanowczo i brutalnie hamować zapędy wszystkich osiedlowych cmokaczy, aby podczas powitania z obcymi ludźmi nigdy nie miała choćby najmniejszej okazji zahaczyć o emocjonalny kosmos, w którym tak często przebywa. Nie da się ukryć, że T. potrzebuje dużo pracy nad samokontrolą i wyciszenia.
Muszę też przyłożyć się do budowania motywacji pokarmowej – T. od jakiegoś czasu nie ma już miski, ale prawdę mówiąc nie zauważyłam szczególnych zmian w jej nastawieniu do pracy za jedzenie. Wygląda na to, że muszę podkręcić emocje jakie ruda kojarzy z codzienną porcją karmy. Potrzebujemy aktywnego karmienia: ścigania się do jedzenia, podrzucania go, gestów, które przekonają psa, że nie tylko o pasztet warto jest powalczyć. Bierne karmienie z ręki zdecydowanie nie rozwiąże naszych gastronomicznych problemów.
Ponadto, chyba przekonałam się do idei dzienniczków treningowych. Przy czym w przypadku T. nie chodzi o to, aby wiedzieć co i kiedy ćwiczyć, ale by udało się podkreślać małe sukcesy, które zmotywują mnie do dalszej pracy – bo, prawdę mówiąc, ostatnimi czasy ruda mocno daje w kość (druga cieczko, gdzie jesteś?!).
Każdy z wykładów był świetnie poprowadzony, Magda wpierała się prezentacją i naprawdę dużą liczbą filmów dokładnie obrazujących to, o czym w danej chwili była mowa. Część materiałów video, które oglądaliśmy możecie zobaczyć na jej kanale na Youtube. Poza tym, każdego dnia odbywały się dwa treningi grupowe. Uczestnicy z psami zostali podzieleni na dwie drużyny – mniej i bardziej zaawansowaną – które kolejno szlifowały swoje umiejętności. Niestety, treningi wypadły nieco gorzej od rewelacyjnej części teoretycznej, zwłaszcza w przypadku grupy początkującej. Ćwiczeń do przerobienia podczas jednej półgodzinnej sesji było sporo, co sprawiało, że osoba próbująca skutecznie pracować z psem i jednocześnie skupiać się na wyjaśnieniach oraz udzielanych wskazówkach łatwo mogła się trochę pogubić. Widać było, że mózgi zarówno czworonogów, jak i ludzi po prostu parują – mam wrażenie, że większą efektywność można by osiągnąć stawiając na mniejszą liczbę zadań przy dokładniejszym ich przepracowaniu. Duża ilość praktyki była natomiast bardzo fajna z perspektywy obserwatorów – ja zabrałam ze sobą do domu naprawdę sporo pomysłów na ćwiczenia z T.
***
Seminarium “Wszystko o obedience” to wydarzenie, o którym niezmiernie trudno jest opowiedzieć, właśnie dlatego, że jest w nim… wszystko. Od budowania porozumienia ze szczeniakiem, przez naukę sztuczek pomocnych w opanowaniu konkretnych ćwiczeń, po planowanie treningów i startów w zawodach. Na dodatek przekazane w przystępny, kompetentny sposób. Wśród informacji zawartych w wykładach chyba każdy znajdzie jakąś nowość, coś co pomoże poprawić porozumienie z psem i wniesie do treningów nową jakość. A przecież mowa tu tylko o jednym dniu! Mam nadzieję, że kiedy Magda zdecyduje się na powtórkę będę mogła uczestniczyć w całym wydarzeniu. Oczywiście, z psem.
Informacje praktyczne
Organizator: Psie Smaki
Prowadzący: Magdalena Łęczycka
Koszt: 180 zł (1 dzień bez psa)
Miejsce: Sępia 22, Warszawa
Ciekawe – na pewno warto uczestniczyć w takich spotkaniach. A mam pytanie – jak można zbudować motywację pokarmową u psa ktory, jak mówisz po prostu, zmotywowany na żarcie nie jest?
Przede wszystkim trzeba pozbyć się miski i dopilnować, żeby pies żarcie zdobywał, czyli albo dostawał je za pracę albo np. upchane w kongu, gdzie wciąż jest zachowany ten element zdobywania, starania się o jedzenie. Poza tym, w przypadku pracy za jedzenie trzeba pokazywać psu, że jest o co walczyć. Na początek można nie tyle pracować, co zadbać o pokazanie psu, że jedzenie jest fajne i cenne, poprzez aktywne karmienie – uciekanie z karmą zamkniętą w dłoni, ściganie się do jedzenia, podrzucanie granulek karmy w powietrze, żeby pies mógł je złapać. Chodzi o to, żeby z jedzeniem wiązało się dużo ruchu i wysokich emocji, bo to bardziej nakręca psa niż sucha karma jako taka. 😉
Fajnie, że miałyście się okazje spotkać 🙂
No i samo seminarium… jak dla mnie bomba 🙂
Podobno jest szansa na powtórkę na jesieni, myślę, że naprawdę warto przyjechać.
Matko jedyno, on naprawdę jest malutki!!! 😀 Dopiero teraz to widzę 😀
Haha a wszystkich czytających informuję, że ten na górze to Bal, a ten na dole to Grandys od Wyszczekanych – pewno nie każdy zwróci uwagę na taki szkopuł 😛
Super było się spotkać, naprawdę było przemiło!:) A samo seminarium – pycha! Wróciłam z ogromem pomysłów 🙂
Musisz zatrudnić Pana Męża do robienia zdjęć, żeby mieć więcej swoich fotek z Balem i Ru – wtedy będziesz mogła codziennie na nowo przekonywać się, jakie to są malutkie pieseczki. 😉
Kurczę, serio? Dla mnie to są totalnie różne psy. To znaczy, owszem, umaszczenie to samo, ale inaczej rozłożona biel i podpalania, inaczej złamane uszy, a przez to zupełnie inny wyraz pyska! Jak można ich nie rozróżniać?
"mózgi zarówno czworonogów, jak i zwierzaków po prostu parują" 😀 każdy ma w sobie coś ze zwierza 😉
Tak sobie czytam o tym wszystkich seminariach i nabieram co raz większej ochoty na udział w jakimś, tylko jeszcze nie wiem w jakim. Przydałoby nam się coś w stylu "mój pies pracuje jako dzielnicowy za darmo". Jeszcze nie tak dawno temu myślałam, że seminaria są kierowane raczej do wielbicieli frisbee, agility czy właśnie obi, czli po prostu sportowców. Nie sądziłam, że mogę tak sobie wpaść z kundlem, nie mają styczności z żadnym z powyższych, a nawet nie będąc nigdy w żadnej szkole. Fajnie 🙂
Muszę się rozejrzeć i może za pół roku na urodziny ktoś mi ufunduje? 🙂
Ach, dzięki za czujność! Tak to jest, jak się piesze posty po nocy. Już poprawione, ale uznajmy, że ludzie to po prostu takie gadające szympansy. 😛
To prawda, że większość tego typu wydarzeń jest skierowana przede wszystkim do osób zainteresowanych konkretnymi sportami, ale są też takie bardziej ogólne seminaria – motywacja (z Paulą Gumińską, Dariuszem Radomskim), psi fitness, klasy komunikacji (pisała o nich swego czasu Janka), czy właśnie "Wszystko o obedience". Magda wspominała, że na jesieni albo na wiosnę może się zdarzyć powtórka, a myślę, że naprawdę warto. W sumie, pisząc tekst o cechach psiolubnego miasta nie do końca wiedziałam, jak powinno wyglądać takie wymarzone szkolenie właścicieli psów – teraz wiem, że właśnie tak. No, ewentualnie można by dorzucić 5 minut na przypomnienie, że naprawdę należy sprzątać psie kupy. 😉
A, jeszcze jedno! Zacznijcie przyzwyczajać Bohuna do klatki – przyda się Wam, jak spotkamy się na następnej edycji "Wszystko o obedience". 😉
Dlaczego powinniśmy przyzwyczaić Bohuna do klatki? Lepiej w domu nie wspominać ani o seminarium, ani o klatce 😉 a urodziny mam dopiero pod koniec stycznia 🙁
Na większości tego typu wydarzeń obowiązuje zasada, że poza treningami psy przebywają w klatkach.
Serio? Poza klatką pies nie może siedzieć?
Zazwyczaj nie. Wiem, że np. w Annówce można się jakoś dogadać w przypadku spokojnych, przyjaznych dla wszystkich psów. Z kolei na seminarium Pauli było tak, że podczas wykładów jeden pies rzeczywiście był bez klatki na hali razem z uczestnikami (pozostałe psy przebywały w tym czasie w klatkach w innym budynku), natomiast rygorystycznie była przestrzegana zasada dotycząca tego, że podczas ćwiczeń w pomieszczeniu znajduje się tylko jeden pies – ten, który aktualnie ćwiczy. Oznaczało to, że osoba bez klatki musiała wyjść ze swoim psem na zewnątrz i nie mogła obserwować treningów indywidualnych. Podczas seminarium z Magdą wszystkie psy w czasie wykładów były w klatkach, z których wychodziły na czas treningów grupowych.
Uuu, szkoda, dla jednego seminarium nie będziemy kupować klatki, tym bardziej, że jest nam zupełnie niepotrzebna 🙁
Jeju właśnie się zorientowałam (z komentarza), że nie na wszystkich trzech zdjęciach jest Baloo; jeju ależ oni są podobni po pyszczku można ich poznać bo przy nosie jeden jest biały a drugi brązowy. 5 minut zajęło mi obczjenie, że to jednak nie ten sam pies, no bo aussik, no bo blue marle, no bo w tej samej kurtałce. A tak apropo semi to fajna sprawa marzy mi się żeby w jakimś uczestniczyć ale nie słyszałam o żadnym w mojej okolicy :(. Tylko pozostaje pytanie czy z psem czy bez a nie wiem czy Funy zaakceptowałby tyle psów w jednym miejscu a z drugiej bez psa to tak trochę głupio (jak dla mnie), że w sensie lepiej pokazać "błędy" na miejscu, a nie tylko opowiadać.
Na wszelki wypadek zmieniłam podpisy pod zdjęciami, chociaż muszę przyznać, że dla mnie Baloo i Grandys to są totalnie różne (przede wszystkim ze względu na wyraz ryjków) psy. 😉
Co do seminariów w ogóle, to myślę, że obecność bez psa również jest bardzo wartościowa, a czasem nawet bardziej wartościowa niż z psem. Jeżeli nie masz pewności, jak Twój pies się zachowa, nie umie zostawać w klatce, etc. to po prostu dla własnego spokoju psychicznego lepiej zdecydować się na uczestnictwo bez psa – będzie można skoncentrować się na wchłanianiu wiedzy, zamiast na martwieniu się, że pies to albo tamto. W uczestnictwie bez psa nie ma nic głupiego, serio. Czasem to wręcz jedyna odpowiedzialna decyzja, jaką można podjąć.
A ja i tak przeczytałabym opisy i pomyślała że to ten sam pies i dopiero później bym się zorientowała że nie (również po komentarzach), nie przyjrzałabym się szczegółom w tym przypadku mordką :P. Ale faktycznie jak weszłam na bloga Grandysa (WYSZCZEKANI) to rzeczywiście od przodu (przede wszystkim) z ryjków są zupełnie inni.
Co do słów "tak trochę głupio" nie chodziło mi o to że źle czy coś; powiedzmy tak użyłam złego słowa bo chodziło mi że dziwnie, w tym sensie. Ja uwielbiam robić różne rzeczy ale wole je robić po prostu z psem, bo bez niego cały czas się zastanawiam "co by było gdyby on tu był, pewnie było by ciekawiej", a kiedy z nim jestem nie gdybam co by było gdyby go nie było itp. Ja po prostu tak już mam odkąd posiadam psa, że wolę robić z nim rzeczy bo świat nabiera wtedy więcej barw i jest mi po prostu lepiej. Także to ja źle się wyraziłam słowem "głupio". Niekiedy faktycznie można wynieść czegoś więcej bez psa niż z nim bo powiedzmy sobie szczerze jest on w pewnym stopniu ograniczeniem (nie problemem).
Ależ Wam zazdroszczę tego seminarium, przyznam, że trochę sobie plułam w brodę, że nie zakręciłam się wokół tego, żeby sprawdzać gdzie i kiedy pojawiają się takie seminaria…
Co prawda z Cookim zawsze mam poczucie, że jego ekscytacja i frustracja rozwalają imprezę, ale przecież mogłam tak jak Ty wybrać się sama! Możliwość wykonania obszernych notatek jest kusząca!
No trudno, może następnym razem!
Trzymam mocno kciuki, żeby udało Ci się dzięki zdobytej wiedzy jeszcze owocniej pracować z T. 🙂
Na Facebooku jest grupa Seminaria & Zawody, a także Obedience – kalendarz imprez. Naprawdę warto tam zaglądać w poszukiwaniu takich właśnie perełek. 🙂
Baloo jaką ma gustowną piżamkę 😀 😉
Sprawdzałaś już jak działają ćwiczenia na Rudą? Faktycznie obserwacja działa niemal tak dobrze jak seminarium z psem?
U nas też jest problem z motywacją na jedzenie- jedzenie po prostu nie jest tym, co Gira interesuje. Włączając wyrzucenie miski, aktywne zdobywanie, etc. Z ręki karmę bierze i wypluwa (co nie wpływa praktycznie na jego chęci wykonywania komend!), z konga wytrząsa z obrzydzeniem i gryzie zabawkę… Ostatnie dwa miesiące drogie karmy tak TOW zamieniłam na Britt Sport i jest ZDECYDOWANIE lepiej. Jednak przy posłuszeństwie nadal są problemy- nie śledzi ręki z jedzeniem, nie stara się wyjadać, a nie mogę ćwiczyć na zabawkę bo odbiega 10 metrów i czeka aż rzucę.. :p
Też mogłabym powiedzieć, że jedzenie nie jest tym, co mojego psa interesuje – liczyłam, że trochę zmieni się w tej kwestii po sterylizacji, ale stało się jak się stało i z kolejną próbą wycięcia T. muszę poczekać do następnej cieczki, więc pozostaje walczyć innymi metodami.
Co do aktywnego karmienia, to miski nie ma od jakiegoś czasu, ale z ręki T. karmę przyjmuje jako nagrodę kiedy jest serio głodna. Gdy jest w miarę najedzona to karmą pluje. Inaczej sprawa wygląda, kiedy jej rzucam pojedyncze granulki i musi po nie wyskoczyć – wtedy zdecydowanie chętniej zjada karmę. Zwłaszcza, że jeżeli się nie postara i granulek upadnie na ziemię nie pozwalam jej go podjąć, tylko zgarniam szybko krzycząc coś w stylu "Haha, moje!" i to ją całkiem, całkiem na jedzenie nakręca. Ale jeszcze dużo wody musi upłynąć, żeby osiągnąć w tym względzie trwały rezultat.
Bardzo ciekawa relacja :). Seminarium z Magdą jest jednym na których mi zależy, czekam na dogodny termin i miejsce.
O tak, z samych obserwacji można bardzo dużo wynieść. Chociaż w pewnym sensie obiecałam sobie, że moje kolejne semi będzie już z psem :D.
Wygląda na to, że powtórka seminarium "Wszystko o obedience" w Warszawie, jesienią jest już pewna, a nawet niedługo mają ruszyć zapisy, więc może…? 🙂
Bardzo ciekawe seminarium aż mam ochotę się wybrać na kolejne. 🙂 Jak to jest z osobami początkującymi w O? Aby pies mógł zacząć ćwiczyć w O musi pewnie umieć podstawowe komendy. Co jeszcze jest wymagane ? Jak najlepiej zacząć? Samodzielnie czy na szkoleniu w grupie?
W zasadzie nie jest wymagane nic specjalnego. Istotne, aby pies nie był agresywny, potrafił skoncentrować się na przewodniku podczas treningu i umiał zostawać w klatce (psy przebywają w klatkach podczas wykładów).
Myślę, że obi dobrze jest zaczynać pod okiem trenera – obojętne, czy indywidualnie, czy w grupie, ważne jest jednak, aby ktoś pokazał jak od początku uczyć dobrze poszczególnych elementów, bo łatwiej od razu nauczyć dobrze niż później odkręcać niedoróbki, zwłaszcza, że obi to taki sport w którym liczą się szczegóły.