Pasienie owiec. Jak nam to wychodzi?

W niedzielę wybieram się z Gambitem na piąty trening pasterski. Za nami dwa próbne podejścia do HWT i trochę pracy technicznej. Przed nami, z całą pewnością, mnóstwo przygód, bo pasienie to bardzo zaskakująca aktywność.

Długo broniłam się spróbowaniem pasienia owiec w zakresie większym niż tylko podstawowe sprawdzenie instynktu. Test zrobiłam, kiedy Gambit miał nieco ponad rok – instynkt stwierdzono i to w zupełności mi wystarczyło, szczególnie, że głowę zaprzątał mi wtedy debiut w oficjalnych zawodach obedience. Planowałam wrócić do pasienia później, jednak najpierw plany rozbiły się o rzeczywistość, a później obawiałam się, jak taka samodzielna aktywność przełożyć się na obedience. W efekcie Gambit zobaczył owce drugi raz po ponad dwóch latach przerwy.

Po pierwszym treningu pasterskim nie spodziewałam się wiele – przeciwnie, zapowiedziałam, że nie jestem pewna, czy mój pies w ogóle zainteresuje się owcami w zakresie większym niż uznanie ich za rozproszenie i świadome ignorowanie stada. Obiecałam sobie, że bez względu na to, jak beznadziejnie będzie szło dam mu szansę się wykazać przez pięć treningów, a jak nie zadziała bez żalu odpuszczę temat. Tym razem na zawsze. Tymczasem Gambit z miejsca przekroczył moje oczekiwania o całe lata świetlne. Kiedy weszliśmy do roundpenu po prostu wiedział co robić.

Okazało się, że mój słodki piesek bardzo dorósł i zmężniał, a ja mając go przy sobie na co dzień, zupełnie tego nie zauważyłam. Instynkt, rzecz jasna, stwierdzono podobnie, ale w porównaniu z pierwszym podejściem do owiec dwa lata wcześniej to był już zupełnie inny pies. Wcześniej, kiedy próbowaliśmy pasienia, Gambit również wiedział co robić, ale zadania, w których na psa nakładana jest presja były dla niego problemem – w ogóle nie używałam kija, odklejenie leniwych owiec od płotu było dla niego wyzwaniem nie do przejścia bez naprawdę dużej pomocy ze strony człowieka. Tym razem dał się poznać jako twardy pies, który laskę pasterską ma pod ogonem, próbuje dyskutować z przewodnikiem i forsować swoje zdanie oraz jest zdolny do manewrowania stadem w naprawdę trudnych warunkach (róg pastwiska, zabezpieczony ogrodzeniem i gęsto obsadzony drzewami). Przez trenerów, Łukasza i Elwirę z Chilabo Dogs został określony, jako prawdziwy pies do roboty. Tego na pewno się nie spodziewałam.

Szczególnie ważne jest dla mnie to, że – przynajmniej na razie, a na ten moment mamy za sobą dokładnie cztery treningi – nie widzę żadnych negatywnych skutków pasienia w obedience. Na treningach sportowych Gambit jest taki jak zawsze: zaangażowany, skupiony, odpowiedzialny. Wygląda na to, że świetnie rozróżnia konteksty i potrafi dostosować swój styl pracy do sytuacji. Bardzo się cieszę, że Gambit może mieć teraz obok obedience inną aktywność, do tego taką, która wymaga od niego zupełnie innego rodzaju używania mózgu, a przede wszystkim – zdecydowanie więcej samodzielności i niezależnego podejmowania decyzji. Wychodzi na to, że jestem psią matką małej wiary, bo nigdy też nie sądziłam, że mój pies okaże się w czymś takim naprawdę dobry. Tymczasem, z każdym kolejnym wypadem na pasienie moja wiara rośnie w siłę – mam nadzieję, że uda mi się pielęgnować ją w ten sposób w miarę regularnie.

photo credit: Iza Łysoń

  2 komentarze do tekstu: „Pasienie owiec. Jak nam to wychodzi?

  1. Avatar
    18 sierpnia 2018 at 11:20

    Jak ja tu dawno nie zabierałam głosu 😀
    Owce, coś co mnie niesamowicie intryguje, ale zarazem przeraża. Ze wstydem przyznaję się, że nigdy z Betem nie byłam (on będzie miał 3 lata za chwilę!), bo zawsze coś się rozjeżdżało. Oglądam zdjęcia, ale nie mam pojęcia jak ja miałabym tam na polu ogarnąć siebie, psa i nue zabić owiec jednocześnie. Przeraża i fascynuje, zazdroszczę doświadczeń i możliwości treningu ❤️
    Pozdrawiamy!

    • Pies do kwadratu
      Pies do kwadratu
      18 sierpnia 2018 at 11:45

      Miło Cię widzieć! 🙂
      Bo właśnie to w pasieniu jest najtrudniejsze, przynajmniej dla mnie – żeby kontrolować co robi pies, co się dzieje ze stade, co powinno się zrobić ze stadem za pomocą psa (tj. gdzie te owce trzeba zaprowadzić i w jaki sposób, np. podczas egzaminu HWT), kontrolować swoje ciało i odpowiednio pokazywać pus co ma robić i jeszcze nie dać się staranować owcom i nie wejść w dziurę… Tu jest naprawdę cała masa zmiennych, które trzeba ogarnąć, do tego dochodzi działanie na insktynkcie, który wbrew pozorom nie zawsze podpowiada psu co trzeba zrobić. Czasem pies naturalnie chce robić coś zgoła innego niż życzyłby sobie tego człowiek, dlatego pies na owcach powinien być posłuszny – ja w ogóle usłyszałam od Elwiry, że to, że Gambit jest kosmicznie posłuszny sprawia, że mam nad wszystkimi innymi co najmniej pół roku przewagi.
      Ogólnie, polecam spróbować, jeżeli kiedyś będziesz miała okazję, bo to jest bardzo interesujące doświadczenie, zupełnie inne niż dowolny psi sport. Pies ma tu dużo więcej samodzielności i może pokazać się z zupełnie innej, nieznanej strony. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.